„Nie jesteś jedną z nas” – Historia o miłości, która nie miała prawa się wydarzyć

– Nie rozumiesz, Aniu, to nie jest dziewczyna dla ciebie – głos mojej mamy drżał od napięcia, a jej oczy błyszczały gniewem. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. Michał siedział obok mnie, milczący, z twarzą zwróconą w stronę okna.

– Mamo, proszę cię… – zaczęłam, ale przerwała mi ruchem ręki.

– Ona nie ma nawet matury! Jej ojciec siedział w więzieniu, a matka sprząta u nas w szkole! – wykrzyczała, jakby to miało być ostatecznym argumentem.

Wtedy poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Michał ścisnął moją dłoń pod stołem, ale nie powiedział ani słowa. W jego domu zawsze panowała cisza, kiedy rodzice byli niezadowoleni. Cisza była gorsza niż krzyk.

Mam na imię Anna. Urodziłam się na warszawskiej Pradze, w bloku z wielkiej płyty. Ojciec rzeczywiście miał problemy z prawem – nie będę tego ukrywać. Mama całe życie harowała na dwóch etatach, żebyśmy mieli co jeść i za co zapłacić rachunki. Nigdy nie było łatwo, ale nauczyłam się walczyć o swoje. Tylko że walka z rodziną Michała była jak walka z wiatrakami.

Poznaliśmy się w liceum. On – syn profesora uniwersytetu i lekarki, zawsze schludny, z książką pod pachą. Ja – dziewczyna z klasy niżej, która czasem musiała iść do pracy po szkole, żeby dorzucić się do domowego budżetu. Spotkaliśmy się przypadkiem na przystanku autobusowym. Michał zgubił portfel i był bliski płaczu. Pomogłam mu wtedy, pożyczyłam drobne na bilet. Tak zaczęła się nasza historia.

Przez pierwsze miesiące ukrywaliśmy się przed jego rodzicami. Spotykaliśmy się w parkach, chodziliśmy na spacery po Starym Mieście, rozmawialiśmy godzinami o wszystkim i o niczym. Michał był inny niż wszyscy chłopcy, których znałam – delikatny, wrażliwy, pełen marzeń. W końcu postanowił przedstawić mnie rodzicom.

Pamiętam ten dzień jak dziś. Siedziałam przy stole w ich ogromnym mieszkaniu na Żoliborzu. Jego mama patrzyła na mnie przez okulary z cienkimi oprawkami, a ojciec zadawał pytania o moją rodzinę i plany na przyszłość. Czułam się jak na egzaminie, do którego nikt mnie nie przygotował.

– A czym zajmuje się twój tata? – zapytał profesor Suchocki, patrząc mi prosto w oczy.

– Tata… obecnie nie pracuje – odpowiedziałam cicho.

Widziałam wtedy ten cień satysfakcji na jego twarzy. Jakby właśnie dostał potwierdzenie swoich podejrzeń.

Po tej kolacji Michał był coraz bardziej spięty. Jego rodzice zaczęli go namawiać, żeby zerwał ze mną kontakt. Mówili mu o „lepszych dziewczynach”, które znał z dzieciństwa – o Kasi z sąsiedztwa, córce adwokata, która właśnie dostała się na medycynę.

– Aniu, ja cię kocham – szeptał mi do ucha podczas naszych spotkań w parku. – Ale oni nigdy cię nie zaakceptują.

– To ich problem – odpowiadałam twardo, choć w środku byłam rozbita.

Z czasem presja narastała. Michał coraz częściej odwoływał spotkania. Tłumaczył się nauką albo obowiązkami domowymi. Wiedziałam jednak, że to jego rodzice każą mu zostać w domu.

Pewnego dnia przyszłam do niego bez zapowiedzi. Drzwi otworzyła mi jego mama.

– Michał jest zajęty – powiedziała chłodno.

– Poczekam – odpowiedziałam i weszłam do środka.

W salonie siedziała Kasia – ta sama Kasia, o której tyle słyszałam. Śmiała się głośno z żartów profesora Suchockiego. Michał stał obok niej, blady jak ściana.

– Aniu… nie wiedziałem, że przyjdziesz – wymamrotał.

Wyszłam stamtąd bez słowa. Na klatce schodowej rozpłakałam się jak dziecko.

Przez kolejne tygodnie unikałam Michała. On pisał do mnie codziennie, dzwonił po nocach, przepraszał. W końcu zgodziłam się z nim spotkać.

– Aniu, oni chcą dla mnie dobrze… Ale ja nie potrafię bez ciebie żyć – powiedział drżącym głosem.

– A ja nie chcę być twoim sekretem – odpowiedziałam twardo.

Zerwaliśmy tego dnia. Michał wrócił do swojego świata pełnego zasad i oczekiwań. Ja wróciłam do siebie – do mamy i młodszego brata, do pracy w sklepie spożywczym i wieczornych kursów maturalnych.

Minęły dwa lata. Zdałam maturę za drugim razem i dostałam się na studia pedagogiczne. Pracowałam ciężko, żeby utrzymać siebie i rodzinę po tym, jak mama zachorowała na serce. Czasem widywałam Michała na ulicy – zawsze eleganckiego, z Kasią u boku. Nigdy nie spojrzał mi prosto w oczy.

Czasem zastanawiam się: czy gdybym miała inny start w życiu, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy naprawdę jesteśmy skazani na to, skąd pochodzimy? Czy miłość może przetrwać tam, gdzie rządzą uprzedzenia?

A wy? Czy kiedykolwiek musieliście wybierać między sercem a oczekiwaniami innych?