Czy naprawdę jestem już nikomu niepotrzebna? Historia matki, która postawiła wszystko na jedną kartę
– Znowu nie odbierają – szepnęłam do siebie, patrząc na migający ekran telefonu. To już trzeci raz w tym tygodniu próbowałam dodzwonić się do Ani. Wczoraj próbowałam do Pawła, a tydzień temu do Magdy. Zawsze to samo: sygnał, potem poczta głosowa, a na koniec cisza. Nawet nie oddzwaniają. Siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w zdjęcia dzieci na ścianie. Jeszcze kilka lat temu ten dom tętnił życiem – śmiech, kłótnie o drobiazgi, zapach świeżo upieczonego ciasta. Teraz słychać tylko tykanie zegara i moje własne myśli.
Pamiętam, jak Ania płakała, gdy rozbiła kolano na rowerze. Jak Paweł przynosił mi laurki na Dzień Matki, a Magda godzinami opowiadała o swoich marzeniach. Byłam dla nich wszystkim. Teraz mam wrażenie, że jestem tylko przeszkodą. „Mamo, nie mam czasu”, „Mamo, później zadzwonię”, „Mamo, przecież wszystko u ciebie dobrze” – te zdania słyszę najczęściej. Ale czy naprawdę wszystko u mnie dobrze?
W zeszłym miesiącu miałam urodziny. Siedziałam sama przy stole z kawałkiem tortu z pobliskiej cukierni. Czekałam na telefon, na wiadomość, na cokolwiek. Przyszły dwie smsy: od Ani i Magdy. Paweł nawet nie napisał. Wtedy coś we mnie pękło.
Kilka dni później zadzwoniła Ania. – Mamo, przepraszam, mam tyle pracy…
– Aniu – przerwałam jej – czy wy w ogóle jeszcze pamiętacie, że macie matkę? Czy ja już jestem tylko jakimś obowiązkiem do odhaczenia?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo, nie przesadzaj…
– Nie przesadzam! – podniosłam głos. – Od miesięcy próbuję się z wami skontaktować. Nie interesuje was, co u mnie. Nawet na urodziny nie potrafiliście zadzwonić.
– Przepraszam…
– Wiesz co? Jeśli tak ma wyglądać nasza relacja, to może lepiej w ogóle nie udawajmy rodziny.
Zakończyłam rozmowę drżącą ręką. Potem długo płakałam. Wiedziałam, że byłam ostra, może nawet za bardzo. Ale ile można być ignorowaną?
Przez kolejne dni nikt się nie odezwał. Cisza była jeszcze bardziej bolesna niż zwykle. Zaczęłam się zastanawiać: Może rzeczywiście przesadziłam? Może powinnam była być bardziej wyrozumiała? Ale z drugiej strony – ile można czekać na odrobinę zainteresowania?
W pracy koleżanki opowiadały o swoich dzieciach: o wspólnych obiadach, o wnukach, o codziennych telefonach. Słuchałam ich z zazdrością i poczuciem winy. Może to ja coś zrobiłam źle? Może byłam zbyt wymagająca? Zbyt opiekuńcza? A może po prostu dzieci dorastają i mają własne życie?
Pewnego wieczoru zadzwoniła Magda.
– Mamo… możemy porozmawiać?
Czułam ulgę i strach jednocześnie.
– Oczywiście.
– Wiem, że jesteś zła… Ale my naprawdę mamy dużo na głowie. Praca, dzieci… Czasem po prostu nie mamy siły.
– Rozumiem – odpowiedziałam cicho – ale czy to znaczy, że już nie jestem ważna?
– Nie mów tak! Jesteś dla nas ważna… tylko…
– Tylko co?
– Tylko czasem zapominamy o tym pokazać.
Rozmowa była długa i pełna łez po obu stronach. Magda obiecała, że spróbują częściej się odzywać. Ale czy to wystarczy? Czy kilka rozmów naprawi lata zaniedbań?
Kilka dni później Paweł przyszedł niespodziewanie z bukietem kwiatów.
– Mamo… przepraszam.
Patrzyłam na niego i widziałam w jego oczach chłopca, którym kiedyś był.
– Chciałem ci powiedzieć… że czasem po prostu nie wiem, jak rozmawiać. Boję się twojego rozczarowania.
Przytuliłam go mocno.
– Najbardziej rozczarowuje mnie cisza – szepnęłam.
Od tamtej pory coś się zmieniło. Dzieci częściej dzwonią, czasem wpadają na kawę. Ale wciąż czuję dystans, jakbyśmy byli na dwóch różnych planetach.
Czasem zastanawiam się: czy moje ultimatum było zbyt surowe? Czy mogłam inaczej zawalczyć o naszą rodzinę? Czy da się odbudować więzi, które przez lata słabły? A może samotność to po prostu cena dorosłości – ich i mojej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?