Niespodziewany gość w mieszkaniu – historia, która zmieniła moje życie
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Była środa, godzina 21:17, a ja – Julia Nowicka – właśnie kończyłam zmywać naczynia po samotnej kolacji. Mój mąż, Paweł, miał wrócić późno z pracy, dzieci już spały. Z początku pomyślałam, że to może sąsiadka z dołu, pani Zofia, która czasem wpadała pożyczyć cukier. Ale kiedy otworzyłam drzwi, zamarłam. Na progu stał mój ojciec – Andrzej Nowicki. Człowiek, którego nie widziałam od piętnastu lat.
– Cześć, Julka – powiedział cicho, jakby bał się własnego głosu.
Zrobiło mi się słabo. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie słowa. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „Dlaczego teraz? Po tylu latach?”.
– Co ty tu robisz? – wyszeptałam w końcu, ściskając mocniej klamkę.
Ojciec wyglądał na starszego niż zapamiętałam. Siwe włosy, zmęczone oczy, kurtka przemoczona od deszczu. W ręku trzymał reklamówkę z jakimiś rzeczami.
– Mogę wejść? – zapytał niepewnie.
Wpuściłam go do środka, choć serce waliło mi jak oszalałe. Przeszliśmy do kuchni. Ojciec usiadł przy stole i przez chwilę milczał, patrząc na swoje dłonie.
– Nie mam gdzie się podziać – powiedział w końcu. – Twoja matka wyrzuciła mnie z domu.
Poczułam wściekłość i żal jednocześnie. Przez całe dzieciństwo ojciec był dla mnie kimś nieobecnym – wiecznie zapracowanym, zamkniętym w sobie. Potem odszedł do innej kobiety i kontakt się urwał. Mama nigdy mu tego nie wybaczyła. Ja próbowałam przez lata zrozumieć, dlaczego nas zostawił.
– Dlaczego nie poszedłeś do ciotki Ireny? Albo do swojego brata? – zapytałam chłodno.
– Nie chcą mnie widzieć – odpowiedział cicho. – Po tym wszystkim…
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, do kuchni wszedł Paweł. Zatrzymał się w progu, zaskoczony widokiem teścia.
– Dobry wieczór…
– Cześć, Paweł – rzucił ojciec nerwowo.
– Co się stało? – Paweł spojrzał na mnie pytająco.
– Tata… potrzebuje miejsca na noc – wyjaśniłam krótko.
Paweł skinął głową, choć widziałam po jego minie, że nie jest zachwycony. Nigdy nie ukrywał, że nie rozumie mojej relacji z ojcem. Zawsze powtarzał: „Nie musisz go wpuszczać do swojego życia tylko dlatego, że jest twoim ojcem”.
Tamtej nocy spałam niespokojnie. Słyszałam kroki ojca po korytarzu, jego kaszel, szelest reklamówki. Rano dzieci wybiegły z pokoju i stanęły jak wryte na widok dziadka.
– Kim pan jest? – zapytała moja córka Zosia.
Ojciec uśmiechnął się smutno.
– Jestem… znajomym mamy – odpowiedział wymijająco.
Nie miałam siły tłumaczyć dzieciom rodzinnych zawiłości. Zresztą sama nie wiedziałam jeszcze, czy chcę pozwolić ojcu zostać na dłużej.
Po południu zadzwoniła mama.
– Julia! Słyszałam, że twój ojciec u ciebie nocował! – jej głos był ostry jak brzytwa.
– Tak, mamo. Przyszedł niespodziewanie. Nie miał gdzie pójść.
– Nie waż się go wpuszczać pod mój dach! Po tym wszystkim! Po tym jak nas zostawił!
Westchnęłam ciężko.
– Mamo, on jest moim ojcem…
– On już dawno przestał być kimkolwiek! – krzyknęła i rozłączyła się.
Wieczorem usiedliśmy z Pawłem przy stole. Dzieci bawiły się w pokoju obok.
– Co zamierzasz zrobić? – zapytał mąż spokojnie.
– Nie wiem… Czuję się rozdarta. Z jednej strony mam żal do taty za wszystko… Z drugiej… to jednak mój ojciec.
Paweł ujął moją dłoń.
