Niespodziewany gość w mieszkaniu – historia, która zmieniła moje życie
Gdy tylko przekręciłam klucz w zamku, poczułam, że coś jest nie tak. Drzwi do mojego mieszkania na warszawskim Ursynowie były zamknięte od środka. Zamarłam. – Ktoś tu jest – szepnęłam do męża, Michała. Spojrzał na mnie z niepokojem, ściskając mocniej torbę z laptopem. Byliśmy świeżo po powrocie z krótkiego urlopu nad morzem, zmęczeni podróżą, marząc tylko o własnym łóżku i ciszy. Zamiast tego usłyszeliśmy czyjeś kroki i… znajomy głos.
– Weronika? Michał? – rozległo się zza drzwi. – To ja, mama.
Serce mi zamarło. Moja matka, Danuta, której nie widziałam od miesięcy, stała po drugiej stronie drzwi mojego mieszkania. Otworzyła je powoli, jakby bała się naszej reakcji. Stała w progu z walizką, w rozciągniętym swetrze i z podkrążonymi oczami.
– Co ty tu robisz? – zapytałam ostro, zanim zdążyłam się powstrzymać.
– Nie miałam gdzie pójść – wyszeptała. – Twój ojciec wyrzucił mnie z domu.
Michał spojrzał na mnie pytająco. Wiedział, że moje relacje z matką są trudne, ale nie znał szczegółów. Wpuściłam ją do środka, choć w środku gotowałam się ze złości i bezsilności.
W kuchni unosił się zapach kawy i świeżo usmażonych naleśników. Mama zdążyła już zrobić sobie śniadanie, jakby była u siebie. Usiadła przy stole i zaczęła płakać.
– On mnie zdradził, Weronika – wybuchnęła nagle. – Z tą swoją sekretarką! I jeszcze powiedział, żebym się wyniosła, bo mieszkanie jest na niego.
Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Mój ojciec, Andrzej, zawsze był surowy i zasadniczy, ale nigdy nie przypuszczałam, że mógłby zrobić coś takiego. Z drugiej strony… mama nigdy nie była łatwa we współżyciu. Była wymagająca, krytyczna, potrafiła zranić słowem jak nikt inny.
– Mamo, ale dlaczego przyszłaś do mnie? Przecież masz siostrę w Piasecznie… – zaczęłam ostrożnie.
– Bo ona nie chce mnie widzieć! Powiedziała, że mam sobie radzić sama. A ty jesteś moją córką! – jej głos przeszedł w histerię.
Michał próbował rozładować napięcie:
– Może Danuta zostanie u nas kilka dni? Zobaczymy, co dalej… – rzucił pojednawczo.
Zgodziłam się niechętnie. Wiedziałam jednak, że to dopiero początek problemów.
Już pierwszej nocy mama zaczęła rządzić w naszym mieszkaniu. Przestawiła kubki w szafce, przeorganizowała lodówkę („Bo przecież tak jest bardziej logicznie!”), a rano obudziła nas głośnym trzaskaniem garnków.
– Weronika! Wstawaj! Trzeba zrobić pranie! – krzyczała przez drzwi sypialni.
Michał patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Ile to potrwa? – szepnął wieczorem.
– Nie wiem… Ale musimy jej pomóc. To moja matka – odpowiedziałam bez przekonania.
Następnego dnia zadzwonił mój brat, Paweł. Od lat mieszkał w Gdańsku i rzadko się odzywał.
– Słuchaj, mama dzwoniła do mnie w nocy. Powiedziała, że ojciec ją wyrzucił. Co się tam dzieje?
Opowiedziałam mu wszystko. Paweł westchnął ciężko:
– Może powinniśmy pogadać z ojcem? To wszystko wygląda dziwnie…
Wieczorem zadzwoniłam do taty. Odebrał po kilku sygnałach.
– Weronika? Czego chcesz?
– Tato… co się stało? Mama mówi, że ją wyrzuciłeś…
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Nie wyrzuciłem jej. Sama wyszła po awanturze. Znowu zaczęła swoje podejrzenia i oskarżenia… Weronika, ja już nie mam siły.
Zaczęłam rozumieć, że prawda leży gdzieś pośrodku. Mama była ofiarą i katem jednocześnie. Przez kolejne dni atmosfera w mieszkaniu gęstniała. Mama dzwoniła do wszystkich znajomych i rodziny, opowiadając swoją wersję wydarzeń. Czułam się jak zakładniczka we własnym domu.
Pewnego wieczoru wróciłam z pracy wcześniej i usłyszałam rozmowę mamy z Michałem:
– Ona nigdy mnie nie rozumiała – żaliła się mama. – Zawsze była taka zimna… Nawet jako dziecko nie przytulała się do mnie.
Michał milczał zakłopotany.
– Może powinna pani porozmawiać z Weroniką? – zaproponował cicho.
– Ona mnie nienawidzi! – wybuchła mama.
Weszłam do kuchni i spojrzałam jej prosto w oczy:
– Nie nienawidzę cię, mamo. Ale nie potrafię ci pomóc, jeśli sama nie chcesz nic zmienić.
Mama rozpłakała się jeszcze mocniej.
W weekend przyjechał Paweł z żoną i dziećmi. Wszyscy usiedliśmy przy stole jak za dawnych lat. Paweł próbował mediować:
– Mamo, musisz coś postanowić. Nie możesz mieszkać u Weroniki w nieskończoność.
Mama spojrzała na niego z wyrzutem:
– A ty? Ty mi nie pomożesz?
Paweł pokręcił głową:
– Mam własną rodzinę i problemy. Musisz stanąć na nogi sama.
Wtedy wybuchła prawdziwa awantura. Mama zaczęła krzyczeć na Pawła, potem na mnie. Zarzucała nam niewdzięczność i brak serca. Dzieci Pawła rozpłakały się ze strachu.
Po tej kłótni mama zamknęła się w pokoju i przez dwa dni prawie nie wychodziła. Ja chodziłam jak struta – miałam dość tej sytuacji, ale czułam też winę i żal.
Pewnej nocy usiadłam przy jej łóżku.
– Mamo… może powinnaś porozmawiać z tatą? Albo pójść do psychologa?
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
– Myślisz, że jestem chora psychicznie?
– Nie o to chodzi… Po prostu czasem trzeba poprosić o pomoc kogoś z zewnątrz.
Mama milczała długo.
– Może masz rację… Ale boję się być sama.
W końcu zadzwoniła do taty i umówili się na rozmowę w kawiarni na Mokotowie. Po powrocie była spokojniejsza.
– Pogodziliście się? – zapytałam ostrożnie.
– Nie wiem… Ale przynajmniej porozmawialiśmy bez krzyków.
Po tygodniu mama spakowała walizkę.
– Dziękuję ci za wszystko – powiedziała cicho przy drzwiach. – Przepraszam za wszystko złe…
Przytuliłyśmy się pierwszy raz od lat.
Gdy zamknęły się za nią drzwi, poczułam ulgę… ale też pustkę i smutek. Michał objął mnie ramieniem:
– Dobrze sobie poradziłaś.
Patrzyłam przez okno na rozświetlone bloki Ursynowa i myślałam: czy można naprawdę uciec od rodzinnych ran? Czy da się kiedyś całkiem przebaczyć?
A wy… czy potrafilibyście przyjąć pod swój dach kogoś bliskiego mimo dawnych krzywd?