„Dom dla jednego wnuka? Jak jedna decyzja rozdarła moją rodzinę”

— Mamo, czy ty naprawdę nie widzisz, co robisz? — głos Kasi drżał, a jej oczy błyszczały łzami. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, tej samej, w której kiedyś piekłam jej ulubione drożdżówki. Teraz między nami była przepaść.

Nie potrafiłam odpowiedzieć od razu. W głowie miałam tylko jedno: czy naprawdę jestem aż taką egoistką? Przecież chciałam dobrze. Chciałam pomóc Kubie — najstarszemu wnukowi, który zawsze był taki odpowiedzialny, taki dojrzały. Kiedy powiedział mi, że po studiach za granicą wraca do Polski i nie wie, gdzie się podzieje, poczułam matczyną troskę. Przecież dom stoi pusty, a on mógłby tu zacząć swoje dorosłe życie.

— Kasia, ja tylko chciałam…

— Wiem, co chciałaś! — przerwała mi ostro. — Ale czy pomyślałaś o Maćku? On też jest twoim wnukiem. On też tu dorastał!

Maciek. Młodszy syn Kasi. Zawsze był bardziej zamknięty w sobie, cichy, trochę zagubiony. Nie miał takich sukcesów jak Kuba — nie wyjechał na studia za granicę, nie chwalił się stypendiami. Ale był dobrym chłopakiem. Może nawet bardziej potrzebował wsparcia niż Kuba…

Zaczęłam się tłumaczyć:

— Maciek nigdy nie mówił, że chce tu mieszkać. Zresztą… on chyba nie lubi tego domu.

— Bo nigdy nie czuł się tu ważny! — Kasia podniosła głos. — Zawsze Kuba był oczkiem w głowie wszystkich! Nawet teraz…

Poczułam ukłucie winy. Czy rzeczywiście zawsze faworyzowałam Kubę? Przypomniałam sobie święta, kiedy to on dostawał największy kawałek sernika, bo „najstarszy”. Jak chwaliłam się jego osiągnięciami sąsiadkom. Maciek zawsze stał z boku.

Wieczorem zadzwonił Kuba z Niemiec.

— Babciu, słyszałem o twojej decyzji. Dziękuję ci… ale czy Maciek się nie obrazi?

— Nie wiem, kochanie — westchnęłam. — Chciałam ci pomóc.

— Może powinniśmy porozmawiać wszyscy razem? — zaproponował Kuba.

Następnego dnia zaprosiłam wszystkich na obiad. Siedzieliśmy przy stole w napięciu. Maciek patrzył w talerz.

— Babciu… — odezwał się cicho. — Czy ja naprawdę jestem gorszy?

Serce mi pękło. Chciałam go przytulić, powiedzieć, że jest dla mnie ważny. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Kasia spojrzała na mnie z wyrzutem:

— Widzisz? To właśnie zrobiłaś.

Mój zięć, Tomek, próbował łagodzić sytuację:

— Może znajdziemy jakieś rozwiązanie? Może dom będzie wspólny?

Ale Kuba pokręcił głową:

— Ja nie chcę domu kosztem Maćka. Jeśli to ma nas poróżnić… wolę wynająć mieszkanie.

Zapanowała cisza. Wszyscy patrzyli na mnie.

W nocy nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak jedna decyzja może rozbić rodzinę. Przecież dom miał być symbolem naszej bliskości, a stał się źródłem bólu.

Rano zadzwoniła Kasia:

— Mamo… przepraszam za wczoraj. Ale musisz zrozumieć Maćka.

— Rozumiem — wyszeptałam. — Chyba muszę z nim porozmawiać sam na sam.

Spotkaliśmy się w parku. Maciek długo milczał.

— Babciu… ja nie chcę domu — powiedział w końcu. — Chcę tylko wiedzieć, że mnie kochasz tak samo jak Kubę.

Objęłam go mocno.

— Kocham cię, Maćku. Przepraszam, jeśli kiedykolwiek poczułeś inaczej.

Wróciłam do domu i zadzwoniłam do notariusza. Odwołałam wcześniejszą decyzję o przekazaniu domu Kubie.

Dziś dom jest nadal mój. Czasem myślę o tym, co stanie się z nim po mojej śmierci. Ale wiem jedno: żadna nieruchomość nie jest warta łez moich bliskich.

Czy można naprawić to, co się zepsuło przez jedną decyzję? Czy dom może być miejscem pojednania, a nie podziału? Czasem pytam siebie: czy naprawdę można sprawiedliwie kochać wszystkich tak samo?