Moja synowa zniszczyła moją relację z synem – czy jeszcze mogę to naprawić?

– Michał, proszę cię, nie odchodź tak! – krzyknęłam, gdy zobaczyłam, jak mój syn pakuje torbę w przedpokoju. Stałam w drzwiach, z rękami drżącymi od bezsilności. W jego oczach widziałam chłód, którego nigdy wcześniej nie znałam.

– Mamo, muszę już iść. Nie chcę kolejnej kłótni – powiedział cicho, nawet na mnie nie patrząc.

– Ale przecież to wszystko przez nią! – wymsknęło mi się, zanim zdążyłam się powstrzymać. – Gdyby nie ta twoja Marta, wszystko byłoby jak dawniej!

Zatrzymał się na chwilę, odwrócił głowę. – Mamo, przestań. To nie jest jej wina. To ty nie potrafisz zaakceptować, że mam własne życie.

Drzwi trzasnęły. Zostałam sama w pustym mieszkaniu, w którym echo jego kroków jeszcze długo odbijało się od ścian. Usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko.

Nie zawsze tak było. Michał był moim jedynym dzieckiem, oczkiem w głowie. Po śmierci męża zostaliśmy tylko we dwoje. Przez lata byliśmy nierozłączni – razem gotowaliśmy, razem chodziliśmy na spacery po Plantach, razem śmialiśmy się z głupich filmów w telewizji. Był moim sensem życia.

Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy poznał Martę. Pamiętam ten dzień jak dziś – przyszedł do domu z szerokim uśmiechem i powiedział: „Mamo, musisz ją poznać! Jest wyjątkowa!”

Była ładna, pewna siebie, miała swoje zdanie na każdy temat. Od początku czułam, że nie będziemy się dogadywać. Nie rozumiała naszych żartów, nie lubiła mojej kuchni („Za tłusto!”), a kiedy próbowałam opowiedzieć o rodzinnych tradycjach, przewracała oczami.

Starałam się być miła. Naprawdę! Zapraszałam ich na obiady, piekłam ulubione ciasta Michała, kupowałam kwiaty do ich nowego mieszkania. Ale Marta zawsze znajdowała powód do narzekania: „Za głośno”, „Za długo”, „Za dużo pytań”.

Z czasem Michał zaczął się oddalać. Coraz rzadziej dzwonił, coraz rzadziej wpadał na herbatę. Gdy pytałam dlaczego, odpowiadał wymijająco: „Mamo, mamy dużo pracy”, „Marta źle się czuje”, „Może innym razem”.

Pewnego dnia zadzwoniłam do niego wieczorem. Odebrała Marta.

– Michał nie może teraz rozmawiać – powiedziała chłodno.

– Ale to ja… jego mama…

– Wiem kim pani jest – przerwała mi. – Ale proszę nie dzwonić po 20:00. Potrzebujemy spokoju.

Zamarłam. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.

Od tamtej pory wszystko było już tylko gorzej. Michał coraz częściej stawał po stronie żony. Kiedyś zapytałam go wprost:

– Synku, czy ona ci czegoś nie mówi? Czy ona cię nie nastawia przeciwko mnie?

Wzruszył ramionami.

– Mamo, przestań szukać winnych wszędzie tylko nie w sobie.

To bolało bardziej niż cokolwiek innego.

W święta Bożego Narodzenia zostałam sama pierwszy raz w życiu. Michał napisał SMS-a: „Mamo, spędzamy Wigilię u rodziców Marty. Może spotkamy się po Nowym Roku?”

Siedziałam przy pustym stole, patrzyłam na choinkę i łzy same płynęły mi po policzkach. Próbowałam dzwonić – bez skutku. Pisałam wiadomości – bez odpowiedzi.

Zaczęłam analizować każdy szczegół naszego życia. Czy byłam zbyt zaborcza? Czy za bardzo go kochałam? Czy Marta naprawdę jest taka zła, czy to ja nie potrafię odpuścić?

Sąsiadka Basia próbowała mnie pocieszać:

– Wiesiu, daj im czas. Młodzi muszą sami poukładać sobie życie.

Ale jak mam dać czas komuś, kto odciął mnie od siebie? Jak mam żyć bez syna?

Któregoś dnia zobaczyłam ich przypadkiem w sklepie. Michał objął Martę ramieniem, śmiali się do siebie. Chciałam podejść, ale coś mnie powstrzymało. Może strach przed kolejnym odrzuceniem?

Wieczorem napisałam list:

„Synku,
Nie wiem już co robić. Bardzo za Tobą tęsknię. Jeśli zrobiłam coś źle – przepraszam. Chciałabym Cię znów zobaczyć.
Mama”

Nie odpisał.

Czasem myślę o tym wszystkim i czuję pustkę tak wielką, że aż boli fizycznie. Próbuję znaleźć winnych – sobie, Marcie, losowi… Ale może prawda jest taka, że każdy ma prawo do własnego życia? Że matka musi nauczyć się puszczać dziecko wolno?

Nie wiem już co robić. Czy powinnam walczyć o kontakt za wszelką cenę? Czy lepiej odpuścić i pozwolić im żyć po swojemu?

A może to ja jestem tą złą? Czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji? Co byście zrobili na moim miejscu?

Czy naprawdę można stracić dziecko przez jedną osobę… czy to zawsze jest bardziej skomplikowane?