Jedno wyszukiwanie, które zburzyło mój świat – Prawda, której nie chciałam znać

– Mamo, dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś?! – mój głos drżał, a serce waliło jak oszalałe. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni telefon, na którego ekranie widniała strona internetowa z archiwalnym artykułem. Mama patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby nagle zapomniała, jak się oddycha.

Jeszcze godzinę temu byłam zwyczajną dziewczyną z Olsztyna, która właśnie szykowała się na uroczystość wręczenia dyplomów. W domu pachniało kawą i świeżo upieczonym sernikiem, tata żartował coś o mojej przyszłej karierze prawniczki, a młodszy brat, Kuba, próbował ukraść mi buty na obcasie. Byliśmy rodziną jakich wiele – przynajmniej tak mi się wydawało.

Wszystko zaczęło się od zwykłego wyszukiwania. Chciałam znaleźć zdjęcie z mojego pierwszego dnia w liceum do prezentacji na zakończenie studiów. Wpisałam swoje imię i nazwisko: „Aleksandra Nowak”. Przewijałam kolejne wyniki, aż nagle zobaczyłam znajome zdjęcie – moje zdjęcie sprzed lat, ale podpisane innym nazwiskiem: „Aleksandra Zielińska”. Kliknęłam. Artykuł był sprzed dwudziestu lat. „Dramatyczne porwanie niemowlęcia ze szpitala wojewódzkiego – dziecko odnalezione po trzech dniach”.

Zamarłam. Przeczytałam tekst jeszcze raz. Imię matki: Anna Zielińska. Data urodzenia dziecka: 17 marca 1998 roku. To była moja data urodzin.

– Mamo…? – głos mi się załamał.

Mama podeszła do mnie powoli, jakby każdy krok ważył tonę. – Olu… To nie tak…

– To nie tak?! – krzyknęłam. – Całe życie żyłam w kłamstwie? Kim ja właściwie jestem?

Tata wbiegł do kuchni, słysząc podniesione głosy. – Co się dzieje?

– Tata, czy ty wiedziałeś? – spojrzałam na niego z rozpaczą.

Zapanowała cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Mama usiadła przy stole i zaczęła płakać. Tata objął ją ramieniem i spojrzał na mnie błagalnie.

– Olu, to była bardzo trudna decyzja…

– Jaka decyzja?! – wrzasnęłam. – Żeby ukrywać przede mną prawdę przez dwadzieścia pięć lat?

Mama otarła łzy i zaczęła mówić cicho:

– Kiedy cię znaleźliśmy… byłaś taka malutka, bezbronna. Twoja biologiczna mama… Anna… była wtedy bardzo chora psychicznie. Nie mogła się tobą opiekować. Sąd zdecydował o twoim przekazaniu do adopcji. My… my cię pokochaliśmy od pierwszego wejrzenia.

Poczułam się jakby ktoś wyciągnął mi grunt spod nóg. Wszystko, co wiedziałam o sobie, nagle stało się niepewne.

– Dlaczego nigdy mi nie powiedzieliście? – zapytałam już ciszej.

Tata spuścił wzrok:

– Baliśmy się, że nas odrzucisz. Że przestaniesz być naszą córką.

Wybiegłam z domu, nie słysząc już ich wołań. Szłam bez celu przez osiedle Jaroty, mijając znajome bloki i place zabaw, które nagle wydawały się obce. Zatrzymałam się dopiero nad jeziorem Ukiel. Usiadłam na ławce i patrzyłam na wodę, próbując poukładać myśli.

Czy byłam Aleksandrą Nowak czy Aleksandrą Zielińską? Czy moi rodzice byli moimi rodzicami? Czy powinnam szukać tej kobiety – mojej biologicznej matki?

Przez kolejne dni w domu panowała atmosfera grobowa. Kuba chodził jak cień, nie wiedząc jak się zachować. Mama próbowała ze mną rozmawiać, ale ja unikałam jej wzroku.

Pewnego wieczoru usłyszałam cichy głos zza drzwi mojego pokoju:

– Olu… mogę wejść?

To był Kuba.

– Jasne – odpowiedziałam bez entuzjazmu.

Usiadł na brzegu łóżka i patrzył na mnie poważnie jak nigdy wcześniej.

– Wiem, że jest ci ciężko… Ale dla mnie zawsze będziesz moją siostrą. Nieważne co mówią papiery.

Objęłam go mocno i po raz pierwszy od kilku dni się rozpłakałam.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z rodzicami. Usiedliśmy przy stole w milczeniu.

– Chcę poznać Annę Zielińską – powiedziałam stanowczo.

Mama pobladła, ale skinęła głową.

– Pomogę ci ją znaleźć.

Z pomocą prawnika udało nam się ustalić adres Anny Zielińskiej w małym miasteczku pod Olsztynem. Pojechałyśmy tam razem z mamą adoptowaną. Droga była pełna napięcia i milczenia.

Dom Anny był skromny, zaniedbany. Otworzyła nam kobieta o zmęczonych oczach i siwych włosach.

– Dzień dobry… Pani Anna Zielińska? – zapytałam niepewnie.

Kobieta spojrzała na mnie długo i nagle zaczęła płakać.

– Ola…? To naprawdę ty?

Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałyśmy tak przez chwilę w milczeniu, aż Anna wyciągnęła do mnie ręce.

Rozmowa była trudna i pełna łez. Anna opowiedziała mi o swoich problemach psychicznych, o samotności i żalu po stracie dziecka. Przepraszała za wszystko, choć wiedziałam, że nie ona była winna temu co się stało.

Po powrocie do domu długo rozmawiałam z mamą adoptowaną. Zrozumiałam wtedy jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi, ale przede wszystkim miłość i oddanie.

Minęło kilka miesięcy zanim pogodziłam się z nową rzeczywistością. Utrzymuję kontakt zarówno z Anną, jak i z rodzicami adoptowanymi. Każde z nich jest częścią mojej historii.

Czasem zastanawiam się: czy lepiej byłoby żyć w nieświadomości? Czy prawda zawsze jest lepsza od kłamstwa? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?