Kiedy cisza krzyczy – Wyznanie babci Zofii
– Ola, dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać? – zapytałam, czując jak głos drży mi ze zdenerwowania. Stała w przedpokoju, z plecakiem przewieszonym przez ramię, patrząc gdzieś poza mnie, jakby ściana za moimi plecami była ciekawsza niż ja sama.
– Nie mam czasu, babciu. Muszę iść do Ani – rzuciła szybko i już jej nie było.
Zostałam w pustym mieszkaniu, z ciszą, która nagle stała się nie do zniesienia. Przez całe życie byłam dla wszystkich opoką – dla mojego syna Pawła, dla jego żony Magdy, a przede wszystkim dla Oli. Odkąd zmarł mój mąż, to ja byłam tą, która scalała rodzinę. Ale od kilku miesięcy coś się zmieniło. Ola przestała przychodzić na nasze wspólne obiady, nie odbierała telefonów, a kiedy już się pojawiała, była nieobecna duchem.
– Magda, czy coś się dzieje z Olą? – zapytałam któregoś dnia synową, kiedy przyszła po pracy na herbatę.
Magda wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
– Zofia, Ola dorasta. Ma swoje sprawy, przyjaciół. To normalne.
Ale ja czułam, że to nie jest zwykłe dorastanie. Zbyt dobrze znałam swoją wnuczkę. Zawsze była otwarta, wrażliwa, przychodziła do mnie z każdym problemem – od złamanej kredki po złamane serce. Teraz zamknęła się w sobie jak nigdy dotąd.
Wieczorami leżałam w łóżku i przewracałam się z boku na bok. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy to moja wina? Czy zrobiłam coś nie tak? Przypominałam sobie nasze wspólne chwile – jak piekłyśmy szarlotkę na święta, jak uczyłam ją robić na drutach. Gdzie popełniłam błąd?
Pewnego dnia postanowiłam pójść do szkoły Oli pod pretekstem odebrania jej po lekcjach. Stałam pod bramą i obserwowałam, jak wychodzi z grupką dziewczyn. Śmiały się głośno, ale Ola szła z boku, przygarbiona, z rękami w kieszeniach.
– Ola! – zawołałam.
Zatrzymała się na chwilę, spojrzała na mnie i odwróciła wzrok.
– Babciu, mówiłam ci, że mam korepetycje – powiedziała cicho.
– Odprowadzę cię – zaproponowałam.
Szłyśmy w milczeniu przez kilka minut. Czułam narastające napięcie.
– Ola, proszę cię… powiedz mi prawdę. Co się dzieje?
Zatrzymała się nagle i spojrzała mi prosto w oczy. W jej spojrzeniu zobaczyłam ból i gniew.
– Ty nic nie rozumiesz! – krzyknęła i pobiegła przed siebie.
Stałam na chodniku jak sparaliżowana. Ludzie mijali mnie obojętnie, a ja czułam się jakby świat się zatrzymał.
Wieczorem zadzwonił Paweł.
– Mamo, co ty wyprawiasz? Dlaczego nachodzisz Olę pod szkołą? Ona jest wściekła!
– Paweł… ja tylko chciałam pomóc…
– Daj jej spokój. To jej życie.
Rozłączył się bez słowa pożegnania. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Przez kolejne dni unikałam kontaktu z Olą i resztą rodziny. Zajęłam się ogródkiem, sprzątaniem szafek, wszystkim byleby nie myśleć o tym, co się dzieje. Ale nocami wracały pytania bez odpowiedzi.
Któregoś popołudnia usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Magdę. Była blada i wyraźnie zdenerwowana.
– Zofia… musimy porozmawiać – powiedziała cicho.
Usiadłyśmy w kuchni przy herbacie. Magda długo milczała, bawiąc się łyżeczką.
– Ola ma problemy… w szkole. Jest wyśmiewana przez koleżanki. Ktoś rozpuścił plotkę o niej i… ona bardzo to przeżywa. Nie chciała ci mówić, bo myślała, że będziesz rozczarowana.
Poczułam ukłucie w sercu.
– Dlaczego mi nie powiedziała? Przecież zawsze mogła na mnie liczyć!
Magda spuściła wzrok.
– Może bała się twojej reakcji? Wiesz… czasem wydajesz się surowa…
Te słowa zabolały bardziej niż cokolwiek innego. Ja? Surowa? Przecież zawsze chciałam tylko dobrze!
Wieczorem długo siedziałam przy oknie, patrząc na światła miasta. Przypomniałam sobie własną młodość – jak moja matka nigdy nie miała dla mnie czasu, jak musiałam radzić sobie sama ze wszystkim. Przysięgłam sobie wtedy, że nigdy nie będę taka wobec swoich dzieci i wnuków. Czy naprawdę powieliłam ten sam schemat?
Następnego dnia postanowiłam napisać do Oli list. Pisałam długo, przepraszając za wszystko co mogło ją zranić, zapewniając o swojej miłości i wsparciu. Położyłam list na jej biurku podczas jej nieobecności.
Minęły dwa dni ciszy. Trzeciego wieczoru usłyszałam cichy dźwięk telefonu.
– Babciu… możemy się spotkać? – zapytała Ola drżącym głosem.
Spotkałyśmy się w parku. Siedziałyśmy na ławce długo w milczeniu. W końcu Ola zaczęła mówić – o bólu, samotności, o tym jak bardzo bała się mojej opinii.
– Myślałam… że będziesz zawiedziona mną… że nie jestem taka silna jak ty…
Objęłam ją mocno.
– Każdy ma prawo być słaby. Nawet ja bywam słaba…
Wróciłyśmy do domu razem. Od tamtej pory nasza relacja zaczęła się odbudowywać – powoli, krok po kroku. Ale już nigdy nie byłam tą samą osobą co wcześniej. Zrozumiałam jak łatwo można zranić kogoś bliskiego nawet mając najlepsze intencje.
Czasem patrzę na Olę i zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryje nasza rodzina? Czy kiedykolwiek nauczymy się naprawdę ze sobą rozmawiać? A może każda rodzina musi przejść przez swoje ciche burze?