Serce od nowa: Historia Magdy z warszawskiego blokowiska

Wpadłam do mieszkania jak burza, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby. Mama wybiegła z kuchni, ocierając ręce o fartuch, i spojrzała na mnie z niepokojem. – Znowu się pokłóciliście? – zapytała cicho. Nie odpowiedziałam. Zsunęłam buty, rzuciłam torbę na podłogę i usiadłam na kanapie, czując jak łzy napływają mi do oczu. W głowie huczały mi słowa Pawła: „Jesteś dla mnie nikim. Zawsze byłaś.”

To był koniec. Po pięciu latach związku, po tylu kompromisach, po tylu łzach i próbach ratowania czegoś, co już dawno się rozpadło. Paweł wyprowadził się dziś rano, zostawiając mi tylko krótką wiadomość na stole: „Nie szukaj mnie.”

Mama usiadła obok i objęła mnie ramieniem. – Magda, musisz być silna. Masz przecież Majkę. Ona cię potrzebuje.

Spojrzałam na moją siedmioletnią córkę, która właśnie wyciągała z plecaka rysunek – dom z czerwonym dachem, mama, tata i ona trzymający się za ręce. Poczułam ukłucie w sercu. Jak jej powiedzieć, że tata już nie wróci?

Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Justyna. – Słyszałam, co się stało. Wiesz, zawsze ci mówiłam, że Paweł to nie jest facet dla ciebie…

– Justyna, proszę cię… – jęknęłam.

– No co? Przecież widziałaś, jak traktował Majkę! Nawet na jej urodziny nie przyszedł! – jej głos był ostry jak brzytwa.

– Nie chcę teraz o tym rozmawiać.

– Dobrze, ale pamiętaj – możesz przyjechać do nas na wieś. Odpoczniesz trochę od tego wszystkiego.

Zamknęłam oczy. Wieś pod Siedlcami, gdzie Justyna mieszkała z mężem i trójką dzieci, wydawała się teraz inną planetą. Ja byłam warszawianką z blokowiska, przyzwyczajoną do hałasu tramwajów i zapachu spalin.

Następnego dnia poszłam do pracy z opuchniętymi oczami. W biurze wszyscy udawali, że nic nie widzą. Tylko Anka, moja przyjaciółka z działu kadr, podeszła do mnie w kuchni.

– Magda… jeśli chcesz pogadać…

– Dzięki, Anka. Dam radę.

Ale nie dawałam rady. Wieczorami płakałam w poduszkę, a Majka coraz częściej pytała: – Mamo, kiedy tata wróci?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Po dwóch tygodniach mama zaczęła naciskać:
– Magda, musisz coś zrobić ze swoim życiem. Nie możesz wiecznie płakać za tym draniem!
– Mamo! To ojciec mojego dziecka!
– Ojciec? On nawet alimentów nie płaci! Zobaczysz, jeszcze cię wciągnie w jakieś długi!

Wiedziałam, że mama ma rację. Paweł zostawił po sobie nie tylko pustkę w domu, ale też niezapłacone rachunki i kredyt na samochód.

Pewnego wieczoru zadzwonił telefon. Numer nieznany.
– Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Magdaleną Nowak?
– Tak…
– Tu komornik sądowy…

Zamarłam. Okazało się, że Paweł przestał spłacać raty za samochód zapisany na mnie. Musiałam stawić się w sądzie.

Mama była wściekła:
– Mówiłam ci! Zawsze wybierasz nieodpowiednich facetów!
– Mamo! Przestań! – krzyknęłam i wybiegłam z domu.

Wróciłam późno w nocy. Siedziałam na ławce pod blokiem i patrzyłam na światła miasta. Obok przysiadł się pan Zbyszek z trzeciego piętra.
– Co taka smutna jesteś, Magda?
– Życie mnie przerosło…
– Eee tam… Każdego czasem przerasta. Ale trzeba walczyć.

Uśmiechnęłam się blado.

