Matka mojej synowej nie pozwala jej mieć dziecka: Zostaliśmy bez wnuka
– Nie będziesz miała dziecka, dopóki ja żyję! – usłyszałam przez cienką ścianę, kiedy przypadkiem weszłam do kuchni po szklankę wody. Głos pani Haliny, matki mojej synowej, był ostry jak brzytwa. Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że się przesłyszałam, ale potem usłyszałam cichy szloch Ewy.
To był ten moment, w którym moje życie się zatrzymało. Przez lata marzyłam o tym, żeby zostać babcią. Mój syn, Tomek, zawsze był moją dumą – spokojny, uczynny, nigdy nie sprawiał problemów. Kiedy poznał Ewę, cieszyłam się, że znalazł kogoś takiego jak ona: ciepłą, inteligentną, z poczuciem humoru. Ich ślub był dla mnie jednym z najszczęśliwszych dni w życiu. Wierzyłam, że teraz wszystko się ułoży.
Ale od początku coś wisiało w powietrzu. Pani Halina była kobietą dominującą – zawsze musiała mieć ostatnie słowo. Ewa często wracała od niej przygaszona, zamyślona. Kiedy pytałam, co się stało, odpowiadała wymijająco: „Nic takiego, mamo”. Ale ja widziałam jej łzy.
Z czasem zaczęłam zauważać, że Ewa unika rozmów o dzieciach. Tomek też stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie. Pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy stole, zapytałam wprost:
– Kochani, czy myśleliście już o powiększeniu rodziny?
Tomek spuścił wzrok. Ewa uśmiechnęła się blado.
– Na razie mamy dużo pracy…
Nie naciskałam. Ale serce mi pękało.
Pewnego dnia Ewa przyszła do mnie sama. Była blada jak ściana.
– Pani Aniu… – zaczęła cicho. – Ja nie wiem, co robić…
Przytuliłam ją. Czułam, jak drży.
– Co się stało?
– Mama… Ona… Ona nie chce, żebym miała dziecko. Mówi, że to mnie zniszczy. Że jestem za słaba, za młoda… Że ona wie lepiej.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Ale przecież to twoje życie! Ty decydujesz!
Ewa rozpłakała się na dobre.
– Ja już nie wiem, co jest moje…
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Zaczęłam obserwować ich jeszcze uważniej. Tomek coraz częściej wracał do domu późno z pracy. Ewa zamykała się w sypialni i godzinami nie wychodziła. W domu panowała cisza – taka, która boli.
Któregoś dnia postanowiłam porozmawiać z Tomkiem.
– Synku… – zaczęłam ostrożnie. – Czy ty naprawdę nie chcesz mieć dziecka?
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Mamo… To nie takie proste. Ewa jest pod ogromną presją. Jej mama… Ona potrafi zadzwonić po dziesięć razy dziennie. Grozi jej… Straszy chorobą…
Zatkało mnie.
– Ale przecież wy jesteście dorośli! Możecie sami decydować!
Tomek pokręcił głową.
– Gdybyś widziała Ewę po tych rozmowach… Ona się boi. Mama ją szantażuje emocjonalnie. Mówi, że jeśli zajdzie w ciążę, to ona się zabije.
Poczułam zimny dreszcz na plecach.
Od tamtej pory zaczęłam nienawidzić pani Haliny z całego serca. Jak można być tak okrutnym? Jak można odbierać własnemu dziecku prawo do szczęścia?
Mijały miesiące. Wszyscy znajomi pytali: „No i kiedy wnuk?” Uśmiechałam się sztucznie i odpowiadałam wymijająco. W środku jednak czułam pustkę.
W końcu postanowiłam działać. Zaprosiłam panią Halinę na kawę.
– Pani Halino – zaczęłam spokojnie – czy naprawdę uważa pani, że ma prawo decydować o życiu Ewy?
Spojrzała na mnie chłodno.
– Ja wiem lepiej, co jest dla niej dobre. Ewa jest słaba psychicznie. Dziecko by ją zniszczyło.
– Ale ona tego pragnie! – nie wytrzymałam.
– To pani tak mówi! – syknęła. – Moja córka nie jest gotowa na macierzyństwo i koniec!
Wyszła trzaskając drzwiami.
Po tej rozmowie Ewa jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Przestała do mnie przychodzić. Tomek był coraz bardziej rozdrażniony. W domu czuć było napięcie jak przed burzą.
Pewnej nocy usłyszałam płacz za ścianą. Wstałam i podeszłam do drzwi sypialni Tomka i Ewy.
– Nie dam już rady… – szlochała Ewa.
– Kochanie… – szeptał Tomek bezradnie – Może powinniśmy wyjechać? Daleko od niej…
– Ona nigdy nam nie da spokoju…
Serce mi pękało na milion kawałków.
Następnego dnia Ewa zniknęła. Zostawiła tylko krótką wiadomość: „Muszę odpocząć od wszystkiego”. Tomek szalał z niepokoju. Szukał jej wszędzie – u znajomych, w pracy, nawet u pani Haliny. Bez skutku.
Przez dwa tygodnie żyliśmy w zawieszeniu. Każdy dźwięk telefonu sprawiał, że serce podskakiwało mi do gardła.
W końcu Ewa wróciła. Była wychudzona, blada, ale spokojniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
– Muszę coś zmienić w swoim życiu – powiedziała cicho podczas kolacji. – Nie mogę dłużej żyć pod dyktando mamy.
Tomek spojrzał na nią z nadzieją.
– Chcesz spróbować jeszcze raz? Z nami?
Ewa skinęła głową i po raz pierwszy od miesięcy zobaczyłam w jej oczach błysk życia.
Zaczęli planować przeprowadzkę do innego miasta. Pani Halina wpadła w furię – dzwoniła codziennie, groziła sądem rodzinnym (!), szantażowała chorobą serca.
Ale tym razem Ewa była silniejsza.
Wyjechali trzy miesiące później. Kontakt z panią Haliną ograniczył się do sporadycznych telefonów i krótkich wiadomości na święta.
Minął rok. Nadal nie mam wnuka. Czasem czuję żal do losu – dlaczego ktoś inny miał prawo odebrać mi radość bycia babcią? Ale patrząc na Tomka i Ewę widzę, że są szczęśliwsi niż kiedykolwiek wcześniej.
Czasem zastanawiam się: czy warto było walczyć o swoje szczęście kosztem relacji rodzinnych? Czy można wybaczyć komuś, kto odebrał nam marzenia? A może czasem trzeba po prostu pozwolić odejść temu, czego nie możemy zmienić?