– Pamiętaj, że to twoja decyzja. Ale musisz być pewna, że robisz to dla siebie, a nie z poczucia winy czy obowiązku.
Przez kolejne dni ojciec mieszkał u nas. Pomagał przy dzieciach, gotował obiady, próbował nadrabiać stracony czas. Ale ja czułam dystans. Każda rozmowa była jak pole minowe.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem na balkonie.
– Julka… Wiem, że zawiodłem ciebie i mamę – zaczął cicho. – Chciałem cię przeprosić. Wiem, że nie naprawię przeszłości… Ale chciałem spróbować być częścią twojego życia. Jeśli mi pozwolisz.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Dlaczego wtedy odszedłeś? Dlaczego zostawiłeś nas bez słowa?
Ojciec spuścił głowę.
– Byłem tchórzem. Bałem się odpowiedzialności… Myślałem, że gdzie indziej będzie mi lepiej. Ale nigdzie nie znalazłem spokoju. Teraz jestem sam…
Siedzieliśmy długo w milczeniu. W końcu powiedziałam:
– Nie wiem jeszcze, czy potrafię ci wybaczyć. Ale możesz zostać… na razie.
Następnego dnia zadzwoniła ciotka Irena.
– Julia! Słyszałam o Andrzeju… Uważaj na niego! On zawsze potrafił manipulować ludźmi!
Zaczęły się rodzinne telefony i plotki. Mama przestała się odzywać zupełnie. Brat Pawła stwierdził przy niedzielnym obiedzie:
– Po co ci taki balast? Ludzie się nie zmieniają!
Ale dzieci zaczęły przywiązywać się do dziadka. Zosia rysowała dla niego laurki, Staś opowiadał o szkole. Ojciec rozkwitał przy nich – pierwszy raz widziałam go takiego spokojnego i ciepłego.
Pewnego dnia przyszła do mnie mama. Bez zapowiedzi stanęła w drzwiach i zobaczyła ojca bawiącego się z wnukami na dywanie.
– Co ty tu robisz?! – syknęła przez zaciśnięte zęby.
Ojciec podszedł do niej powoli.
– Przyszedłem przeprosić…
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Julia… On cię skrzywdzi tak samo jak mnie!
Nie wytrzymałam i wybuchłam:
– Mamo! To ja decyduję o swoim życiu! Może chcę spróbować mu wybaczyć!
Mama wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami. Ojciec usiadł ciężko na krześle i ukrył twarz w dłoniach.
Przez kolejne tygodnie atmosfera była napięta jak struna. Rodzina podzieliła się na dwa obozy: tych „za” i „przeciw” mojemu ojcu. Paweł wspierał mnie jak mógł, ale widziałam po nim zmęczenie całą sytuacją.
W końcu doszło do konfrontacji podczas rodzinnego obiadu u ciotki Ireny. Mama zaczęła wypominać ojcu wszystkie grzechy sprzed lat; ciotka dorzucała swoje trzy grosze; brat Pawła stwierdził głośno:
– Tacy ludzie nigdy się nie zmieniają!
Wstałam od stołu i powiedziałam:
– Dość! To moje życie! Jeśli chcecie mnie wspierać – dobrze. Jeśli nie – trudno!
Wróciłam do domu z Pawłem i dziećmi. Ojciec siedział na kanapie ze spuszczoną głową.
Usiadłam obok niego i powiedziałam:
– Możesz zostać tak długo, jak będziesz chciał. Ale musisz wiedzieć jedno: nie naprawisz wszystkiego jednym gestem czy słowem. To będzie trwało długo…
Ojciec spojrzał na mnie ze łzami w oczach i pierwszy raz od lat poczułam coś na kształt spokoju.
Dziś minęły trzy miesiące od tamtego wieczoru. Relacje w rodzinie powoli się układają – mama zaczyna rozmawiać ze mną ostrożnie przez telefon; dzieci kochają dziadka; Paweł zaakceptował nową sytuację; a ja… uczę się wybaczać i budować dom na nowo.
Czasem patrzę na ojca bawiącego się z wnukami i myślę: czy można naprawdę zacząć wszystko od nowa? Czy wybaczenie to dar dla innych czy przede wszystkim dla siebie? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?