Mój mąż okazał się wilkiem w owczej skórze – czy można jeszcze zaufać po takim kłamstwie?
– Nie wierzę ci, Paweł! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stał przede mną, z rękami w kieszeniach, patrząc gdzieś w bok, jakby nie miał odwagi spojrzeć mi w twarz. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Jeszcze kilka miesięcy temu byłam przekonana, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Paweł – mój mąż, mój przyjaciel, mój partner – wydawał się spełnieniem wszystkich marzeń. Poznaliśmy się na uczelni w Krakowie. On – przystojny, elokwentny, zawsze uśmiechnięty. Ja – nieco nieśmiała, z dobrego domu, z rodzicami lekarzami i własnym mieszkaniem po babci na Kazimierzu. Zakochałam się bez pamięci.
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Po roku byliśmy już małżeństwem. Mama ostrzegała mnie: „Kinga, nie spiesz się tak. Dajcie sobie czas.” Ale ja nie słuchałam. Paweł był taki czuły, taki troskliwy… Przynajmniej wtedy tak myślałam.
Pierwsze sygnały pojawiły się tuż po ślubie. Paweł coraz częściej wspominał o pieniądzach. Najpierw delikatnie: „Może byśmy zmienili samochód na nowszy?” Potem coraz śmielej: „Twoi rodzice mogliby nam pomóc z wkładem na dom.” Zbywałam to żartem, tłumacząc sobie, że przecież każdy chce zapewnić rodzinie lepszą przyszłość.
Aż do tego wieczoru. Siedzieliśmy przy kolacji, kiedy zadzwoniła moja mama. Chciała wiedzieć, czy Paweł już oddał jej pieniądze za remont mieszkania. Zamarłam. Nie miałam pojęcia, że pożyczył od niej aż tyle – i to beze mnie! Położyłam widelec i spojrzałam mu prosto w oczy:
– Paweł, o co chodzi z tymi pieniędzmi?
Zaczął się tłumaczyć, plątać w zeznaniach. W końcu wybuchłam:
– Czy ty mnie w ogóle kochasz? Czy tylko moje pieniądze?
Wtedy zobaczyłam w jego oczach coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam – chłód i wyrachowanie. Przez chwilę milczał, potem powiedział cicho:
– Kinga… Ja chciałem tylko lepszego życia. Ty masz wszystko podane na tacy. Ja całe życie musiałem walczyć o każdy grosz.
Poczułam się zdradzona jak nigdy dotąd. Przez kolejne dni unikaliśmy się w mieszkaniu. Ja zamykałam się w sypialni i płakałam w poduszkę. On wychodził z domu na całe godziny, wracał późno i nie odzywał się do mnie.
W końcu nie wytrzymałam i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Magdy.
– Magda, ja już nie wiem, co mam robić… – szlochałam do słuchawki.
– Kinga, musisz z nim porozmawiać szczerze. Albo on się zmieni, albo musisz pomyśleć o sobie.
Ale jak rozmawiać z kimś, kto przez tyle miesięcy udawał kogoś innego? Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie nasze wspólne chwile – czy naprawdę był szczęśliwy? Czy tylko grał rolę idealnego męża?
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanki zauważyły, że coś jest nie tak.
– Kinga, wszystko w porządku? – zapytała Ania z działu kadr.
– Tak… To tylko zmęczenie – skłamałam.
Wieczorami analizowałam każdy szczegół naszego związku. Przypomniałam sobie, jak Paweł zawsze unikał rozmów o swojej rodzinie. Jak nie chciał zaprosić mnie do swojego rodzinnego domu pod Tarnowem. Jak zawsze był pierwszy do wydawania pieniędzy, ale nigdy nie mówił o swoich zarobkach.
Pewnego dnia znalazłam w jego szufladzie plik dokumentów – kredyty, pożyczki, wezwania do zapłaty. Poczułam się jak idiotka. Wszystko zaczęło układać się w całość.
Kiedy wieczorem wrócił do domu, postawiłam sprawę jasno:
– Paweł, wiem o twoich długach. Wiem też o wszystkich pieniądzach pożyczonych od mojej rodziny. Powiedz mi prawdę: po co ze mną jesteś?
Zamilkł na chwilę, potem usiadł ciężko na krześle.
– Kinga… Na początku naprawdę cię polubiłem. Ale potem… potem zobaczyłem szansę na nowe życie. Nie chciałem cię skrzywdzić.
– Ale skrzywdziłeś! – krzyknęłam przez łzy.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Rodzice naciskali na rozwód. Mama płakała do słuchawki:
– Córeczko, nie pozwól mu się wykorzystać!
Ale ja nie potrafiłam podjąć decyzji. Wciąż miałam nadzieję, że Paweł się zmieni. Że może jeszcze da się to wszystko naprawić.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej i zobaczyłam go przy komputerze – przeglądał ogłoszenia o mieszkaniach na sprzedaż.
– Co robisz? – zapytałam cicho.
– Szukam czegoś dla siebie… Chyba powinniśmy się rozstać.
Nie wiem, czy poczułam ulgę czy żal. Może jedno i drugie?
Dziś mieszkam sama w tym samym mieszkaniu na Kazimierzu. Paweł wyprowadził się miesiąc temu. Czasem dzwoni, czasem pisze krótkie wiadomości: „Przepraszam”. Ale ja już nie potrafię mu zaufać.
Najgorsze jest to poczucie winy – czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była słuchać mamy? Czy to ja byłam naiwna?
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy po takim kłamstwie można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi? Czy da się odbudować swoje życie od nowa? Może wy macie podobne doświadczenia… Jak sobie z tym poradziliście?