Między dwoma matkami: Zmywarka, która podzieliła rodzinę

— Nie będzie żadnej zmywarki w moim domu! — głos mamy przeszył ciszę kuchni niczym nóż. Stałam przy blacie, ścierając ręce o fartuch, próbując zapanować nad drżeniem. W powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy i napięcia, które można było kroić nożem.

— Mamo, ale to nie jest tylko twój dom… — zaczęłam nieśmiało, ale przerwała mi ruchem ręki.

— To jest mój dom, bo ja tu mieszkam od trzydziestu lat! Ty przyszłaś tu z tym swoim mężem i myślisz, że wszystko pozmieniasz? — Jej oczy płonęły gniewem, a ja poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym.

Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że wszystko idzie ku lepszemu. Po ślubie z Piotrem zamieszkaliśmy u mojej mamy — to miało być tymczasowe rozwiązanie, dopóki nie uzbieramy na własne mieszkanie. Piotr był cierpliwy, choć widziałam, że coraz trudniej mu znosić codzienne spięcia. Moja mama była typową polską matką: silna, zasadnicza, przekonana o swojej racji. Teściowa, pani Halina, była jej zupełnym przeciwieństwem — serdeczna, otwarta na nowości, zawsze gotowa pomóc.

To właśnie ona zaproponowała, że kupi nam zmywarkę. „Nie musicie się męczyć ze zmywaniem po pracy!” — powiedziała z uśmiechem podczas niedzielnego obiadu. Piotr od razu się ucieszył. Ja też — miałam już dość wiecznych kłótni o to, kto ma zmywać po kolacji.

Nie spodziewałam się jednak takiej reakcji mojej mamy.

— Musisz powiedzieć Halinie, że ja się nie zgadzam! — powtórzyła stanowczo.

— Ale dlaczego? Przecież to tylko zmywarka…

— Bo nie chcę żadnych cudów techniki w mojej kuchni! — wykrzyknęła. — Zawsze sobie radziłam bez tego. I ty też możesz!

Wyszłam z kuchni, zanim łzy napłynęły mi do oczu. Piotr czekał w pokoju. Spojrzał na mnie pytająco.

— I co?

— Nie zgadza się… — szepnęłam.

Piotr westchnął ciężko. — Może ja z nią porozmawiam?

— Nie wiem, czy to coś da…

Wieczorem zadzwoniła teściowa. Słyszałam jej głos przez telefon: ciepły, troskliwy, pełen nadziei.

— Kochana, już zamówiłam tę zmywarkę! Przyjadą ją zamontować w środę. Cieszysz się?

Zamarłam. Co mam jej powiedzieć? Że moja mama nie chce? Że w naszym domu nawet tak prosta rzecz jak zmywarka może stać się powodem wojny?

— Mamo Halino… — zaczęłam niepewnie. — Jest mały problem…

Przez chwilę w słuchawce panowała cisza.

— Twoja mama nie chce?

— Nie…

— To może ja z nią porozmawiam? — zaproponowała teściowa.

Wyobraziłam sobie tę rozmowę: dwie kobiety, które nigdy nie potrafiły znaleźć wspólnego języka. Mama zawsze patrzyła na Halinę z góry — „ona taka nowoczesna, a ja wiem lepiej”. Halina próbowała być miła, ale czułam, że coraz bardziej ją to męczy.

W środę rano mama była wyjątkowo milcząca. Siedziała przy stole z filiżanką herbaty i patrzyła przez okno na szare podwórko. Ja krzątałam się po kuchni, udając, że wszystko jest w porządku.

Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. To był kurier ze zmywarką.

— Co to ma być?! — wybuchła mama, widząc karton w przedpokoju.

— Mamo… Proszę cię…

— Wynoście to stąd! Nie chcę tego widzieć!

Piotr próbował interweniować:

— Pani Anno, to naprawdę ułatwi nam życie…

— A kto będzie płacił za prąd? Za wodę? Wy myślicie tylko o sobie! — krzyczała mama.

Kurier patrzył na nas zdezorientowany. W końcu zabrał zmywarkę i wyszedł bez słowa.

Wieczorem zadzwoniła teściowa:

— I co? Zamontowali?

Zacisnęłam powieki.

— Nie… Mama nie pozwoliła…

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

— Kochana… Ja chciałam dobrze…

Poczułam się winna wobec wszystkich: wobec mamy, która czuła się zagrożona zmianami; wobec teściowej, która chciała nam pomóc; wobec Piotra, który coraz częściej mówił o wyprowadzce.

Tego wieczoru doszło do pierwszej poważnej kłótni między mną a mamą.

— Dlaczego nie możesz choć raz ustąpić? — wykrzyczałam przez łzy. — To tylko zmywarka!

Mama spojrzała na mnie z bólem w oczach.

— Boję się… Boję się, że jak pozwolę na jedno, to potem już nic nie będzie moje. Najpierw zmywarka, potem remont kuchni… A potem powiecie mi, żebym się wyprowadziła!

Zamilkłam. Nigdy nie pomyślałam o tym w ten sposób.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była ciężka jak nigdy wcześniej. Piotr coraz częściej wychodził do pracy wcześniej i wracał później. Ja unikałam rozmów z mamą. Teściowa przestała dzwonić.

Pewnego wieczoru usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Mama przyszła do kuchni i usiadła naprzeciwko mnie.

— Przepraszam — powiedziała cicho. — Wiem, że ci trudno… Ale ja naprawdę nie umiem inaczej.

Spojrzałam na nią przez łzy.

— Mamo… My też chcemy mieć trochę swojego życia…

Mama westchnęła ciężko.

— Może kiedyś to zrozumiem…

Kilka tygodni później Piotr znalazł mieszkanie do wynajęcia. Spakowaliśmy rzeczy w milczeniu. Mama patrzyła na nas smutno, ale nie próbowała nas zatrzymać.

Kiedy wychodziliśmy z walizkami na klatkę schodową, zatrzymała mnie w drzwiach.

— Kocham cię — powiedziała cicho. — I zawsze będziesz moją córką. Ale musisz żyć po swojemu.

Przytuliłyśmy się mocno. Wiedziałam, że to nie koniec naszych problemów, ale pierwszy krok został zrobiony.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę warto było pokłócić się o zmywarkę? Czy może to był tylko pretekst do tego, by wyrwać się spod skrzydeł mamy i zacząć własne życie?

A wy? Czy mieliście kiedyś konflikt rodzinny o coś zupełnie błahego? Jak sobie poradziliście?