Zemsta Pani Laury: Między Goryczą a Przebaczeniem
– Proszę pani, niech się pani przesunie, bo blokuje pani przejście! – usłyszałam nagle za plecami, kiedy wybierałam pomidory w osiedlowym supermarkecie. Głos był szorstki, nieprzyjemny, a w oczach ludzi wokół pojawiło się rozbawienie. Poczułam, jak twarz mi płonie. To był ten nowy chłopak z warzywniaka, Bartek. Młody, pewny siebie, z ironicznym uśmieszkiem. – Nie każdy ma tyle czasu, co pani na emeryturze – dodał jeszcze ciszej, ale wystarczająco głośno, by usłyszały sąsiadki z bloku.
Zacisnęłam dłonie na plastikowej torbie. Przez chwilę miałam ochotę rzucić mu czymś w twarz, ale połknęłam złość. Odeszłam, udając, że nic się nie stało, choć w środku kipiałam. Po powrocie do domu długo nie mogłam się uspokoić. Wpatrywałam się w okno, obserwując, jak dzieci wracają ze szkoły, a matki rozmawiają pod klatką. Czułam się stara, niewidzialna, niepotrzebna. Ale jedno wiedziałam na pewno – nie pozwolę, żeby ktoś tak mnie potraktował. Nie ja, Laura Nowak, wdowa po nauczycielu, matka dwóch dorosłych synów, która całe życie walczyła o szacunek.
Przez kolejne dni nie mogłam przestać o tym myśleć. Każda wizyta w sklepie była dla mnie upokorzeniem. Bartek patrzył na mnie z góry, a ja czułam, jakby wszyscy wiedzieli, że jestem tą „starą, co się czepia”. Nawet mój starszy syn, Michał, kiedy mu o tym opowiedziałam, tylko wzruszył ramionami: – Mamo, nie przejmuj się głupotami. Ludzie są różni. – Ale ja nie mogłam odpuścić. Zaczęłam układać w głowie plan zemsty.
Najpierw napisałam skargę do kierownika sklepu. Opisałam wszystko ze szczegółami, podkreślając, jak bardzo zostałam upokorzona. Czekałam na efekt, ale nic się nie wydarzyło. Bartek dalej pracował, dalej się uśmiechał tym swoim bezczelnym uśmiechem. Wtedy postanowiłam działać inaczej. Zaczęłam rozpuszczać plotki wśród sąsiadek – że Bartek jest nieuprzejmy, że oszukuje na kasie, że widziałam, jak podjada winogrona. Plotki szybko się rozeszły, a ja czułam satysfakcję, widząc, jak ludzie patrzą na niego z nieufnością.
Ale to nie wystarczyło. Chciałam, żeby poczuł się tak, jak ja wtedy – upokorzony, samotny, bezbronny. Zaczęłam go śledzić. Widziałam, jak po pracy siada na ławce przed blokiem i rozmawia przez telefon. Pewnego dnia usłyszałam, jak mówi do kogoś: – Mamo, nie martw się, damy radę. Pracuję ile mogę. – Zrozumiałam, że Bartek nie jest taki pewny siebie, jak mi się wydawało. Że może też ma swoje problemy.
Mimo to nie potrafiłam przestać. Wciągnęłam w to nawet moją młodszą synową, Kasię. – Kasia, może byś coś powiedziała znajomym na Facebooku, żeby nie chodzili do tego sklepu? – zaproponowałam pewnego wieczoru. Kasia spojrzała na mnie z niepokojem. – Mamo, czy to nie przesada? Przecież to tylko chłopak, może miał zły dzień. – Ale ja byłam nieugięta.
Wkrótce sklep zaczął pustoszeć. Ludzie wybierali inne miejsca na zakupy, a kierownik coraz częściej krzyczał na Bartka. Pewnego dnia zobaczyłam go, jak wychodzi ze sklepu z głową spuszczoną, a potem długo siedzi na ławce, ukrywając twarz w dłoniach. Coś mnie wtedy ścisnęło w środku, ale szybko odgoniłam to uczucie. Przecież zasłużył.
Kilka dni później zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Zofia. – Laura, słyszałaś? Bartek stracił pracę. Kierownik powiedział, że przez niego sklep traci klientów. – Poczułam satysfakcję, ale też dziwny niepokój. Wieczorem nie mogłam zasnąć. Przypomniałam sobie, jak sama kiedyś straciłam pracę w szkole przez niesprawiedliwą plotkę. Jak wtedy czułam się bezradna i samotna. Czy naprawdę chciałam, żeby ktoś inny przeżył to samo?
Następnego dnia zobaczyłam Bartka pod blokiem. Siedział na ławce, obok niego stała starsza kobieta – jego matka. Rozmawiali cicho, a ona płakała. Nagle poczułam się okropnie. Przypomniałam sobie słowa mojego męża: „Laura, nie buduj szczęścia na cudzym nieszczęściu”.
Wieczorem długo siedziałam przy stole, patrząc na stare zdjęcia. Zrozumiałam, że moja zemsta nie przyniosła mi ulgi, tylko jeszcze większą pustkę. Zadzwoniłam do Michała. – Synu, czy dobrze zrobiłam? – zapytałam cicho. – Mamo, każdy popełnia błędy. Ważne, żeby umieć je naprawić – odpowiedział.
Następnego dnia poszłam do Bartka. Stał pod blokiem, patrząc w ziemię. – Bartek, chciałam cię przeprosić – powiedziałam drżącym głosem. – Nie powinnam była tak postąpić. Było mi przykro, ale nie miałam prawa cię niszczyć. – Chłopak spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Ja też przepraszam, byłem niegrzeczny. Miałem zły dzień… Mama jest chora, a ja się boję, że nie damy rady.
Usiedliśmy razem na ławce. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że ktoś mnie rozumie. Rozmawialiśmy długo o życiu, o problemach, o tym, jak łatwo jest skrzywdzić drugiego człowieka, nie myśląc o konsekwencjach.
Dziś wiem, że zemsta nie daje ukojenia. Że czasem lepiej wyciągnąć rękę do zgody, niż pielęgnować urazę. Czy warto było poświęcić tyle energii na nienawiść? Czy nie lepiej byłoby od razu spróbować zrozumieć drugiego człowieka? Może właśnie o to chodzi w życiu – żeby nauczyć się przebaczać, zanim będzie za późno.