Samotność w małżeństwie: Gdy miłość zamienia się w ciszę
Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam. Paweł znowu wyszedł z domu bez słowa. Zostałam sama w kuchni, z kubkiem zimnej już kawy i uczuciem, które od miesięcy nie dawało mi spokoju – pustką. Tego dnia, jak co dzień od kilku lat, poczułam się jak cień we własnym domu.
Nie zawsze tak było. Kiedyś śmialiśmy się razem do łez, planowaliśmy wakacje nad Bałtykiem i snuliśmy marzenia o domku z ogrodem na obrzeżach Poznania. Ale życie szybko zweryfikowało nasze plany. Paweł coraz częściej zostawał po godzinach w pracy, a ja zajmowałam się naszym synem, Kubą, i domem. Z czasem rozmowy zamieniły się w krótkie komunikaty: „Zostawiłem ci pieniądze na zakupy”, „Kuba ma jutro wywiadówkę”, „Nie czekaj z kolacją”.
Pamiętam pierwszy raz, gdy poczułam się naprawdę samotna. Była Wigilia. Siedzieliśmy przy stole – ja, Paweł, Kuba i moja mama, która po śmierci taty zamieszkała z nami. Paweł był nieobecny duchem, odpowiadał półsłówkami, a gdy tylko zjedliśmy barszcz, wstał i zamknął się w pokoju z laptopem. Mama spojrzała na mnie ze współczuciem. „Dziecko, nie tak miało być”, powiedziała cicho, ściskając moją dłoń pod stołem.
Próbowałam rozmawiać z Pawłem. „Co się dzieje? Może pojedziemy gdzieś razem? Może powinniśmy porozmawiać?” – pytałam wieczorami, gdy wracał późno i zmęczony. Odpowiadał zawsze tak samo: „Nie mam siły na gadanie. Daj mi spokój”.
Z czasem zaczęłam szukać winy w sobie. Może jestem za mało atrakcyjna? Może za dużo wymagam? Może powinnam być bardziej wyrozumiała? Przestałam wychodzić z koleżankami, bo Paweł krzywił się na samą myśl o tym, że miałby zostać sam z Kubą. Zrezygnowałam z pracy na pół etatu w bibliotece – „Po co ci to? Lepiej zajmij się domem”, mówił. Każdego dnia starałam się być idealną żoną i matką.
Ale im bardziej się starałam, tym bardziej Paweł się oddalał. Zaczął znikać na całe weekendy – tłumaczył się delegacjami albo spotkaniami ze znajomymi z pracy. Kuba coraz częściej pytał: „Mamo, dlaczego tata jest taki smutny? Czy on nas jeszcze kocha?”
Najgorsze przyszło pewnego marcowego wieczoru. Siedziałam w salonie i przeglądałam stare zdjęcia – uśmiechnięci na plaży w Międzyzdrojach, Paweł trzymający Kubę na barana, ja z bukietem polnych kwiatów. Usłyszałam dźwięk telefonu Pawła zostawionego na komodzie. Przyszła wiadomość: „Tęsknię za tobą. Kiedy znów się zobaczymy?”. Serce mi stanęło. Przez chwilę miałam nadzieję, że to pomyłka. Ale potem przyszła kolejna: „Nie mogę już dłużej czekać, Pawełku”.
Zamarłam. Kiedy Paweł wrócił do domu, czekałam na niego w kuchni.
– Kim jest Magda? – zapytałam bez ogródek.
Spojrzał na mnie zaskoczony, potem wzruszył ramionami.
– To nie twoja sprawa.
– Jak to nie moja? Jesteśmy małżeństwem! Mamy dziecko!
– Mieliśmy małżeństwo – poprawił mnie zimno. – Ty żyjesz przeszłością. Ja chcę żyć teraz.
Wybiegłam z domu i długo chodziłam po osiedlu, płacząc jak dziecko. Wróciłam dopiero nad ranem. Mama czekała na mnie w kuchni.
– Musisz coś z tym zrobić, Karolina – powiedziała stanowczo. – Nie możesz pozwolić mu cię tak traktować.
Ale ja nie potrafiłam nic zrobić. Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Paweł coraz częściej nocował poza domem. Kuba zamknął się w sobie, przestał rozmawiać nawet ze mną.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie siostra Pawła, Agata.
– Karolina, wiem o wszystkim – powiedziała cicho. – Paweł od dawna spotyka się z tą kobietą. Próbowałam go przekonać, żeby wrócił do was… Ale on mówi, że już was nie kocha.
– Dlaczego mi to mówisz?
– Bo nie chcę patrzeć, jak się męczysz. Zasługujesz na coś lepszego.
Po tej rozmowie długo siedziałam w łazience i patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Zobaczyłam zmęczoną kobietę z podkrążonymi oczami i włosami związanymi byle jak gumką. Gdzie podziała się ta dziewczyna pełna marzeń?
W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Pawłowi:
– Chcę rozwodu.
Spojrzał na mnie bez emocji.
– W końcu dorosłaś do tej decyzji.
Rozwód był koszmarem. Paweł walczył o każdy mebel, o samochód kupiony za moje pieniądze, nawet o książki Kuby. W sądzie był chłodny i wyrachowany.
– Chcę mieć syna przy sobie co drugi weekend – powiedział sędzi.
Kuba rozpłakał się na korytarzu:
– Nie chcę jeździć do taty! On mnie nie słucha!
Ale sąd zdecydował inaczej.
Po rozwodzie zostałam sama z Kubą i mamą w trzypokojowym mieszkaniu na Ratajach. Przez długie miesiące nie potrafiłam spać spokojnie – budziły mnie koszmary o Pawle wracającym do domu i krzyczącym na mnie za byle co.
Mama próbowała mnie pocieszać:
– Karolinko, jesteś młoda, jeszcze wszystko przed tobą.
Ale ja nie wierzyłam już w żadne „wszystko”.
Najtrudniejsze były weekendy bez Kuby. Siedziałam wtedy sama przy stole i słuchałam ciszy przerywanej tylko tykaniem zegara i szumem tramwajów za oknem. Czasem dzwoniła Agata:
– Może pójdziemy do kina? Albo na spacer nad Wartę?
Odmówiłam kilka razy, aż w końcu zgodziłam się pójść do kawiarni.
Tam poznałam Ewę – kobietę po podobnych przejściach.
– Myślałam kiedyś, że bez męża nie dam sobie rady – opowiadała przy kawie. – Ale dziś wiem, że samotność jest lepsza niż życie z kimś obojętnym albo okrutnym.
Zaczęłyśmy spotykać się regularnie. Ewa namówiła mnie na kurs fotografii i wspólne wyjazdy rowerowe po Wielkopolsce. Powoli zaczęłam odzyskiwać siebie.
Kuba też zaczął się otwierać – zapisał się do drużyny piłkarskiej i zaprzyjaźnił z sąsiadem z bloku obok.
Pewnego dnia Paweł zadzwonił:
– Karolina… Magda mnie zostawiła. Może moglibyśmy spróbować jeszcze raz?
Zamilkłam na chwilę.
– Nie Paweł. Już nie potrafię ci zaufać.
Usłyszałam tylko głuche kliknięcie telefonu.
Dziś mija pięć lat od naszego rozwodu. Mam 43 lata i pierwszy raz od dawna czuję spokój. Czasem jeszcze budzę się w nocy i pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy można było uratować nasze małżeństwo?
A może czasem trzeba pozwolić odejść miłości, która już dawno umarła? Czy Wy też kiedyś czuliście samotność we dwoje?