„Na telefonie mojego męża znalazłam wiadomości od innej kobiety” – 35 lat milczenia, które rozpadło się w jednej chwili

– Co to jest, Janek? – zapytałam, trzymając w ręku jego telefon. Moje palce drżały, a głos ledwo wydobywał się z gardła. W pokoju panowała cisza tak gęsta, że niemal czułam jej ciężar na ramionach. Janek spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie rozumiał, o co pytam. Ale ja już wiedziałam. Na ekranie telefonu widniały wiadomości od kobiety podpisanej „Basia z pracy”.

„Tęsknię za tobą. Dziękuję za wczoraj. Jesteś cudowny.”

Przez chwilę miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę. Ale zamiast tego oddałam mu go i wyszłam do kuchni. Zaczęłam myć naczynia, choć zmywarka była pełna. Potrzebowałam czegoś, co zajmie mi ręce i myśli. Przez 35 lat byłam żoną Janka. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie, kiedy jeszcze wierzyłam, że miłość jest wieczna i że wystarczy być dobrą żoną, by być szczęśliwą.

Wyszliśmy za siebie młodo, mieliśmy dwójkę dzieci – Kasię i Michała. Przeszliśmy przez wszystko: kredyty, choroby, śmierć mojej mamy, bezrobocie Janka po zamknięciu huty. Byłam przy nim zawsze. Nawet wtedy, gdy pił za dużo po utracie pracy i przez pół roku nie wychodził z domu. Wierzyłam, że przetrwamy wszystko.

Ale teraz? Teraz czułam się jak ktoś obcy we własnym życiu.

Janek nie powiedział ani słowa. Przez kolejne dni zachowywał się normalnie – pytał, czy zrobić mi herbatę, czy kupić chleb. Ja milczałam. Nie chciałam awantury. Nie chciałam łez. Chciałam zrozumieć, kiedy to wszystko się rozpadło.

Wieczorem usiadłam przy stole i patrzyłam na nasze zdjęcia z wakacji w Międzyzdrojach sprzed dwóch lat. Uśmiechaliśmy się do siebie, trzymaliśmy za ręce. Czy wtedy już mnie zdradzał? Czy wtedy już myślał o innej?

Następnego dnia zadzwoniła Kasia.
– Mamo, co się dzieje? Tata jest jakiś dziwny przez telefon.
– Nic się nie dzieje – skłamałam.
– Mamo…

Nie mogłam jej powiedzieć prawdy. Nie chciałam burzyć jej obrazu rodziny. Przecież zawsze powtarzała znajomym: „Moi rodzice są razem od zawsze”.

Przez tydzień żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. W końcu Janek nie wytrzymał.
– Haniu…
– Co?
– To nie tak, jak myślisz.
– A jak?

Usiadł naprzeciwko mnie i spuścił głowę.
– Poznałem Basię w pracy. Jest samotna… dużo rozmawialiśmy…
– I?
– Nic się nie wydarzyło… tylko rozmowy…

Poczułam wściekłość.
– Rozmowy? To dlatego pisze ci, że jesteś cudowny?

Zamilkł. Wiedziałam już wszystko.

Przez kolejne dni analizowałam nasze życie kawałek po kawałku. Przypominałam sobie wszystkie momenty, kiedy czułam się samotna, kiedy Janek był zamknięty w sobie albo patrzył na mnie jak na powietrze. Może to ja byłam winna? Może za bardzo skupiłam się na dzieciach, wnukach, domu?

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Ela, zauważyła moją nieobecność.
– Haniu, coś się stało?
– Nie… wszystko dobrze – odpowiedziałam automatycznie.
Ale Ela nie dała się zbyć.
– Znam cię tyle lat. Powiedz mi prawdę.

Wybuchłam płaczem. Opowiedziałam jej wszystko – o wiadomościach, o milczeniu Janka, o tym, jak bardzo czuję się zdradzona i niepotrzebna.

Ela przytuliła mnie mocno.
– To nie twoja wina. Faceci czasem są głupi. Ale ty musisz pomyśleć o sobie.

Po raz pierwszy od lat pomyślałam o sobie. O tym, czego chcę. Czy chcę dalej żyć z człowiekiem, który mnie okłamał? Czy potrafię mu wybaczyć?

Wieczorem usiadłam z Jankiem przy stole.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Spojrzał na mnie z lękiem.
– Chcę wiedzieć prawdę. Czy ją kochasz?
Zamilkł na chwilę.
– Nie wiem… Ona daje mi coś, czego mi brakowało…
Poczułam ukłucie w sercu.
– A ja? Ja ci już nic nie daję?
– Haniu… przez lata byliśmy razem… ale ostatnio czuję się niewidzialny…

Zrobiło mi się przykro i wstyd jednocześnie. Może rzeczywiście przestaliśmy ze sobą rozmawiać? Może oboje byliśmy samotni pod jednym dachem?

Przez kolejne tygodnie próbowaliśmy rozmawiać – szczerze, bez udawania. Były łzy, krzyki, ciche dni i noce spędzone osobno. Dzieci zauważyły zmianę – Michał przyjechał specjalnie z Warszawy.
– Mamo, co się dzieje?
Nie potrafiłam odpowiedzieć.

W końcu podjęliśmy decyzję: terapia małżeńska. To była najtrudniejsza rzecz w moim życiu – przyznać przed obcą osobą, że moje małżeństwo jest na krawędzi rozpadu po 35 latach wspólnego życia.

Na terapii usłyszałam rzeczy bolesne i prawdziwe: że przez lata zapomnieliśmy o sobie jako o ludziach, a nie tylko rodzicach czy współlokatorach; że potrzeba bliskości nie kończy się z wiekiem; że zdrada zaczyna się od braku rozmowy.

Nie wiem jeszcze, czy wybaczę Jankowi całkowicie. Wiem tylko jedno: już nigdy nie będę milczeć ze strachu przed prawdą.

Czasem patrzę na niego i pytam siebie: czy można odbudować coś, co runęło w jednej chwili? Czy miłość po zdradzie może być jeszcze prawdziwa? Co wy byście zrobili na moim miejscu?