Mój syn wrócił po rozwodzie i znowu mieszkamy razem. Czy jeszcze znajdzie szczęście?
— Mamo, mogę zostać na dłużej? — Michał stał w progu mojego pokoju, z oczami czerwonymi od płaczu. W rękach ściskał torbę z ubraniami, jakby to była ostatnia rzecz, która mu została na świecie.
Nie odpowiedziałam od razu. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia: jak nosiłam go na rękach, kiedy miał gorączkę; jak pierwszy raz powiedział „kocham cię, mamo”; jak obiecywał, że kiedyś kupi mi dom z ogrodem. Teraz miał trzydzieści lat i wracał do mnie z rozbitym sercem, a ja nie wiedziałam, czy mam siłę zaczynać wszystko od nowa.
— Oczywiście, synku — wyszeptałam w końcu, choć serce ściskał mi lęk. — Zawsze możesz tu wrócić.
Michał rzucił torbę na podłogę i usiadł ciężko na kanapie. Przez chwilę milczeliśmy. W kuchni cicho bulgotała zupa, a zza okna dochodziły odgłosy tramwaju. Nasze mieszkanie na warszawskim Bródnie nigdy nie było duże, ale zawsze było nasze. Teraz jednak czułam się w nim jak intruz.
— Co się stało? — zapytałam w końcu, choć znałam odpowiedź.
— Justyna… Ona już mnie nie kocha. Powiedziała, że się dusi. Że jestem za bardzo jak ty — Michał spojrzał na mnie z wyrzutem, jakby to była moja wina.
Zabolało. Przez lata byłam dla niego wszystkim: matką, ojcem, przyjaciółką. Po tym, jak jego ojciec nas zostawił, przysięgłam sobie, że nigdy nie pozwolę Michałowi poczuć się samotnym. Może przesadziłam? Może rzeczywiście go przytłoczyłam?
Przez kolejne dni Michał prawie nie wychodził z pokoju. Siedział przed komputerem, zamawiał jedzenie na dowóz i unikał rozmów. Ja chodziłam na palcach, żeby go nie denerwować. Czułam się jak intruz we własnym domu.
Pewnego wieczoru usiadłam obok niego na kanapie.
— Michał, musisz coś ze sobą zrobić. Nie możesz tak żyć — powiedziałam cicho.
— A co mam zrobić? — wybuchnął. — Znowu zaczynać od zera? Mam trzydzieści lat i mieszkam z matką! Justyna ma już nowego faceta! Nawet pies został z nią!
Patrzyłam na niego i widziałam w nim małego chłopca, który zgubił się w tłumie i nie wie, jak wrócić do domu.
— Wiesz… — zaczęłam ostrożnie — ja też nie miałam łatwo po tym, jak twój ojciec nas zostawił. Ale jakoś sobie poradziliśmy. Ty też dasz radę.
Michał spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
— Ty zawsze wszystko wiesz najlepiej! — rzucił i trzasnął drzwiami do swojego pokoju.
Zostałam sama w kuchni. Znowu. Przez okno patrzyłam na szare bloki i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy powinnam była być bardziej stanowcza? A może mniej opiekuńcza?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra, Basia.
— Słyszałam o Michału. Jak sobie radzicie?
— Ledwo… On jest załamany. Ja też już nie mam siły.
— Może powinnaś mu dać trochę przestrzeni? Niech sam zdecyduje, co dalej.
Łatwo powiedzieć… Ale postanowiłam spróbować.
Od tej pory przestałam zaglądać do jego pokoju. Nie pytałam o plany ani o Justynę. Skupiłam się na sobie: zaczęłam chodzić na spacery, spotykać się z koleżankami z pracy. Michał zauważył zmianę.
— Mamo, gdzie byłaś? — zapytał pewnego wieczoru zdziwiony.
— Na jogę z Grażyną. Muszę dbać o siebie — odpowiedziałam spokojnie.
Patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu.
— Może… może też powinienem coś zmienić?
Uśmiechnęłam się lekko.
— To twoje życie, Michał. Ja już swoje przeżyłam.
Od tego dnia coś się zmieniło. Michał zaczął wychodzić z domu, spotykać się ze znajomymi ze studiów. Zaczął nawet szukać pracy w nowej branży — chciał zostać programistą. Czasem wracał późno i opowiadał mi o nowych ludziach, których poznał.
Ale nasze życie wciąż nie było łatwe. Mieszkanie było za małe dla dwóch dorosłych osób. Kłóciliśmy się o łazienkę, o bałagan w kuchni, o rachunki za prąd. Ja chciałam spokoju, on — niezależności.
Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam go siedzącego przy stole z jakąś dziewczyną.
— Mamo, poznaj Kasię — powiedział nieśmiało.
Kasia była cicha i uśmiechnięta. Rozmawialiśmy długo o wszystkim i o niczym. Po jej wyjściu Michał spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
— Myślisz, że jeszcze mogę być szczęśliwy?
Poczułam łzy pod powiekami.
— Każdy zasługuje na drugą szansę — odpowiedziałam cicho.
Dziś patrzę na mojego syna i widzę w nim dorosłego mężczyznę, który powoli odzyskuje wiarę w siebie. Nasze życie nie jest idealne — czasem kłócimy się o drobiazgi, czasem płaczemy razem przy starych zdjęciach. Ale jesteśmy rodziną.
Czasem zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam, pozwalając mu wrócić? Czy powinnam była postawić twardsze granice? A może właśnie to jest prawdziwa miłość — dać komuś dom wtedy, gdy najbardziej go potrzebuje?
Czy Wy też mieliście kiedyś sytuację, gdy musieliście zacząć wszystko od nowa? Jak sobie poradziliście?