Między rozpaczą a nadzieją: Jak wiara pomogła mi zaopiekować się wnukiem, gdy moja córka walczyła o życie

– Mamo, musisz przyjechać. Kasia jest w szpitalu. – głos mojego zięcia, Michała, drżał przez telefon. Była środa, późny wieczór. Właśnie kończyłam modlitwę różańcową, kiedy zadzwonił.

Serce zamarło mi w piersi. – Co się stało? – zapytałam, choć już czułam, że to coś poważnego.

– Miała krwotok… Lekarze mówią, że to powikłania po operacji. Nie wiem, co robić z Antosiem. On płacze, pyta o mamę… – Michał zamilkł, a ja usłyszałam w tle cichy szloch mojego pięcioletniego wnuka.

Nie pamiętam nawet, jak się ubrałam i wybiegłam z domu. Wsiadłam do starego fiata i jechałam przez nocne ulice Warszawy, powtarzając w myślach: „Boże, tylko nie Kasia. Proszę, nie zabieraj mi dziecka”.

Kiedy dotarłam na miejsce, Michał wyglądał jak cień człowieka. Antoś tulił się do niego z zapuchniętymi oczami. – Mamo, ja nie dam rady… – Michał spojrzał na mnie bezradnie. – Muszę być przy Kasi. Zabierz Antosia do siebie?

Przytuliłam wnuka najmocniej jak potrafiłam. – Chodź, kochanie. Babcia się tobą zaopiekuje.

W drodze do domu Antoś milczał. Patrzył przez okno na ciemność za szybą. W domu położyłam go do łóżka, ale długo nie mógł zasnąć.

– Babciu, a mama wróci? – zapytał cicho.

– Tak, kochanie. Mama wróci. – Odpowiedziałam, choć sama nie byłam tego pewna. Kiedy w końcu zasnął, usiadłam przy stole i rozpłakałam się jak dziecko.

Następne dni były jak koszmar na jawie. Rano szykowałam Antosia do przedszkola, potem biegłam do szpitala dowiedzieć się czegoś o Kasi. Lekarze mówili niewiele: „Stan ciężki, ale stabilny”. Michał spał na krześle pod jej salą. Ja wracałam do domu i próbowałam być dla Antosia wszystkim naraz: mamą, tatą i babcią.

Nie było łatwo. Antoś tęsknił za mamą i często płakał. Nie chciał jeść śniadania.

– Babciu, mama zawsze robiła mi kanapki z dżemem truskawkowym… Ty nie umiesz tak jak ona.

Poczułam ukłucie żalu i bezradności. – Spróbuję się nauczyć, dobrze?

Wieczorami modliłam się gorąco o zdrowie Kasi. Czasem miałam wrażenie, że Bóg mnie nie słyszy. Ale potem patrzyłam na śpiącego Antosia i wiedziałam, że muszę być silna.

Wkrótce pojawiły się pierwsze konflikty w rodzinie. Moja siostra Basia zadzwoniła:

– Haniu, może lepiej byłoby oddać Antosia do Michała rodziców? Oni mają większy dom, ogród…

Zabolało mnie to. – Basia, on potrzebuje teraz stabilności i miłości. Jestem jego babcią!

– Ale ty jesteś już zmęczona… Sama nie dasz rady.

Rozłączyłam się ze łzami w oczach. Czy naprawdę nie dam rady? Czy jestem zbyt stara na takie wyzwania?

Pewnego dnia Antoś wrócił z przedszkola smutny.

– Babciu, dzieci mówią, że mama już nie wróci… Że jak ktoś jest w szpitalu długo, to potem umiera.

Zamarło mi serce. Przytuliłam go mocno.

– Nie słuchaj ich, kochanie. Mama walczy i wróci do ciebie.

Ale sama nocami drżałam ze strachu przed telefonem ze szpitala.

Któregoś wieczoru usiadłam przy stole z różańcem w dłoni i zaczęłam rozmawiać z Bogiem na głos:

– Boże, jeśli mnie słyszysz… Daj mi siłę. Nie dla mnie – dla Antosia. On nie może stracić mamy.

Nagle poczułam dziwny spokój. Jakby ktoś położył mi rękę na ramieniu i powiedział: „Nie jesteś sama”.

Następnego dnia zadzwonił Michał:

– Haniu… Kasia się obudziła! Lekarze mówią, że jest lepiej!

Upadłam na kolana i rozpłakałam się ze szczęścia.

Kolejne tygodnie były trudne – rehabilitacja Kasi trwała długo, ale wiedziałam już, że będzie dobrze. Antoś znów zaczął się uśmiechać.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole.

– Babciu? – zapytał Antoś poważnie. – A ty się nie boisz?

Uśmiechnęłam się smutno.

– Boję się każdego dnia. Ale wiem, że Bóg nas nie zostawi.

Dziś Kasia jest już w domu. Często myślę o tamtych dniach – o lęku, bezsilności i tej dziwnej sile, która pozwoliła mi przetrwać najgorsze chwile.

Czy to naprawdę była wiara? Czy może tylko matczyna miłość? A może jedno i drugie? Jak wy radzicie sobie z takimi sytuacjami? Czy modlitwa daje wam siłę?