„Nie jestem jego matką” – Historia o miłości, której nie da się wymusić
– Znowu nie odebrałaś go ze szkoły! – głos Marka przebił ciszę w kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc kubek po kawie, kiedy wszedł z Piotrkiem, swoim dziesięcioletnim synem. Chłopiec rzucił plecak na podłogę i nawet nie spojrzał w moją stronę.
– Marek, przecież mówiłam ci rano, że mam spotkanie w pracy. Ustaliliśmy, że odbierzesz go ty albo twoja mama – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku już czułam znajome ukłucie winy.
– Ale mama nie mogła, a ja utknąłem w korku. Piotrek czekał pod szkołą pół godziny! – Marek był wyraźnie zdenerwowany.
Spojrzałam na Piotrka. Siedział przy stole, bawiąc się telefonem. Od miesięcy próbowałam nawiązać z nim kontakt, ale on zawsze był zamknięty w sobie. Wiedziałam, że tęskni za swoją mamą. Wiedziałam też, że ja nigdy jej nie zastąpię.
Kiedy zaczęliśmy z Markiem być razem, wszystko wydawało się proste. On – rozwiedziony, ja – po kilku nieudanych związkach. Myślałam, że to będzie nowy początek. Że stworzymy rodzinę. Ale rzeczywistość okazała się dużo trudniejsza.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy Piotrek został u nas na noc. Siedziałam wtedy na kanapie i słyszałam, jak płacze w swoim pokoju. Marek poszedł do niego, a ja czułam się jak intruz we własnym domu. Próbowałam potem rozmawiać z Piotrkiem, zaproponowałam wspólne pieczenie ciasta. Odpowiedział tylko: „Nie chcę”.
Z czasem było coraz gorzej. Każda moja próba zbliżenia się do niego kończyła się fiaskiem. Marek powtarzał: „Daj mu czas”. Ale ile tego czasu potrzeba? Minęły już trzy lata.
Ostatnio coraz częściej łapię się na myśli, że nie chcę być matką Piotrka. Że jeśli kiedyś będziemy mieli z Markiem własne dziecko, będę je kochać inaczej. Mocniej. Naturalniej. Czy to źle? Czy jestem przez to złą osobą?
Wczoraj wydarzyło się coś, co przelało czarę goryczy. Piotrek wrócił od swojej mamy i był wyraźnie rozdrażniony. Wpadł do kuchni i rzucił mi w twarz: – Ty nie jesteś moją mamą! Nie musisz mi nic mówić!
Zamurowało mnie. Poczułam się upokorzona i bezradna. Marek próbował go uspokoić, ale chłopiec wybiegł do swojego pokoju i trzasnął drzwiami.
Wieczorem długo rozmawialiśmy z Markiem. On był rozdarty między mną a synem. Ja płakałam z bezsilności.
– Marta, on cię kiedyś zaakceptuje – próbował mnie pocieszyć.
– Ale ja nie chcę być jego matką! – wykrzyknęłam przez łzy. – Chcę być twoją partnerką, ale nie mogę udawać uczuć, których nie mam!
Marek milczał długo. W końcu powiedział:
– Może powinniśmy trochę od siebie odpocząć.
Te słowa bolały bardziej niż wszystko inne.
Od tamtej pory chodzimy obok siebie jak cienie. Piotrek unika mnie jeszcze bardziej niż wcześniej. Marek jest zamknięty w sobie. Ja czuję się winna i zagubiona.
Czasem myślę o tym, jak wyglądałoby moje życie bez Marka i Piotrka. Czy byłabym szczęśliwsza? Czy miałabym mniej wyrzutów sumienia?
Z drugiej strony wiem, że kocham Marka. Ale czy to wystarczy? Czy można budować przyszłość na tak kruchych fundamentach?
W pracy udaję, że wszystko jest w porządku. Uśmiecham się do koleżanek, żartuję przy kawie. Ale kiedy wracam do domu i widzę zamknięte drzwi pokoju Piotrka, czuję ciężar na sercu.
Ostatnio coraz częściej myślę o tym, żeby odejść. Dać im szansę na normalność. Może wtedy Piotrek przestanie czuć się rozdarty między mną a swoją mamą.
Ale czy to znaczy, że jestem tchórzem? Że uciekam przed problemem?
Czasem słyszę głosy znajomych: „Przecież wiedziałaś, że Marek ma dziecko”. Tak, wiedziałam. Ale nikt mnie nie przygotował na to, jak bardzo można czuć się obco we własnym domu.
Dziś wieczorem usiadłam przy stole i napisałam list do Marka. Nie wiem jeszcze, czy mu go dam.
„Marek,
Nie wiem już, kim dla was jestem ani kim powinnam być dla Piotrka. Kocham cię, ale nie potrafię kochać twojego syna tak, jakbym chciała. Może to kwestia czasu, może po prostu tak już będzie zawsze…
Marta”
Czy naprawdę musimy kochać dzieci naszych partnerów tak samo jak własne? Czy można być szczęśliwym w rodzinie patchworkowej bez udawania uczuć? A może czasem lepiej odejść i pozwolić każdemu znaleźć swoje miejsce?
Nie wiem… Może wy mi powiecie.