Wyrzuciłem syna i jego ciężarną żonę z domu. Dziś nie mogę spać spokojnie…
— Zosia, co się stało? — rzuciłem te słowa, ledwo zamykając za sobą drzwi. Moja najmłodsza córka siedziała skulona na kanapie, z twarzą ukrytą w dłoniach. Jej ramiona drżały od szlochu.
— Tata… — wychrypiała przez łzy. — Oni… oni się pokłócili.
Wiedziałem od razu, o kim mówi. Michał, mój syn, i jego żona Kasia mieszkali z nami od roku. Kasia była w piątym miesiącu ciąży, a ja codziennie walczyłem z własną frustracją — nie tak wyobrażałem sobie dorosłość mojego syna. Miał pracować, dbać o rodzinę, a nie siedzieć u nas na garnuszku.
Wszedłem do kuchni. Michał stał przy stole, zaciskając pięści. Kasia płakała cicho pod oknem.
— Co tu się dzieje? — zapytałem ostrzej, niż zamierzałem.
— Nic, tato — burknął Michał. — Po prostu…
— Po prostu co? — przerwałem mu. — Znowu się kłócicie? Ile razy mam powtarzać, że nie będę tolerował awantur w tym domu?
Kasia spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem. — Przepraszam, panie Franku…
— Nie jestem twoim panem! — wybuchłem. — Jesteś żoną mojego syna i matką mojego przyszłego wnuka! A zachowujecie się jak dzieci!
Michał podszedł do mnie z zaciśniętą szczęką. — Może powinniśmy się wyprowadzić…
— Może powinniście! — krzyknąłem, zanim zdążyłem się zastanowić. — Skoro nie potraficie żyć pod moim dachem według moich zasad, to droga wolna!
Zapadła cisza. Kasia zaczęła jeszcze mocniej płakać. Michał patrzył na mnie z nienawiścią, jakiej nigdy wcześniej w jego oczach nie widziałem.
— Dobrze — powiedział cicho. — Wyprowadzimy się.
Zosia wbiegła do kuchni i objęła Kasię. — Nie możecie ich wyrzucić! — krzyczała do mnie przez łzy.
Ale ja już podjąłem decyzję. W tamtej chwili byłem przekonany, że robię to dla dobra wszystkich. Że nauczę ich odpowiedzialności.
Wieczorem Michał i Kasia spakowali kilka rzeczy do walizki. Nie patrzyli mi w oczy. Zosia płakała w swoim pokoju. Żona, Anka, milczała przez całą kolację.
Gdy drzwi zamknęły się za nimi, poczułem ulgę… która szybko zamieniła się w pustkę.
Minęły dwa tygodnie. W domu panowała cisza, której nie potrafiłem znieść. Zosia przestała ze mną rozmawiać. Anka patrzyła na mnie z wyrzutem.
Pewnego wieczoru zadzwonił telefon. Numer nieznany.
— Halo? — odebrałem niepewnie.
— Dzień dobry, tu pielęgniarka ze szpitala wojewódzkiego w Krakowie. Czy pan Frank Nowak?
Serce mi stanęło.
— Tak…
— Pański syn Michał miał dziś wypadek samochodowy. Jest w szpitalu razem z żoną…
Nie pamiętam, jak dotarłem do szpitala. Pamiętam tylko białe ściany i zapach środków dezynfekujących.
Kasia leżała na łóżku, blada jak ściana. Michał miał zabandażowaną głowę.
— Tato… — wyszeptał słabo Michał.
Usiadłem przy nim i pierwszy raz od lat poczułem łzy na policzkach.
— Przepraszam cię, synu… Przepraszam was oboje…
Kasia spojrzała na mnie ze zmęczonym uśmiechem.
— Chcieliśmy tylko być rodziną…
Lekarz wszedł do sali i powiedział nam, że dziecko jest całe i zdrowe. Wtedy pękło we mnie coś jeszcze — cała ta duma, cała ta złość.
Wróciliśmy do domu razem kilka dni później. Przeprosiłem wszystkich: Michała, Kasię, Zosię i Ankę. Ale rany zostały.
Dziś patrzę na mojego wnuka i zastanawiam się: czy można naprawić to, co zostało złamane przez dumę? Czy rodzina potrafi wybaczyć naprawdę wszystko?
A wy? Czy kiedykolwiek pozwoliliście dumie zniszczyć coś ważnego? Czy można odzyskać zaufanie najbliższych?