Spacer po nieznanej ulicy: Historia o burzy, która zmieniła wszystko

Dzisiaj niebo znowu się rozgniewało. Już kilka nocy z rzędu jest wściekłe: grzmi, stuka, jakby ktoś z góry zrzucał ogromne kamienie prosto w ziemię. Ja i mama obudziliśmy się w tej samej chwili. Szybko owinęła mnie w koc, przytuliła mocno i zaprowadziła do łazienki. Gdy zaczyna się ten przerażający łoskot, zawsze tam się chowamy – niby to najbezpieczniejsze miejsce w naszym starym mieszkaniu na Pradze.

Siedzimy na zimnych kafelkach, światło migocze, a ja czuję, jak jej ręce drżą. Udaje twardą, ale wiem, że boi się tak samo jak ja. „Mamo, dlaczego zawsze chowamy się tutaj?” – pytam cicho, próbując zagłuszyć własny strach. Przez chwilę milczy, potem wzdycha ciężko. „Bo tu nie ma okien. Tu nic nas nie dosięgnie.” Ale wiem, że to nieprawda. Burza i tak nas dosięga – w środku.

Nagle przypominam sobie, jak tata kiedyś mówił, że burze są po to, żeby przypomnieć ludziom o ich małości. Ale tata już dawno odszedł – najpierw z domu, potem z miasta, a na końcu chyba z naszego życia. Mama nigdy nie mówi o nim źle, ale czasem widzę w jej oczach cień żalu. „On nie był gotowy na rodzinę,” powiedziała kiedyś przez sen. Myślała, że nie słyszę.

Grzmoty cichną powoli. Mama rozluźnia uścisk i patrzy na mnie uważnie. „Chcesz wyjść na spacer?” pyta nagle. Jest trzecia nad ranem, ale wiem, że ona nie żartuje. Wkładam buty na bosą stopę i wychodzimy na klatkę schodową. Powietrze pachnie mokrym betonem i czymś jeszcze – może strachem?

Ulica jest zupełnie inna niż za dnia. Kałuże odbijają światła latarni, a cisza po burzy wydaje się gęsta jak mleko. Idziemy powoli, trzymając się za ręce. Mama milczy, ja też nie wiem, co powiedzieć. Nagle zatrzymuje się przed starym sklepem spożywczym. „Tu pracowałam jako nastolatka,” mówi cicho. „Wtedy myślałam, że świat jest prosty: szkoła, praca, dom. Ale potem przyszła burza – taka prawdziwa, w środku mnie.” Patrzę na nią zdziwiona. „Co się stało?” pytam.

Mama uśmiecha się smutno. „Zakochałam się w twoim tacie. Był inny niż wszyscy – odważny, szalony, pełen marzeń. Myślałam, że razem pokonamy każdą burzę.” Przez chwilę patrzy gdzieś daleko, jakby widziała tamtą dziewczynę sprzed lat. „Ale czasem marzenia są jak pioruny – piękne i niebezpieczne jednocześnie.”

Idziemy dalej nieznaną ulicą. Mijamy stare kamienice z wybitymi szybami i graffiti na ścianach. W pewnym momencie słyszymy krzyk – ktoś kłóci się za rogiem. Mama przyspiesza kroku i ściska moją dłoń mocniej. „Nie patrz tam,” szepcze. Ale ja już widziałam: młoda dziewczyna płacze, chłopak rzuca butelką o ziemię.

„Dlaczego ludzie się ranią?” pytam nagle. Mama zatrzymuje się i patrzy mi prosto w oczy. „Bo są samotni,” odpowiada po chwili ciszy. „Czasem nawet we dwoje można być bardzo samotnym.” Czuję łzy pod powiekami, ale nie chcę płakać przy niej.

Przechodzimy przez most nad Wisłą. Woda szumi cicho pod nami, a miasto wydaje się spać głęboko po tej burzy. Mama opowiada mi o swoim dzieciństwie – o babci Zofii, która nigdy nie okazywała uczuć; o dziadku Stanisławie, który pił za dużo i wracał do domu tylko wtedy, gdy już nie miał gdzie pójść. „Chciałam być inna,” mówi mama cicho. „Ale czasem czuję, że historia zatacza koło.”

Zatrzymujemy się na chwilę przy ławce w parku Skaryszewskim. Siadamy obok siebie i patrzymy na mokre drzewa. „Wiesz,” zaczynam niepewnie, „czasem myślę, że jestem dla ciebie ciężarem.” Mama obejmuje mnie mocno i całuje w czoło. „Nigdy tak nie myśl! Jesteś moim światłem w tej całej ciemności.” Czuję ulgę, ale też coś w rodzaju smutku – bo wiem, że ona też potrzebuje światła.

Wracamy powoli do domu. Na klatce schodowej spotykamy sąsiadkę panią Halinę – zawsze narzeka na hałas i dzieci biegające po korytarzu. Tym razem tylko kiwa głową i patrzy na nas dziwnie długo.

Wchodzimy do mieszkania – wszystko wydaje się inne po tym spacerze. Mama robi herbatę z malinami i siada naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.

„Czasem trzeba przejść przez burzę,” mówi cicho, „żeby zobaczyć, co naprawdę jest ważne.” Patrzę na nią i myślę o wszystkich tych nocach spędzonych w łazience – o strachu przed grzmotami i jeszcze większym strachu przed samotnością.

Czy każda burza kiedyś mija? Czy można nauczyć się żyć z tym dźwiękiem w środku? Może właśnie po to są takie noce – żebyśmy mogli odnaleźć siebie nawzajem w ciemności.