Mieszkanie, które rozdarło moją rodzinę: Opowieść o miłości, chciwości i granicach
– Mamo, musimy porozmawiać – głos Pawła brzmiał twardo, jakby już podjął decyzję. Stał w progu z Ewą, swoją żoną, która nawet nie próbowała ukryć zniecierpliwienia. Jej wzrok przeszywał mnie na wskroś.
– O czym? – zapytałam, choć przeczuwałam, co za chwilę usłyszę. Od tygodni atmosfera w naszym domu była gęsta jak śmietana. Odkąd Paweł się ożenił, wszystko się zmieniło. Ewa była inna niż dziewczyny, które znałam z jego młodości – pewna siebie, stanowcza, czasem wręcz bezwzględna.
– O mieszkaniu – powiedziała Ewa, zanim Paweł zdążył otworzyć usta. – Chcemy wiedzieć, kiedy w końcu przepiszesz je na Pawła. Przecież to oczywiste, że należy do niego.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W głowie dudniły mi słowa mojej mamy: „Barbaro, pamiętaj – rodzina jest najważniejsza, ale nie pozwól sobą pomiatać”.
– To nie jest takie proste – odpowiedziałam cicho. – To moje mieszkanie. Tu żyłam z waszym ojcem, tu wychowywałam Pawła i Martę…
Ewa przewróciła oczami.
– Ale przecież już tu nie mieszkasz sama. Paweł ma rodzinę. My mamy swoje potrzeby. Nie możesz wiecznie trzymać wszystkiego dla siebie.
Poczułam, jak narasta we mnie gniew. Przez lata pracowałam jako pielęgniarka na trzy zmiany, żeby spłacić kredyt na to mieszkanie. Mój mąż zmarł nagle na zawał, gdy Paweł miał zaledwie dwanaście lat. Wszystko robiłam dla dzieci. A teraz miałam oddać dorobek życia tylko dlatego, że ktoś tego oczekuje?
– Ewo, to nie jest kwestia „trzymania dla siebie”. To dom rodzinny. Chcę, żebyście tu byli szczęśliwi, ale…
– Ale co? – przerwała mi ostro. – Boisz się zostać sama? Chcesz nas kontrolować?
Paweł spuścił wzrok. Wiedziałam, że jest rozdarty między mną a żoną. Zawsze był wrażliwy, łatwo ulegał silniejszym osobowościom.
– Mamo… – zaczął niepewnie – po prostu chcemy mieć pewność. Dla dzieci…
Dla dzieci… Moje wnuki! Zosia i Franek byli moim światłem w ciemności po śmierci męża. Ale odkąd Ewa zaczęła rządzić w domu, coraz rzadziej pozwalała mi się z nimi widywać bez jej obecności.
– Dobrze – powiedziałam w końcu. – Porozmawiamy o tym jutro. Teraz muszę odpocząć.
Zamknęłam się w sypialni i rozpłakałam jak dziecko. Wspomnienia wracały falami: pierwsze święta bez męża, nocne dyżury w szpitalu, radość z awansu Pawła na studia… Wszystko to miało prowadzić do spokojnej starości wśród bliskich. A teraz czułam się jak intruz we własnym domu.
Następnego dnia zadzwoniła Marta.
– Mamo? Coś się stało? Słyszę po głosie…
Marta zawsze była moją podporą. Mieszkała w Krakowie z mężem i dwójką dzieci, ale dzwoniła codziennie.
– Paweł chce, żebym przepisała mieszkanie na niego – wyszeptałam.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Wiedziałam… Ewa od dawna na to naciska. Mamo, nie rób nic pochopnie! To twoje mieszkanie!
– Ale co mam zrobić? Boję się, że jeśli odmówię, odsuną mnie od wnuków…
Marta westchnęła ciężko.
– Oni już cię odsuwają. Zastanów się dobrze. Może powinnaś porozmawiać z prawnikiem?
Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem egoistką? Czy powinnam oddać mieszkanie synowi i jego rodzinie? Czy może walczyć o swoje?
Kilka dni później Paweł i Ewa przyszli ponownie.
– Zdecydowałaś się? – zapytała Ewa bez cienia uprzejmości.
– Tak – odpowiedziałam spokojnie. – Nie przepiszę mieszkania teraz. Chcę tu mieszkać do końca życia. Potem możecie je dostać.
Ewa wybuchła:
– To absurd! Myślisz tylko o sobie! Paweł, powiedz coś!
Paweł milczał. Widziałam łzy w jego oczach.
– Mamo…
– Synku – przerwałam mu łagodnie – kocham cię najbardziej na świecie. Ale nie pozwolę sobą pomiatać. To moje życie.
Ewa wybiegła trzaskając drzwiami. Paweł został jeszcze chwilę.
– Przepraszam cię… Nie wiem już sam…
Przytuliłam go mocno.
– Wszystko będzie dobrze. Musisz sam zdecydować, czego chcesz od życia.
Od tamtej pory relacje między nami ochłodziły się jeszcze bardziej. Ewa przestała odbierać moje telefony. Z wnukami widywałam się tylko przy okazji świąt i urodzin.
Czułam się samotna jak nigdy dotąd. Sąsiedzi zaczęli szeptać za moimi plecami:
– Słyszałaś? Barbara nie chce oddać mieszkania synowi…
W sklepie pani Halina patrzyła na mnie z politowaniem:
– A po co pani to mieszkanie? Lepiej oddać młodym!
Ale czy naprawdę byłam zobowiązana oddać wszystko tylko dlatego, że jestem matką?
Pewnego dnia odwiedziła mnie Marta z rodziną.
– Mamo, może zamieszkasz u nas? Będziesz miała spokój…
Ale ja nie chciałam opuszczać swojego domu. Tu były moje wspomnienia, tu czułam się bezpieczna mimo wszystko.
Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Czułam ból i żal, ale też dumę – nie dałam się złamać.
Czasem myślę: czy mogłam postąpić inaczej? Czy miłość do rodziny zawsze musi oznaczać rezygnację z siebie?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?