Nie potrafiłam pokochać – historia o winie, rodzinie i samotności

– Znowu wróciłaś po północy! – krzyk matki odbił się echem po całym mieszkaniu, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi. – Czy ty naprawdę chcesz mnie do grobu wpędzić, Karolino?!

Stałam w przedpokoju, z butami w ręku, mokra od deszczu i zmęczona po całym dniu pracy w kawiarni. Miałam dwadzieścia cztery lata i wciąż czułam się jak dziecko, które musi tłumaczyć się z każdej minuty swojego życia. Ojciec siedział w kuchni, udając, że czyta gazetę. Siostra, starsza o trzy lata, już dawno wyprowadziła się do chłopaka i kontaktowała się z nami tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowała.

– Mamo, przecież dzwoniłam, że mam zmianę do zamknięcia…
– Zawsze masz wymówkę! – przerwała mi. – A może znowu byłaś z tym swoim Bartkiem? Wiesz, co ludzie mówią? Że Karolina Nowak to dziewczyna bez zasad!

Poczułam znajome ukłucie w żołądku. Bartek był jedyną osobą, przy której czułam się swobodnie. Ale nawet jemu nie potrafiłam powiedzieć tego, co naprawdę czuję. Nawet jemu nie potrafiłam się zakochać.

Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Przez chwilę siedziałam w ciemności, słuchając odgłosów kłótni rodziców za ścianą. Matka wykrzykiwała ojcu, że przeze mnie wszystko się wali. Ojciec milczał. Zawsze milczał.

Telefon zawibrował na biurku. Wiadomość od Bartka: „Jesteś już w domu? Wszystko ok?”

Nie odpisałam. Nie wiedziałam, co napisać. Bałam się jego uczuć. Bałam się własnych uczuć.


Dorastałam w bloku na warszawskim Ursynowie. Rodzina jak każda inna – tak myślałam przez lata. Dopiero w liceum zrozumiałam, że coś jest nie tak. Koleżanki opowiadały o rodzinnych obiadach, o tym, jak matka tuli je na dobranoc. U nas w domu nikt nikogo nie przytulał. Matka była wiecznie zmęczona i rozdrażniona. Ojciec wracał późno z pracy i zamykał się w swoim świecie.

Siostra, Agata, była moim przeciwieństwem – przebojowa, piękna, zawsze otoczona ludźmi. Ja byłam tą cichą, tą „dziwną”.

Pamiętam jedną Wigilię, gdy miałam czternaście lat. Siedzieliśmy przy stole, a matka nagle zaczęła płakać bez powodu. Ojciec wyszedł do drugiego pokoju. Agata przewróciła oczami i napisała coś na Messengerze pod stołem.

– Karolina, podaj barszcz – rzuciła matka przez łzy.

Podawałam barszcz i czułam się jak mebel.


W dorosłym życiu próbowałam uciec od tego wszystkiego. Studiowałam psychologię na UW – ironia losu. Chciałam zrozumieć siebie i innych. Ale im więcej wiedziałam o emocjach, tym bardziej czułam się pusta.

Bartek pojawił się na drugim roku studiów. Był ciepły, opiekuńczy, zakochany we mnie po uszy. Pisał mi liściki na wykładach: „Karolina, jesteś najpiękniejsza na świecie”.

Nie wierzyłam mu.

– Dlaczego nie chcesz być ze mną na poważnie? – zapytał kiedyś podczas spaceru po Łazienkach.
– Bo nie potrafię kochać – odpowiedziałam szczerze.
– Każdy potrafi…
– Nie każdy – przerwałam mu i odwróciłam wzrok.

Bartek próbował jeszcze wiele razy. Przynosił mi kawę do pracy, czekał pod blokiem z parasolem podczas deszczu. Ale ja za każdym razem stawiałam mur.


Najgorsze przyszło w zeszłym roku. Matka zachorowała na depresję po śmierci swojej siostry. W domu było coraz gorzej – krzyki, płacz, pretensje.

– To przez ciebie! – wykrzyczała mi któregoś dnia prosto w twarz. – Gdybyś była normalna… Gdybyś miała chłopaka jak Agata…

Agata przyjechała wtedy na święta z narzeczonym – Pawłem. Wszyscy byli zachwyceni jej pierścionkiem zaręczynowym.

– Karolina, a ty kiedy kogoś przyprowadzisz? – zapytał ojciec przy stole.
– Może nigdy – odpowiedziałam i wyszłam z pokoju.

Agata przyszła do mnie wieczorem.
– Wiesz… mama jest chora, ale ty też jej nie ułatwiasz życia – powiedziała cicho.
– A kto mi ułatwia? – zapytałam gorzko.
– Może gdybyś była bardziej otwarta…
– Może gdybyście mnie kiedyś przytulili…

Agata spojrzała na mnie jak na kosmitkę.
– Przesadzasz.


Po świętach Bartek przyszedł do mnie do kawiarni.
– Karolina… ja już nie mogę tak dłużej. Albo jesteśmy razem naprawdę, albo muszę odejść.

Patrzyłam na niego długo. Chciałam go zatrzymać. Chciałam poczuć coś więcej niż tylko wdzięczność i sympatię.
Ale nie potrafiłam.

– Przepraszam – wyszeptałam tylko.
Bartek odszedł bez słowa.


Zostałam sama. Matka pogrążona w depresji, ojciec coraz bardziej nieobecny. Agata planowała ślub i przeprowadzkę do Gdańska.

Zaczęłam chodzić na terapię. Psycholożka zapytała mnie kiedyś:
– Karolino, czy kiedykolwiek czuła się pani kochana?
Nie umiałam odpowiedzieć.


Minął rok. Matka powoli wychodziła z choroby dzięki lekom i terapii rodzinnej (na którą chodziłyśmy razem). Ojciec zaczął rozmawiać ze mną o pracy i o pogodzie – to był postęp.
Agata urodziła dziecko i nagle zaczęła dzwonić częściej: „Karola, możesz przyjechać? Potrzebuję pomocy…”

Czasem patrzę na małą Zosię i myślę: czy ona będzie umiała kochać? Czy można nauczyć się miłości?

Bartek napisał mi ostatnio maila: „Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa”.
Nie odpisałam.


Dziś mam dwadzieścia sześć lat i pierwszy raz czuję coś na kształt spokoju. Może nawet nadziei?
Ale czasem budzę się w nocy z pytaniem: czy można nauczyć się kochać od nowa? Czy wy też tak mieliście? Czy to ja jestem winna… czy może to wszystko zaczyna się dużo wcześniej niż nam się wydaje?