Kiedy życie wali się w gruzy: Historia Katarzyny

— Najpierw się postarzałaś, a teraz jeszcze zachorowałaś! Dość tego, biorę rozwód! — rzucił Andrzej, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby w oknie. Stałam w przedpokoju, z kubkiem zimnej już herbaty w dłoni, i patrzyłam na zamknięte drzwi. Przez chwilę miałam wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę, że zaraz się obudzę i usłyszę jego kroki w kuchni, jak zawsze rano. Ale cisza była gęsta i nieubłagana.

Nie wiem, kiedy zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy pojawiły się pierwsze siwe włosy, a Andrzej coraz częściej wracał do domu późno, tłumacząc się pracą. Może wtedy, gdy zaczęłam czuć się zmęczona bez powodu, a lekarze rozkładali ręce. Ale prawdziwy cios przyszedł kilka dni temu. Siedziałam przy kuchennym stole, zaciskając dłoń na telefonie. Głos po drugiej stronie przekazał mi wiadomość tak zaskakującą, że na moment świat przestał istnieć.

— Pani Katarzyno, wyniki są jednoznaczne. To nowotwór. Musimy działać szybko.

Nie pamiętam, co odpowiedziałam. Chyba tylko podziękowałam i odłożyłam słuchawkę. Przez kilka minut patrzyłam tępo w ścianę, próbując zrozumieć, co to znaczy dla mnie, dla nas. Andrzej wrócił późno. Powiedziałam mu o diagnozie. Spodziewałam się strachu, może współczucia. Ale on tylko westchnął ciężko i wyszedł do drugiego pokoju.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Przestał ze mną rozmawiać. Unikał mnie wzrokiem, jakby bał się zarazić moją chorobą. W końcu dziś wybuchł.

— Mam dość! — krzyknął. — Nie po to harowałem całe życie, żeby teraz patrzeć, jak wszystko się sypie! Ty… ty nawet już nie jesteś tą samą kobietą!

Zamknęłam oczy. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz powiedział mi coś miłego. Kiedy ostatni raz dotknął mojej dłoni bez pośpiechu czy zniecierpliwienia. Nie pamiętałam.

Po jego wyjściu usiadłam przy stole i zadzwoniłam do córki. Ola odebrała po kilku sygnałach.

— Mamo? Wszystko w porządku?

— Nie… Ola, tata odszedł. Powiedział, że bierze rozwód.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Przyjadę do ciebie — powiedziała w końcu cicho.

Czekałam na nią długo. W tym czasie myśli wirowały mi w głowie jak szalone ptaki uwięzione w klatce. Czy naprawdę jestem już tylko ciężarem? Czy moje życie straciło sens tylko dlatego, że zachorowałam i się zestarzałam?

Ola weszła do mieszkania bez słowa. Przytuliła mnie mocno i długo płakałyśmy razem.

— Mamo, nie jesteś sama — powtarzała raz za razem.

Ale ja czułam się samotna jak nigdy dotąd.

Następne dni były jak koszmar na jawie. Andrzej przysłał mi smsa: „Załatwiam formalności przez prawnika.” Nawet nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy. Sąsiedzi zaczęli szeptać za moimi plecami. „Biedna Katarzyna… taka porządna kobieta, a mąż ją zostawił…” Czułam ich litość jak ciężki płaszcz na ramionach.

W szpitalu lekarze byli rzeczowi i chłodni. Chemia, operacja, kolejne badania. Ola była przy mnie zawsze, ale widziałam w jej oczach strach i bezradność.

Pewnego dnia odwiedziła mnie moja siostra, Teresa. Zawsze była tą silniejszą z nas dwóch.

— Kasia, musisz walczyć — powiedziała stanowczo. — Nie dla Andrzeja, nie dla sąsiadów. Dla siebie!

Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.

— Ale ja już nie mam siły…

— Masz! — przerwała mi ostro. — Tylko musisz ją w sobie znaleźć.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.

Wieczorem zadzwonił Andrzej. Po raz pierwszy od tygodni.

— Chciałem tylko powiedzieć… — zaczął niepewnie — że przepraszam. Może kiedyś mi wybaczysz.

Nie odpowiedziałam od razu.

— Andrzej… czy ty kiedykolwiek mnie kochałeś? — zapytałam cicho.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Nie wiem… Może kiedyś… Teraz już nie potrafię.

Rozłączyłam się bez słowa.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim, co straciłam: młodość, zdrowie, rodzinę. Ale potem przypomniałam sobie słowa Teresy: „Dla siebie”.

Rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę zmęczoną życiem, ale jeszcze niepokonaną. Postanowiłam walczyć — nie o Andrzeja, nie o dawny spokój, ale o siebie samą.

Dziś jestem po pierwszej chemii. Włosy zaczynają wypadać garściami, ale patrzę na siebie z nową siłą. Ola codziennie dzwoni i powtarza: „Mamo, jesteś dzielna”.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można zacząć wszystko od nowa po pięćdziesiątce? Czy samotność to wyrok? A może właśnie teraz mam szansę odnaleźć siebie?

Może ktoś z was też czuje się dziś samotny i zagubiony? Jeśli tak — nie bójcie się walczyć o siebie. Nawet jeśli świat wali się w gruzy.