„Mamo, przecież to dla Twojego dobra” – Historia, która zmieniła moje życie na zawsze
– Mamo, ile razy mam powtarzać, żebyś nie przestawiała moich kubków? – głos Kasi przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, trzymając w ręku filiżankę, którą chciałam odstawić na półkę. Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę odpowiedzieć coś ostrego, ale tylko westchnęłam i odłożyłam naczynie tam, gdzie stało wcześniej.
Nie tak wyobrażałam sobie starość. Kiedy Kasia zaproponowała, żebym zamieszkała z nią i jej rodziną, poczułam ulgę. Po śmierci męża samotność w czterech ścianach mojego mieszkania przy ul. Słowackiego była jak ciężki koc, który dusił mnie każdej nocy. „Będzie lepiej” – powtarzała córka. „Będziesz miała nas blisko, a Emma będzie miała babcię pod ręką”.
Przeprowadzka była jak wywrócenie całego życia do góry nogami. Spakowałam swoje rzeczy do kilku kartonów – większość musiałam zostawić, bo „w domu nie ma miejsca na graty”. Zabrałam tylko najważniejsze: zdjęcia, kilka książek, ulubiony kubek i wełniany szal, który zrobiłam sobie na drutach jeszcze za czasów studenckich.
Pierwsze dni były pełne nadziei. Emma przychodziła do mojego pokoju z książeczkami, a ja czytałam jej bajki na dobranoc. Kasia i jej mąż Tomek byli mili, choć zabiegani. Wspólne obiady, rozmowy o szkole Emmy, śmiech przy stole – przez chwilę poczułam się potrzebna.
Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać. Mój pokój stał się moją twierdzą – jedynym miejscem, gdzie mogłam być sobą. W kuchni czułam się jak intruz. Każda moja czynność była komentowana: „Mamo, nie rób tak”, „Mamo, to się robi inaczej”, „Mamo, zostaw to, ja zrobię”. Nawet kiedy chciałam pomóc, czułam się niepotrzebna.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Kasi i Tomka za zamkniętymi drzwiami:
– Ona chyba nie rozumie, że to nasz dom…
– Daj spokój, przecież to Twoja mama.
– Wiem, ale wszystko przestawia, wtrąca się do Emmy… Czasem mam wrażenie, że jestem tu gościem.
Zacisnęłam pięści pod kołdrą. Gościem? To ja byłam gościem. Własna córka patrzyła na mnie jak na przeszkodę w swoim uporządkowanym świecie.
Zaczęłam unikać wspólnych posiłków. Jadłam w swoim pokoju, tłumacząc się bólem głowy albo zmęczeniem. Emma coraz rzadziej przychodziła do mnie – Kasia mówiła jej: „Daj babci odpocząć”. Czułam się coraz bardziej przezroczysta.
W niedzielę rano usiadłam przy stole z kubkiem herbaty. Kasia weszła do kuchni i spojrzała na mnie z irytacją:
– Mamo, mówiłam Ci już tyle razy – nie zostawiaj mokrej ściereczki na blacie!
– Przepraszam – odpowiedziałam cicho.
– Ty zawsze wszystko robisz po swojemu…
Nie wytrzymałam.
– Kasiu, czy ja naprawdę tak bardzo przeszkadzam?
Cisza. Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Nie o to chodzi… Po prostu… To jest nasz dom i mamy swoje zwyczaje.
– A ja? Gdzie jest moje miejsce?
Nie odpowiedziała. Wyszła z kuchni trzaskając drzwiami.
Tego dnia zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka Zosia.
– Jak się czujesz w nowym domu?
Zawahałam się.
– Jakby mnie tu nie było…
Zosia milczała przez chwilę.
– Może powinnaś porozmawiać z Kasią?
– Próbowałam… Ale ona nie słucha. Dla niej jestem tylko dodatkiem do codzienności.
Wieczorem Emma przyszła do mojego pokoju.
– Babciu, dlaczego płaczesz?
Przytuliłam ją mocno.
– Czasem dorośli też są smutni, kochanie.
Następnego dnia postanowiłam wyjść na spacer. Przechodziłam obok mojego starego bloku. Z okna sąsiadka machała mi ręką. Poczułam ukłucie tęsknoty za dawnym życiem – nawet za tą ciszą i samotnością, która teraz wydawała się mniej bolesna niż bycie niechcianym gościem.
Wieczorem zebrałam się na odwagę i usiadłam z Kasią przy stole.
– Kasiu… Chciałabym wrócić do siebie.
Spojrzała na mnie zdziwiona i trochę przestraszona.
– Ale mamo… Przecież tu masz lepiej! Nie musisz być sama!
– Kasiu… Ja tu jestem sama bardziej niż kiedykolwiek.
W jej oczach pojawiły się łzy. Może po raz pierwszy zobaczyła mnie naprawdę – nie jako starą matkę wymagającą opieki, ale jako człowieka z własnymi uczuciami i potrzebami.
Kilka dni później wróciłam do swojego mieszkania. Było cicho i pusto, ale moje. Znowu mogłam postawić kubek tam, gdzie chciałam. Znowu mogłam być sobą.
Czasem odwiedza mnie Emma. Przynosi rysunki i opowiada o szkole. Kasia dzwoni częściej niż kiedyś. Może coś zrozumiała? Może ja też musiałam zrozumieć, że miłość nie polega na byciu razem za wszelką cenę?
Czy można być samotnym wśród najbliższych? A może czasem trzeba odejść, żeby znów poczuć się sobą?