Zdrada w cieniu rocznicy: jak przypadkowe spotkanie zmieniło wszystko
— Zapomnij o tej rocznicy — usłyszałam głos Marka, mojego męża, zanim jeszcze weszłam do kawiarni. Stałam w cieniu, tuż za szybą, i widziałam, jak pochyla się do ucha Ireny. Irena — moja najlepsza przyjaciółka od liceum, osoba, której powierzałam wszystkie sekrety. Ich twarze były blisko siebie, zbyt blisko. Krew zamarzła mi w żyłach. W jednej chwili świat, który budowałam przez piętnaście lat małżeństwa, zaczął się chwiać.
To miał być nasz dzień. Rocznica ślubu. Marek zawsze powtarzał, że jestem jego całym światem, a ja wierzyłam w to bezgranicznie. Przygotowałam dla niego niespodziankę — kolację w tej samej kawiarni, gdzie się poznaliśmy. Chciałam mu przypomnieć, jak to wszystko się zaczęło. Ale los miał dla mnie zupełnie inny scenariusz.
Weszłam do środka, udając, że ich nie widzę. Usiadłam przy stoliku w kącie i obserwowałam ich ukradkiem. Marek trzymał Irenę za rękę. Szeptali coś do siebie, śmiali się cicho. Poczułam się jak intruz we własnym życiu. W głowie dudniło mi jedno pytanie: od kiedy to trwa?
Nie wytrzymałam długo. Podniosłam się i podeszłam do ich stolika. — Cześć — powiedziałam drżącym głosem. Oboje zamarli. Marek puścił rękę Ireny tak gwałtownie, jakby parzyła go w dłoń. Irena spuściła wzrok.
— Alicja… To nie tak, jak myślisz — zaczął Marek, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
— To dokładnie tak, jak myślę — przerwałam mu ostro. — Wiesz, co dziś za dzień? — spytałam, patrząc mu prosto w oczy.
Milczał. Irena zaczęła płakać.
Wyszłam z kawiarni na oślep, czując, jak łzy spływają mi po policzkach. Kraków był tego dnia piękny — ciepły majowy wieczór, ludzie śmiali się na Plantach, a ja czułam się jak duch. Przez kolejne godziny błąkałam się po mieście bez celu, próbując zrozumieć, gdzie popełniłam błąd.
Wróciłam do pustego mieszkania na Kazimierzu późno w nocy. Marek czekał na mnie w salonie.
— Alicja, pozwól mi wyjaśnić — zaczął błagalnym tonem.
— Nie chcę słuchać twoich kłamstw — odpowiedziałam zimno.
— To nie było planowane… To się po prostu stało — tłumaczył się nerwowo.
— Ile to już trwa? — zapytałam cicho.
Zawahał się. — Pół roku…
Zatkało mnie. Pół roku żyli pod moim nosem swoim własnym życiem. Pół roku śmiali się ze mnie za moimi plecami? Czy naprawdę byłam aż tak ślepa?
Przez kolejne dni nie mogłam jeść ani spać. Mama dzwoniła codziennie, ale nie miałam siły odbierać telefonu. Czułam się upokorzona i zdradzona przez dwie najbliższe osoby na świecie.
Irena próbowała się ze mną skontaktować. Pisała wiadomości: „Ala, przepraszam… Nie chciałam tego… Proszę, odezwij się”. Ale co mogła mi powiedzieć? Że to był przypadek? Że nie chciała zakochać się w moim mężu?
Marek spał na kanapie w salonie. Próbował rozmawiać, tłumaczyć się, ale każde jego słowo bolało mnie coraz bardziej. W końcu wyprowadził się do swojego brata na drugi koniec miasta.
W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Koleżanki pytały: „Alicja, co się dzieje? Wyglądasz na zmęczoną”. Uśmiechałam się sztucznie i mówiłam: „To tylko stres”. Nikt nie wiedział o mojej tragedii.
Najgorsze były wieczory. Siadałam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła miasta. Próbowałam sobie przypomnieć moment, kiedy zaczęło się psuć między mną a Markiem. Może byłam zbyt zajęta pracą? Może powinnam była bardziej dbać o nasz związek? A może to po prostu on nigdy mnie nie kochał tak naprawdę?
Po miesiącu Marek przyszedł do mnie z bukietem tulipanów.
— Alicja… Proszę cię, daj mi jeszcze jedną szansę — powiedział cicho.
— A Irena? — zapytałam chłodno.
— To już koniec… Zrozumiałem swój błąd. Kocham tylko ciebie.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Widziałam w jego oczach strach i żal, ale nie potrafiłam już mu zaufać.
— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — odpowiedziałam szczerze.
Przez kolejne tygodnie próbował odzyskać moje zaufanie: gotował kolacje, pisał liściki, zabierał mnie na spacery po Starym Mieście. Ale ja czułam między nami mur nie do przebicia.
Irena wyprowadziła się z Krakowa. Napisała mi długi list: „Ala, wiem, że cię zraniłam i nigdy sobie tego nie wybaczę. Straciłam najważniejszą przyjaźń w życiu”.
Minął rok od tamtego dnia. Nadal jestem sama. Czasem spotykam Marka na ulicy — wymieniamy uprzejme uśmiechy, ale już nic nas nie łączy.
Często zastanawiam się: czy można odbudować zaufanie po zdradzie? Czy warto dawać drugą szansę komuś, kto raz złamał ci serce? A może lepiej nauczyć się żyć dla siebie i nigdy więcej nie pozwolić nikomu zranić siebie tak głęboko?