Nieproszony gość z lasu – historia, która rozdarła moją rodzinę
– Mamo! Kto to jest?!
Krzyk Julki rozdarł popołudniową ciszę, kiedy podlewałam pomidory przy płocie. Zamarłam z konewką w ręku, bo wiedziałam, że na naszym podwórku nie powinno być nikogo obcego. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam mężczyznę stojącego tuż przy skraju lasu. Był brudny, zarośnięty, ubrany w podarte spodnie i starą kurtkę. Jego oczy były dzikie, a spojrzenie wbijało się we mnie jak szpilki.
– Proszę… ja tylko na chwilę – wyszeptał, patrząc na mnie błagalnie.
Julka schowała się za moimi plecami, a ja poczułam, jak serce wali mi jak młotem. Przez chwilę nie wiedziałam, co zrobić – uciekać do domu, krzyczeć na pomoc czy może… po prostu zapytać, kim jest ten człowiek. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, z domu wybiegł mój mąż, Tomek.
– Co tu się dzieje?! – wrzasnął, łapiąc za grabie stojącą przy drzwiach.
– Tomek, spokojnie! – próbowałam go powstrzymać, ale już ruszył w stronę nieznajomego.
Mężczyzna cofnął się o krok i podniósł ręce w geście poddania.
– Nie chcę kłopotów… Proszę… tylko trochę wody…
Tomek nie słuchał. Widziałam w jego oczach gniew i coś jeszcze – strach? Podejrzliwość? Zanim zdążyłam zareagować, nieznajomy odwrócił się i uciekł z powrotem do lasu, zostawiając nas z tysiącem pytań.
Przez kolejne dni nie mogłam przestać o nim myśleć. Kim był? Dlaczego pojawił się właśnie u nas? Co robił w lesie? Tomek zamknął temat – „Nie będziemy się mieszać w cudze sprawy” – powtarzał uparcie. Ale Julka miała koszmary, a ja czułam narastający niepokój. Las za naszym domem nigdy nie wydawał mi się tak obcy i groźny.
Kilka dni później znalazłam przy płocie kawałek materiału – tę samą szmatę, którą miał przewiązaną wokół szyi tamten mężczyzna. Była brudna od błota i krwi. Przeszły mnie ciarki. Pokazałam to Tomkowi.
– To nie nasza sprawa – rzucił tylko i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. Tomek zamknął się w sobie, unikał rozmów. Julka pytała: „Mamo, czy ten pan wróci?”. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam się rozdarta między strachem a współczuciem dla nieznajomego.
Pewnej nocy obudziły mnie dziwne dźwięki dochodzące z lasu. Wstałam i przez okno zobaczyłam światło latarki migające między drzewami. Ktoś tam był. Może on? Może ktoś go szukał? Przez chwilę miałam ochotę wyjść i sprawdzić, ale strach mnie sparaliżował.
Następnego dnia rano Tomek był już gotowy do wyjścia do pracy, ale zanim wyszedł, powiedział:
– Jeśli jeszcze raz zobaczysz tego człowieka, dzwoń na policję. Nie chcę żadnych problemów.
Ale ja nie zadzwoniłam. Zamiast tego zaczęłam zostawiać przy płocie jedzenie i wodę. Nie wiedziałam nawet dlaczego – może z litości, może z ciekawości. Przez kilka dni nic się nie działo, aż pewnego ranka znalazłam pustą butelkę i zgniecione opakowanie po chlebie.
Wtedy zaczęły się plotki we wsi. Ktoś widział „dziwnego typa” kręcącego się po okolicy. Ktoś inny mówił o włamaniach do piwnic. Ludzie zaczęli patrzeć na siebie podejrzliwie. Tomek wracał coraz później do domu i coraz częściej pił piwo przed telewizorem zamiast rozmawiać ze mną czy Julką.
Aż pewnego dnia wszystko pękło. Do naszego domu przyszła policja. Okazało się, że ktoś zgłosił podejrzane zachowanie – „ktoś widział kobietę zostawiającą jedzenie przy lesie”. Policjant zapytał mnie wprost:
– Czy zna pani tego człowieka?
Zaparło mi dech w piersiach. Tomek patrzył na mnie z wyrzutem i rozczarowaniem.
– Nie znam – skłamałam.
Policja przeszukała teren wokół domu i lasu, ale nikogo nie znalazła. Po ich wyjściu Tomek wybuchł:
– Co ty sobie myślałaś?! Chcesz narazić naszą rodzinę?!
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Czułam tylko żal i bezsilność. Przez kolejne dni żyliśmy jak obcy pod jednym dachem. Julka przestała mówić o nieznajomym, ale widziałam w jej oczach strach i smutek.
A potem wszystko ucichło. Nikt już nie widział mężczyzny z lasu. Plotki we wsi ucichły, życie wróciło do pozornej normalności. Ale nasza rodzina już nigdy nie była taka sama. Tomek zamknął się w sobie na dobre, Julka stała się cicha i zamyślona, a ja… ja codziennie patrzyłam na las z okna kuchni i zastanawiałam się: czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była pomóc bardziej? Czy można być dobrym człowiekiem i jednocześnie chronić swoją rodzinę?
Czasem myślę: czy to las jest pełen tajemnic, czy raczej my sami chowamy najwięcej sekretów przed sobą nawzajem? Co wy byście zrobili na moim miejscu?