12 lat kłamstw: Jak odkryłam zdradę Roberta i musiałam zbudować siebie od nowa
— Wiktoria, musimy porozmawiać — głos Roberta był cichy, ale stanowczy. Stał w progu sypialni, trzymając w ręku kubek z niedopitą kawą. Była sobota rano, nasza córka Zosia jeszcze spała, a ja czułam, jakby ktoś ścisnął mi serce w żelaznym uścisku.
— O czym? — zapytałam, choć już wiedziałam. Od miesięcy czułam, że coś jest nie tak. Robert wracał do domu punktualnie, nie zapominał o rocznicach, był obecny na zebraniach w szkole Zosi. Ale jego dotyk stał się chłodny, spojrzenie nieobecne. Zamiast czułości — rutyna. Zamiast rozmów — cisza.
— Wiktoria… — zawahał się. — To nie jest łatwe. Chcę być szczery.
Wtedy zrozumiałam. Wszystko we mnie krzyczało: „Nie mów tego! Nie chcę wiedzieć!” Ale on już podjął decyzję.
— Mam romans — powiedział. — Od roku.
Słowa uderzyły mnie jak policzek. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka. Mężczyznę, z którym dzieliłam łóżko przez dwanaście lat, ojca mojego dziecka.
— Kto to? — wykrztusiłam.
— To nie ma znaczenia — odpowiedział szybko. — Najważniejsza jest Zosia. Nie chcę jej ranić. Chcę być przy niej.
Zaczęłam się śmiać — histerycznie, gorzko. — Więc zostajesz dla niej? A ja? Co ze mną?
Nie odpowiedział. Wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą z roztrzaskaną rzeczywistością.
Przez kolejne dni funkcjonowałam jak automat. Robiłam śniadania, odprowadzałam Zosię do szkoły, odpowiadałam na maile w pracy. Wieczorami płakałam w łazience, żeby nikt nie słyszał. Robert był uprzejmy, pomocny, ale zimny jak lód. Unikaliśmy siebie wzrokiem. Każdego dnia zadawałam sobie pytanie: „Co zrobiłam źle?”
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Roberta przez telefon:
— Nie mogę teraz przyjechać… Tak, wiem… Ona już wie… Nie wiem, co dalej…
Zrozumiałam wtedy, że to nie była chwilowa fascynacja. On ją kochał. A ja byłam tylko matką jego dziecka i współlokatorką.
Zosia zaczęła coś przeczuwać. Pewnego dnia zapytała:
— Mamo, dlaczego tata już się z tobą nie śmieje?
Zamarłam. Jak wytłumaczyć ośmiolatce zdradę? Jak powiedzieć jej, że jej rodzina się rozpada?
— Tata jest ostatnio bardzo zmęczony — skłamałam.
Ale dzieci wyczuwają więcej niż nam się wydaje.
W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szefowa, pani Ewa, zaprosiła mnie na rozmowę:
— Wiktoria, co się dzieje? Zawsze byłaś sumienna i dokładna.
Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się przy niej jak dziecko.
— On mnie zdradził… Po tylu latach… Nie wiem, co robić…
Pani Ewa objęła mnie ramieniem.
— Musisz pomyśleć o sobie i o Zosi. Nie możesz pozwolić, żeby ktoś cię niszczył.
Te słowa były jak kubeł zimnej wody.
Wieczorem spojrzałam na Roberta siedzącego przy komputerze i zapytałam:
— Kochasz ją?
Spojrzał na mnie bez emocji.
— Tak.
— Więc dlaczego tu jesteś?
— Bo Zosia mnie potrzebuje.
— A ja? Czy ja już nic nie znaczę?
Milczał długo.
— Przepraszam — powiedział w końcu cicho.
Zrozumiałam wtedy, że nie mam już męża. Mam tylko współlokatora i ojca mojego dziecka.
Zaczęły się ciche wojny domowe: podzielone obowiązki, osobne zakupy, osobne pranie. Zosia coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Ja zaczęłam chodzić na długie spacery po parku, żeby nie zwariować w czterech ścianach.
Pewnego dnia spotkałam Martę — dawną koleżankę ze studiów.
— Wiktoria! Co u ciebie?
Nie miałam siły udawać.
— Robert mnie zdradził… Został tylko dla Zosi…
Marta przytuliła mnie mocno.
— Musisz walczyć o siebie! Nie możesz pozwolić mu decydować za ciebie!
Te słowa dały mi do myślenia. Przez lata żyłam dla innych: dla Roberta, dla Zosi, dla rodziców i teściów. A gdzie byłam ja?
Zaczęłam chodzić na terapię. Na początku było trudno mówić o tym wszystkim obcej osobie:
— Czuję się nikim… Jakby całe moje życie było kłamstwem…
Psycholożka spojrzała na mnie łagodnie:
— To nie pani zawiniła. To on podjął decyzję o zdradzie. Teraz czas pomyśleć o sobie.
Powoli zaczynałam odzyskiwać siły. Zapisałam się na jogę, zaczęłam czytać książki, które zawsze chciałam przeczytać. Spędzałam więcej czasu z Zosią: razem piekłyśmy ciasta, chodziłyśmy do kina, rozmawiałyśmy o wszystkim.
Robert coraz częściej znikał z domu pod pretekstem „spraw służbowych”. Pewnego wieczoru wrócił późno i powiedział:
— Chcę się wyprowadzić.
Poczułam ulgę i strach jednocześnie.
— Co powiemy Zosi?
— Powiemy jej prawdę… Że czasem dorośli przestają się kochać…
Usiedliśmy razem z córką na kanapie i powiedzieliśmy jej wszystko najdelikatniej jak potrafiliśmy. Zosia płakała długo i mocno tuliła się do mnie.
Po wyprowadzce Roberta poczułam pustkę — ale też spokój. Przestałam żyć w kłamstwie. Powoli zaczynałam budować siebie od nowa.
Dziś wiem jedno: zdrada boli jak nic innego na świecie, ale można po niej wstać i zacząć żyć na nowo. Najtrudniej jest uwierzyć w siebie i pozwolić sobie na szczęście.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: Czy kiedyś jeszcze komuś zaufam? Czy można naprawdę zacząć od nowa po tylu latach kłamstw?