Nauka Szacunku do Granic: Historia Rodziny Kowalskich

„Mamo, mamo! Zobacz, co zrobiłem!” – krzyknął mały Krzyś, wbiegając do kuchni z rysunkiem w ręku. Byłam w trakcie rozmowy telefonicznej z moim szefem, próbując wyjaśnić pewne nieporozumienie w pracy. „Krzyś, kochanie, teraz rozmawiam przez telefon. Poczekaj chwilę, dobrze?” – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.

Krzyś zmarszczył brwi i odszedł, ale widziałam, że był rozczarowany. To był jeden z tych momentów, kiedy czułam się rozdarta między obowiązkami zawodowymi a potrzebami moich dzieci. Po zakończeniu rozmowy poszłam do jego pokoju. „Krzyś, przepraszam, że musiałeś czekać. Pokaż mi teraz swój rysunek” – powiedziałam z uśmiechem.

Krzyś podniósł kartkę i z dumą pokazał mi swoje dzieło – kolorowy obrazek przedstawiający naszą rodzinę na wakacjach nad morzem. „To piękne, naprawdę!” – pochwaliłam go, a jego twarz rozjaśniła się uśmiechem.

Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam z mężem, Piotrem, przy stole w kuchni. „Musimy coś zrobić z tym ciągłym przerywaniem” – zaczęłam rozmowę. „Krzyś i Ania muszą nauczyć się szanować czas innych ludzi.”

Piotr skinął głową. „Masz rację. Ale jak to zrobić? Nie chcę, żeby czuli się ignorowani albo mniej ważni.”

Zastanawialiśmy się nad tym długo. Postanowiliśmy wprowadzić zasadę „czasu ciszy”, kiedy każdy z nas będzie miał chwilę dla siebie bez przerywania. Ustaliliśmy też, że będziemy uczyć dzieci, jak ważne jest słuchanie i czekanie na swoją kolej.

Następnego dnia podczas śniadania opowiedzieliśmy dzieciom o naszych nowych zasadach. „Krzyś, Ania, chcemy z wami porozmawiać o czymś ważnym” – zaczęłam. „Chcemy wprowadzić nową zasadę w naszym domu. Będzie to czas ciszy, kiedy każdy z nas będzie miał chwilę dla siebie i nie będziemy sobie przeszkadzać.”

Ania spojrzała na mnie z zaciekawieniem. „Ale dlaczego?” – zapytała.

„Ponieważ każdy potrzebuje czasem chwili spokoju, żeby pomyśleć albo zrobić coś ważnego” – wyjaśnił Piotr.

Krzyś wydawał się nieco zdezorientowany, ale skinął głową na znak zgody.

Przez kilka następnych dni staraliśmy się trzymać nowych zasad. Było to trudniejsze niż myśleliśmy. Dzieci często zapominały i przychodziły do nas z pytaniami lub prośbami w najmniej odpowiednich momentach.

Pewnego dnia, kiedy siedziałam przy komputerze i pracowałam nad projektem, Ania przyszła do mnie z książką w ręku. „Mamo, możesz mi przeczytać tę historię?” – zapytała.

Spojrzałam na zegar i zobaczyłam, że to czas ciszy. „Ania, pamiętasz naszą zasadę? Teraz jest czas ciszy” – przypomniałam jej delikatnie.

Ania spuściła głowę i odeszła, ale widziałam łzy w jej oczach. Poczułam ukłucie winy. Czy naprawdę robimy dobrze?

Wieczorem rozmawiałam o tym z Piotrem. „Może przesadzamy? Może są za mali na takie zasady?” – zastanawiałam się głośno.

Piotr westchnął. „To trudne, ale musimy być konsekwentni. Inaczej nigdy się nie nauczą” – powiedział.

Postanowiliśmy dać im trochę więcej czasu na przystosowanie się do nowych zasad i być bardziej wyrozumiali.

Kilka tygodni później zauważyliśmy pierwsze efekty naszych starań. Dzieci zaczęły pytać przed przerywaniem i czekały cierpliwie na swoją kolej. Było to dla nas ogromne osiągnięcie.

Jednak pewnego dnia doszło do konfliktu między Krzysiem a Anią. Kłócili się o zabawkę i żadne z nich nie chciało ustąpić. Wtedy przypomniałam im o naszych zasadach.

„Pamiętacie, co mówiliśmy o szanowaniu granic innych ludzi?” – zapytałam ich.

Krzyś spojrzał na Anię i powiedział: „Przepraszam, Aniu. Możesz bawić się pierwsza.” Ania uśmiechnęła się i oddała mu zabawkę po chwili zabawy.

To był moment, który utwierdził mnie w przekonaniu, że nasze wysiłki nie poszły na marne.

Czasami zastanawiam się jednak, czy nie wymagam od nich zbyt wiele. Czy to możliwe, że ucząc ich szacunku do granic innych ludzi, jednocześnie ograniczam ich spontaniczność i radość życia? Jak znaleźć złoty środek między nauką a miłością?