Dlaczego mama z tatą nie zostali razem? Historia Weroniki z polskiej wsi

— Wszystko zdążyłaś — nie wytrzymała babcia Zosia, kiedy mama przekroczyła próg naszego starego domu z walizką w jednej ręce i mną, trzyletnią Weroniką, w drugiej. Stałam wtedy na ganku, przytulona do jej nogi, czując, że coś się skończyło, choć nie rozumiałam jeszcze co. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywało tylko skrzypienie drzwi i ciężkie westchnienie babci.

Mama nie odpowiedziała. Jej twarz była blada, oczy czerwone od płaczu. Babcia Zosia spojrzała na mnie z troską, ale zaraz potem odwróciła wzrok, jakby bała się, że zobaczy w moich oczach pytania, na które sama nie zna odpowiedzi.

— Chodź, Weronika — powiedziała cicho mama. — Pójdziemy do twojego pokoju.

Pamiętam ten pokój: tapeta w żółte kwiaty, łóżko pod oknem i stary miś z oderwanym uchem. Wszystko pachniało trochę kurzem i trochę czymś znajomym — może dzieciństwem mamy? Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez cienką ścianę głosy mamy i babci.

— I co teraz? — pytała babcia. — Myślisz, że tu znajdziesz spokój?

— Nie miałam wyboru — odpowiedziała mama. — Nie mogłam już tam zostać.

— A Weronika? Co jej powiesz?

— Jeszcze nie teraz. Jest za mała.

Zasypiałam z tymi słowami w głowie. Przez kolejne lata wracały do mnie jak echo.

Na wsi życie płynęło inaczej niż w mieście. Rano budził mnie kogut sąsiadów, a wieczorem zasypiałam przy dźwiękach świerszczy. Mama zaczęła pracować w sklepie spożywczym u pana Stasia. Ja chodziłam do przedszkola, potem do szkoły. Dzieci pytały:

— A gdzie twój tata?

Zawsze odpowiadałam: — W mieście.

Ale co to znaczyło? Dlaczego nie przyjeżdżał? Dlaczego inne dzieci miały tatę na meczu szkolnym czy na przedstawieniu, a ja tylko mamę i babcię?

Czasem mama dostawała listy. Zawsze chowała je szybko do torebki i zamykała się w łazience. Raz podsłuchałam przez drzwi jej cichy płacz. Chciałam zapytać, ale bałam się, że ją zranię.

Babcia Zosia była twardą kobietą. Gotowała najlepszy rosół na świecie i potrafiła jednym spojrzeniem uciszyć całą klasę dzieciaków na podwórku. Ale gdy myślała, że nie widzę, patrzyła na mamę z wyrzutem.

— Po co ci było to miasto? — mówiła czasem półgłosem. — Po co ci był ten cały Adam?

Adam — tak miał na imię mój tata. Wiedziałam to tylko z przypadkowych rozmów dorosłych. Nikt nigdy nie powiedział mi o nim nic więcej.

Pewnego dnia, gdy miałam siedem lat, znalazłam w szufladzie mamy zdjęcie: młoda kobieta w białej sukience i mężczyzna z ciemnymi włosami obejmujący ją ramieniem. Oboje uśmiechnięci, szczęśliwi. Z tyłu napis: „Na zawsze razem — Adam i Kasia”.

Zadrżały mi ręce. Schowałam zdjęcie z powrotem, ale od tamtej pory nie mogłam przestać myśleć o tacie.

W ósme urodziny zebrałam się na odwagę.

— Mamo, dlaczego tata z nami nie mieszka?

Mama spojrzała na mnie długo. W jej oczach zobaczyłam zmęczenie i smutek.

— To skomplikowane, Weroniko — powiedziała cicho. — Czasem dorośli popełniają błędy.

— Ale co się stało?

Mama westchnęła.

— Twój tata… on miał swoje życie w mieście. Próbowałam to wszystko poukładać, ale nie wyszło nam razem.

Nie rozumiałam wtedy tych słów. Czy tata mnie nie chciał? Czy zrobiłam coś złego?

W szkole coraz częściej słyszałam szepty:

— To ta bez ojca.

Starałam się być najlepsza we wszystkim: w nauce, w sporcie, w recytacji wierszy na akademii. Chciałam, żeby mama była ze mnie dumna. Ale czułam pustkę.

Kiedy miałam trzynaście lat, tata przysłał mi list. Pierwszy raz napisał do mnie osobiście:

„Weroniko,
Przepraszam, że nie mogę być przy Tobie tak często, jak bym chciał. Życie czasem układa się inaczej niż planujemy. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.
Tata”

Czytałam ten list sto razy. Płakałam nad nim nocami. Chciałam go zobaczyć, zapytać dlaczego nas zostawił.

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do miasta z babcią pod pretekstem zakupów. Znalazłam adres taty zapisany na odwrocie starego zdjęcia.

Stałam pod jego blokiem z bijącym sercem. W oknie zobaczyłam kobietę z małym chłopcem na rękach — mojego przyrodniego brata? Poczułam ukłucie zazdrości i żalu.

Nie zadzwoniłam do drzwi. Wróciłam na wieś jeszcze bardziej zagubiona niż wcześniej.

Mama zauważyła moją zmianę.

— Weroniko… — zaczęła ostrożnie. — Wiem, że ci ciężko. Ale czasem lepiej zostawić przeszłość za sobą.

Nie potrafiłam tego zrobić. Przez lata próbowałam zrozumieć ich decyzje: dlaczego się rozstali? Czy naprawdę nie mogli być razem dla mnie?

Dziś mam dwadzieścia pięć lat i sama stoję przed wyborem: zostać w Warszawie czy wrócić na wieś do mamy i babci? Czy powtarzam ich błędy?

Często wracam myślami do tamtego ganku i pierwszych słów babci Zosi: „Wszystko zdążyłaś”. Czy naprawdę wszystko można zdążyć naprawić? Czy są rany, które nigdy się nie goją?

Może każdy z nas nosi w sobie takie pytania bez odpowiedzi? Jak długo można żyć w cieniu rodzinnych tajemnic?