Dzień, w którym nie byłam mile widziana: Urodziny bez wnuka i bez mnie – historia matki, która straciła rodzinę przez jeden SMS

– Mamo, proszę… nie przychodź jutro na urodziny Antosia. Tak będzie lepiej dla wszystkich. – Gdy przeczytałam tę wiadomość od mojego syna, poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w ekran telefonu, a łzy same napływały mi do oczu. Przez chwilę miałam nadzieję, że to żart. Ale nie był.

W mojej głowie natychmiast pojawiły się obrazy: pierwszy raz, gdy trzymałam syna na rękach w szpitalu w Krakowie, jego pierwszy dzień w szkole, wspólne pieczenie pierników na święta. Jak to możliwe, że teraz jestem tą osobą, której nie chce się widzieć na rodzinnej uroczystości? Przecież to ja zawsze byłam tą, która wszystko organizowała, dbała o atmosferę, godziła wszystkich przy stole. A teraz… jestem problemem.

Próbowałam oddychać spokojnie. Wstałam i zaczęłam krzątać się po kuchni, jakbym mogła uciec od własnych myśli. Woda w czajniku zaczęła bulgotać, ale zapomniałam nawet zalać herbatę. W końcu usiadłam z powrotem i zaczęłam pisać odpowiedź: „Rozumiem. Jeśli tak uważasz…” Ale nie wysłałam jej od razu. Zamiast tego zadzwoniłam do mojej siostry, Grażyny.

– Grażka, wyobrażasz sobie? Michał napisał mi, że nie mam przychodzić na urodziny Antosia! – głos mi się załamał.
– Boże, Anka… Co się stało? Pokłóciliście się znowu?
– Nie… To znaczy… Ostatnio powiedziałam parę słów za dużo jego żonie. Ale przecież nie chciałam źle! Tylko… ona tak dziwnie wychowuje Antosia. Wszystko mu pozwala! A Michał… on już nie jest moim synem, tylko jej mężem.

Grażyna westchnęła ciężko.
– Wiesz, że młodzi są teraz inni. Może powinnaś przeprosić?
– Ale za co? Za to, że się martwię?

Zamilkłyśmy na chwilę. W tej ciszy usłyszałam własne serce bijące jak oszalałe. Przypomniałam sobie ostatnią wizytę u Michała. Jego żona, Kasia, patrzyła na mnie z chłodnym uśmiechem, kiedy próbowałam zwrócić uwagę Antosiowi, żeby nie rzucał jedzeniem po całym salonie.

– Mamo, zostaw go. To tylko dziecko – powiedziała wtedy Kasia.
– Ale przecież trzeba go uczyć porządku od małego – odpowiedziałam.
Michał tylko spuścił wzrok i udawał, że nie słyszy.

Może wtedy wszystko się zaczęło psuć? Może powinnam była milczeć? Ale jak matka ma patrzeć obojętnie na to, jak jej wnuk wyrasta na rozkapryszonego chłopca?

Wróciłam myślami do teraźniejszości. Urodziny Antosia miały być jutro. Zawsze piekłam dla niego tort czekoladowy z truskawkami – jego ulubiony. Teraz nawet nie wiedziałam, czy ktoś o nim pomyśli. Czy Kasia upiecze mu tort? Czy Michał w ogóle pamięta o tych wszystkich drobiazgach z dzieciństwa?

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i analizowałam każdy szczegół ostatnich miesięcy. Może rzeczywiście za bardzo się wtrącałam? Może powinnam była pozwolić im żyć po swojemu? Ale przecież robiłam to z miłości! Czy to naprawdę takie złe?

Następnego dnia obudziłam się wcześnie. Zamiast szykować się na urodziny wnuka, siedziałam sama w pustym mieszkaniu. Cisza była ogłuszająca. Wzięłam do ręki telefon i przeglądałam stare zdjęcia: Michał jako mały chłopiec na rowerku, potem już jako nastolatek z gitarą w ręku… I nagle przypomniało mi się, jak kiedyś obiecał mi: „Mamo, nigdy cię nie zostawię”.

A jednak zostawił.

W południe zadzwoniła sąsiadka.
– Aniu, czemu cię nie ma na urodzinach Antosia? Widziałam przez okno balony i dzieciaki biegające po ogródku.
– Nie jestem dziś mile widziana – odpowiedziałam cicho.
– Co ty mówisz? Przecież zawsze byłaś duszą każdej imprezy!

Nie miałam siły tłumaczyć jej wszystkiego. Po prostu rozłączyłam się i znów poczułam łzy pod powiekami.

Po południu zdecydowałam się wyjść na spacer po Plantach. Patrzyłam na rodziny z dziećmi i czułam ukłucie zazdrości. Czy naprawdę zasłużyłam na to wykluczenie? Przecież całe życie poświęciłam rodzinie! Zrezygnowałam z własnych marzeń dla Michała – nie poszłam na studia zaoczne, bo trzeba było opiekować się nim po szkole; nie wyjechałam do pracy za granicę, bo bałam się zostawić go samego z ojcem alkoholikiem.

Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania. Na stole leżał niedokończony tort czekoladowy – upiekłam go z przyzwyczajenia rano, zanim jeszcze dotarło do mnie, że nikt go dziś nie spróbuje.

Usiadłam przy stole i zaczęłam pisać list do Michała:
„Synku,
Nie wiem, gdzie popełniłam błąd. Może rzeczywiście za bardzo chciałam być częścią waszego życia. Może powinnam była milczeć i tylko patrzeć z daleka. Ale pamiętaj – wszystko robiłam z miłości. Jeśli kiedyś będziesz mnie potrzebował – zawsze tu będę.”

Nie wiem, czy kiedykolwiek mu ten list wyślę.

Czasem myślę: czy można kochać za bardzo? Czy matczyna miłość może być ciężarem? A może po prostu świat się zmienił i ja już nie potrafię za nim nadążyć?

Czy wy też kiedyś czuliście się niepotrzebni we własnej rodzinie? Co wtedy zrobiliście?