Niefortunne Zabiegi: Historia Klęski i Przebaczenia – Moja Noc, Która Zmieniła Wszystko
– Pani Marto, proszę natychmiast do sali operacyjnej! – głos doktora Nowaka rozdarł ciszę nocnego dyżuru jak brzytwa. Wyrwana z zamyślenia, rzuciłam się przez korytarz, czując jak serce wali mi w piersi. Była 2:17 w nocy, a ja już od kilku godzin czułam, że coś wisi w powietrzu.
Wpadłam do sali, gdzie leżał pan Zbigniew – starszy mężczyzna po wypadku samochodowym. Krew sączyła się spod opatrunku, a monitor pikał niepokojąco. Dr Nowak spojrzał na mnie z wyrzutem:
– Gdzie byłaś? Potrzebowałem cię pięć minut temu!
Zacisnęłam zęby. Nie mogłam mu powiedzieć, że właśnie rozmawiałam przez telefon z moją córką, Kasią. Płakała, bo jej ojciec – mój mąż – znowu nie wrócił na noc. Od miesięcy żyliśmy w zawieszeniu, a ja próbowałam być matką, żoną i pielęgniarką jednocześnie. Ale tej nocy wszystko się posypało.
– Przepraszam – wyszeptałam, rzucając się do pomocy przy pacjencie.
Krew nie chciała się zatrzymać. Dr Nowak był coraz bardziej nerwowy, a ja czułam, jak moje ręce drżą. W głowie miałam tylko obraz Kasi skulonej na łóżku i słowa: „Mamo, boję się. Tata znowu krzyczy.”
Nagle usłyszałam trzask drzwi. To była pielęgniarka Basia:
– Marta! Twój mąż jest na izbie przyjęć! Podobno pobił go ktoś pod blokiem!
Zamarłam. Przez sekundę świat przestał istnieć – tylko ten dźwięk monitora i krew na moich rękawiczkach.
– Musisz iść – powiedziała Basia ciszej. – Kasia też tam jest.
Spojrzałam na doktora Nowaka. Jego wzrok był zimny:
– Jeśli wyjdziesz teraz, możesz zapomnieć o pracy na tym oddziale.
Wybór był niemożliwy. Zostać i ratować życie pacjenta czy biec do rodziny, która właśnie się rozpadała? Zostałam. Pracowałam mechanicznie, ale myślami byłam gdzie indziej. W końcu pan Zbigniew przestał krwawić, ale jego serce zaczęło zwalniać. Dr Nowak krzyczał na mnie za źle podane leki. W końcu usłyszałam ten dźwięk – płaski sygnał EKG.
Pacjent zmarł.
Nie pamiętam drogi do izby przyjęć. Kasia siedziała na plastikowym krześle, blada i zapłakana. Mój mąż leżał na łóżku z rozciętą wargą i spojrzeniem pełnym nienawiści.
– Gdzie byłaś? – wycedził przez zęby. – Znowu ważniejsi są dla ciebie obcy ludzie niż własna rodzina?
Chciałam krzyczeć, płakać, uciec. Ale tylko usiadłam obok Kasi i objęłam ją ramieniem.
– Przepraszam – wyszeptałam. – Przepraszam was wszystkich.
Następnego dnia zostałam wezwana do ordynatora. Dr Nowak złożył na mnie skargę za błąd przy podaniu leków. Rodzina pana Zbigniewa groziła sądem. W domu czekała mnie cisza i chłód. Mąż nie odzywał się do mnie przez tydzień, a Kasia zamknęła się w sobie.
Przez kolejne dni żyłam jak w transie. W pracy patrzono na mnie z litością lub pogardą. W domu byłam duchem. Czułam się winna wszystkiemu – śmierci pacjenta, rozpadaniu się rodziny, własnej bezsilności.
Pewnego wieczoru Kasia przyszła do mnie do kuchni.
– Mamo… czy ty mnie jeszcze kochasz?
Te słowa złamały mnie bardziej niż wszystko inne.
– Kocham cię najbardziej na świecie – odpowiedziałam drżącym głosem. – Ale czasem nie wiem już, jak być dobrą mamą i dobrą pielęgniarką jednocześnie.
Przytuliła mnie mocno. Po raz pierwszy od dawna poczułam ciepło.
Mąż wyprowadził się miesiąc później. Odszedł bez słowa pożegnania. Zostałyśmy z Kasią same – dwie kobiety po przejściach, które musiały nauczyć się żyć od nowa.
Proces sądowy ciągnął się miesiącami. Ostatecznie uznano, że błąd był wynikiem przemęczenia i złej organizacji pracy na oddziale, ale ja już nigdy nie wróciłam do tamtego szpitala.
Dziś pracuję w przychodni i codziennie patrzę w lustro, pytając siebie: czy mogłam wtedy postąpić inaczej? Czy można wybaczyć sobie błędy, które kosztowały czyjeś życie? A może najtrudniejsze jest przebaczenie samemu sobie?