Nowa mama odkrywa szokującą wiadomość na telefonie partnera tuż po porodzie – czy można wybaczyć zdradę w najważniejszym momencie życia?
– Co ty robisz z moim telefonem? – głos Pawła przeszył ciszę szpitalnej sali jak nóż. Było po drugiej w nocy, a ja, wykończona po porodzie, sięgnęłam po jego komórkę tylko po to, by sprawdzić godzinę. Mój własny telefon rozładował się już dawno temu. Ekran rozświetlił się na sekundę, a ja zobaczyłam powiadomienie: „Tęsknię za tobą. Kiedy znów się spotkamy? – Anka”.
W jednej chwili wszystko we mnie zamarło. Przez dziewięć miesięcy wyobrażałam sobie ten moment – pierwsze godziny z naszym synkiem, łzy szczęścia, czułość, poczucie bezpieczeństwa. Zamiast tego poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi grunt spod nóg. Paweł patrzył na mnie z przerażeniem, ale nie odebrał mi telefonu. Przez chwilę milczeliśmy, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– Kto to jest Anka? – zapytałam cicho, starając się nie obudzić śpiącego w łóżeczku Jasia.
Paweł spuścił wzrok. – To… koleżanka z pracy. Nic ważnego.
– Koleżanka z pracy pisze ci takie rzeczy o drugiej w nocy? – głos mi zadrżał. – Paweł, przysięgam, jeśli teraz nie powiesz mi prawdy…
Zacisnął pięści. – Nie teraz, proszę cię. Nie tutaj.
– Teraz albo nigdy – wyszeptałam. – Właśnie urodziłam twoje dziecko. Chcę wiedzieć, z kim dzielisz życie.
Przez chwilę myślałam, że wyjdzie bez słowa. Ale usiadł na krześle obok mojego łóżka i schował twarz w dłoniach.
– To zaczęło się kilka miesięcy temu – powiedział w końcu. – Byłem zestresowany… Ty ciągle zmęczona, ja w pracy pod presją… Anka była miła, słuchała mnie… Spotkaliśmy się parę razy po pracy. Nic wielkiego się nie stało…
– Nic wielkiego? – przerwałam mu z goryczą. – Wiesz, co dla mnie znaczy zdrada?
Nie odpowiedział. Siedzieliśmy tak przez długą chwilę. Ja patrzyłam na śpiącego Jasia i próbowałam zrozumieć, jak to możliwe, że w najpiękniejszym dniu mojego życia czuję się najbardziej samotna.
Wróciły do mnie wszystkie nasze kłótnie z ostatnich miesięcy: o pieniądze, o to, że Paweł coraz później wraca do domu, o jego wieczne zmęczenie i moje poczucie bycia niewidzialną. Przypomniałam sobie, jak bardzo chciałam wierzyć, że to tylko stres związany z ciążą i nową rolą rodziców.
– Dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytałam cicho.
– Nie wiem… Byłem głupi. Bałem się tej odpowiedzialności. Ale kocham cię. Kocham Jasia…
Chciałam mu wierzyć, ale w środku czułam pustkę. Przez następne godziny leżałam w szpitalnym łóżku i patrzyłam na sufit. Słyszałam oddech mojego synka i czułam ból nieporównywalny nawet z porodem.
Rano przyszła moja mama. Od razu zauważyła napiętą atmosferę.
– Co się stało? – zapytała szeptem.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Widziałam tylko jej troskliwe spojrzenie i czułam narastający wstyd. Czy powinnam jej powiedzieć? Czy powinnam udawać przed rodziną, że wszystko jest w porządku?
Paweł wrócił do domu pod pretekstem „przygotowania wszystkiego na powrót”. Zostałam sama z Jasiem i własnymi myślami. Każda pieluszka, każdy płacz dziecka przypominały mi o tym, jak bardzo chciałam mieć pełną rodzinę.
Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra Magda.
– Słyszałam od mamy, że coś się dzieje… Chcesz pogadać?
Wybuchłam płaczem. Opowiedziałam jej wszystko: o wiadomości od Anki, o wyznaniu Pawła, o moim strachu przed samotnością.
– Musisz pomyśleć o sobie i o Jasiu – powiedziała Magda stanowczo. – Jeśli Paweł naprawdę chce walczyć o waszą rodzinę, musi ci to udowodnić. Ale nie możesz pozwolić mu cię ranić.
Przez kolejne dni żyłam jak w zawieszeniu. Paweł dzwonił codziennie, przynosił kwiaty do szpitala, błagał o rozmowę. Ja jednak nie potrafiłam mu zaufać. Każda wiadomość na jego telefonie wydawała mi się podejrzana.
W końcu wróciłam z Jasiem do naszego mieszkania. Paweł był tam, posprzątał cały dom, przygotował pokój dla dziecka. Patrzył na mnie z nadzieją i strachem jednocześnie.
– Proszę cię… Daj mi szansę wszystko naprawić – powiedział cicho.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Przez następne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Paweł starał się być idealnym ojcem i partnerem: gotował obiady, wstawał do Jasia w nocy, przynosił mi herbatę do łóżka. Ale ja nie potrafiłam zapomnieć tej jednej wiadomości.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole kuchennym.
– Chcę być z tobą i naszym synem – powiedział Paweł drżącym głosem. – Jeśli trzeba pójdziemy na terapię… Zrobię wszystko.
Spojrzałam na niego i zobaczyłam człowieka zagubionego, przestraszonego i żałującego swoich błędów. Ale czy to wystarczy?
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy można odbudować zaufanie po zdradzie? Czy rodzina jest warta walki nawet wtedy, gdy serce pęka? Może ktoś z was zna odpowiedź…