Babcia powiedziała: „To dziecko to tylko ciężar”. Jak poradziłam sobie z odrzuceniem i walką o własną rodzinę
— Nie mogę już dłużej! — krzyknęła mama, trzaskając drzwiami kuchni. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, a mój czteroletni synek, Staś, bawił się klockami na podłodze. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż każde słowo. — To dziecko to tylko ciężar! — dodała jeszcze ciszej, jakby sama się przestraszyła własnych słów.
Poczułam, jak serce ściska mi się z bólu. Przecież to jej wnuk. Mój syn. Mój cały świat. A ona…? Zawsze była surowa, ale nigdy nie spodziewałam się, że usłyszę coś takiego. Staś podniósł głowę i spojrzał na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się do niego przez łzy.
Odkąd wróciłam z urlopu macierzyńskiego, wszystko się posypało. W pracy powiedziano mi wprost: „Nie mamy już dla pani miejsca”. Próbowałam walczyć, ale szefowa była nieugięta. Zostałam bez pracy i bez perspektyw, a Staś miał dopiero trzy lata. Przedszkole? Lista rezerwowa. Mąż, Tomek, pracował po dwanaście godzin dziennie na budowie. Nie mieliśmy nikogo poza moją mamą.
— Mamo, proszę cię… — zaczęłam cicho, ale ona już była w przedpokoju, zakładając płaszcz.
— Nie mogę tak dłużej. Mam swoje życie! — rzuciła przez ramię.
Wtedy zrozumiałam, że jestem sama. Sama z dzieckiem, sama z problemami i sama ze swoim strachem.
Przez kolejne tygodnie próbowałam wszystkiego. Pisałam CV nocami, kiedy Staś spał. Dzwoniłam do przedszkoli, prosiłam o miejsce choćby na kilka godzin dziennie. Raz nawet poszłam do urzędu pracy z nadzieją na jakiekolwiek wsparcie. Wszędzie słyszałam to samo: „Proszę czekać”, „Nie mamy miejsc”, „Może za miesiąc”.
Tomek wracał zmęczony i coraz bardziej zamknięty w sobie. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać o naszej sytuacji, tylko wzdychał ciężko.
— Co ja mam zrobić? — pytał bezradnie. — Pracuję ile mogę…
Czułam się winna. Że nie potrafię zapewnić Stasiowi normalnego dzieciństwa. Że nie jestem wystarczająco dobrą matką. Że moja mama się mną rozczarowała.
Pewnego dnia Staś zachorował. Wysoka gorączka, kaszel, płacz w nocy. Siedziałam przy nim na łóżku i modliłam się, żeby tylko nie musieć jechać na SOR. Mama nie odbierała telefonu. Tomek utknął na delegacji pod Poznaniem.
— Mamusiu, boli mnie brzuszek… — jęknął Staś.
— Już dobrze, kochanie… Jestem przy tobie — szeptałam, choć sama byłam bliska płaczu.
Wtedy przyszło mi do głowy: a co jeśli naprawdę jestem dla wszystkich ciężarem? Może mama ma rację? Może powinnam sobie radzić sama?
Następnego dnia rano zadzwoniła sąsiadka, pani Halina.
— Słyszałam, że Staś chory… Może coś pomóc? Mam trochę rosołu…
Po raz pierwszy od dawna poczułam wdzięczność i ulgę. Przyjęłam pomoc. Pani Halina przyszła z talerzem gorącego rosołu i chwilę posiedziała ze Stasiem, żebym mogła wziąć szybki prysznic.
To był przełomowy moment. Zrozumiałam, że nie muszę być sama ze wszystkim. Że czasem trzeba poprosić o pomoc — nawet jeśli najbliżsi zawodzą.
Kilka dni później zadzwoniła do mnie dyrektorka jednego z przedszkoli.
— Zwolniło się miejsce na pół etatu. Może pani przyprowadzać synka od 8 do 13.
Poczułam ulgę tak wielką, że aż usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać ze szczęścia.
Znalazłam też pracę — na recepcji w małym gabinecie stomatologicznym. Nie było to moje wymarzone zajęcie, ale dawało poczucie bezpieczeństwa i pozwalało wrócić do ludzi.
Mama przez kilka tygodni nie odzywała się do mnie wcale. Dopiero kiedy przypadkiem spotkałyśmy się w sklepie spożywczym, spojrzała mi w oczy i powiedziała:
— Przepraszam… Nie powinnam była tak mówić.
Nie odpowiedziałam od razu. Wciąż bolały mnie jej słowa. Ale wiedziałam już jedno: jestem silniejsza niż myślałam.
Dziś Staś chodzi do przedszkola, ja pracuję i powoli odbudowuję swoje życie. Z Tomkiem rozmawiamy więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Mama czasem wpada na kawę i bawi się ze Stasiem — jakby chciała naprawić to, co się stało.
Często wracam myślami do tamtego dnia w kuchni i pytam siebie: ile razy jeszcze usłyszę od kogoś bliskiego słowa, które złamią mi serce? I czy naprawdę musimy być dla siebie tacy surowi? Może czasem wystarczy po prostu być obok…