Następnego dnia postanowiłam: koniec użalania się nad sobą. Zaczęłam szukać dodatkowej pracy – sprzątałam klatki schodowe wieczorami i pomagałam sąsiadce w sklepie spożywczym.

Majka coraz częściej zostawała u babci. Mama narzekała:
– Dziecko potrzebuje matki!
– A kto zapłaci za czynsz?!

Kłóciłyśmy się niemal codziennie. Justyna dzwoniła coraz rzadziej – miała swoje życie.

Pewnego dnia Majka wróciła ze szkoły zapłakana.
– Co się stało? – zapytałam przerażona.
– Kuba powiedział, że jestem dziwna, bo nie mam taty…

Przytuliłam ją mocno.
– Kochanie… Tata cię kocha, tylko… musiał wyjechać daleko.

Wiedziałam, że kłamię. Ale jak powiedzieć dziecku prawdę?

Wieczorem mama weszła do mojego pokoju bez pukania.
– Magda… musimy pogadać.
Usiadła obok mnie na łóżku.
– Ja wiem, że ci ciężko. Ale musisz być silna dla Majki. Ona czuje wszystko… Nawet jeśli nic nie mówi.
Popatrzyłam na nią przez łzy.
– Mamo… boję się, że sobie nie poradzę.
Mama pogładziła mnie po włosach tak jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką.
– Poradzisz sobie. Jesteś moją córką.

Minęły miesiące. Sprawa sądowa zakończyła się ugodą – musiałam spłacać długi Pawła jeszcze przez dwa lata. Pracowałam jak wół. Czasem miałam ochotę rzucić wszystko i uciec na koniec świata.

W pracy pojawił się nowy kierownik – Michał. Przystojny, uprzejmy, zawsze uśmiechnięty. Kobiety w biurze szalały na jego punkcie. Ja trzymałam dystans – miałam dość facetów.
Ale Michał był inny. Pewnego dnia zaprosił mnie na kawę po pracy.
– Magda… wiem, że dużo przeszłaś. Ale może dasz mi szansę?
Popatrzyłam mu prosto w oczy.
– Michał… ja już nie wierzę w szczęśliwe zakończenia.
Uśmiechnął się smutno.
– Może warto spróbować jeszcze raz?

Zgodziłam się spotkać z nim kilka razy. Było miło – kino, spacery po Łazienkach, lody nad Wisłą z Majką. Michał polubił moją córkę od razu.
Ale wtedy odezwał się Paweł – po pół roku ciszy zadzwonił w środku nocy:
– Magda… chcę wrócić…
Zamarłam.
– Paweł… za późno na przeprosiny.
Zaczął płakać do słuchawki:
– Proszę… daj mi jeszcze jedną szansę…
Rozłączyłam się bez słowa.

Następnego dnia Paweł pojawił się pod blokiem pijany i zaczął krzyczeć moje imię. Sąsiedzi patrzyli przez okna jak na przedstawienie teatralne. Mama wybiegła na klatkę schodową:
– Wynoś się stąd! Zostaw moją córkę w spokoju!
Paweł próbował wejść do mieszkania, ale zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Majka płakała całą noc.

Po tym incydencie Michał zaczął się wycofywać – chyba przestraszył się mojej przeszłości i problemów rodzinnych. Przestał dzwonić.
Czułam się znów samotna jak nigdy wcześniej.

W pracy plotki rozchodziły się błyskawicznie:
– Widzieliście tego pijanego pod oknem Magdy?
Anka próbowała mnie pocieszać:
– Ludzie zawsze gadają…
Ale bolało mnie to wszystko coraz bardziej.

Któregoś dnia mama zachorowała – poważnie. Diagnoza: rak piersi. Świat zatrzymał się w miejscu. Musiałam być silna dla niej i dla Majki.
Chodziłam z mamą po lekarzach, szpitalach, aptekach. Justyna przyjechała tylko raz – powiedziała, że nie może zostawić dzieci same w domu.
Byłyśmy we dwie przeciwko całemu światu.

Po kilku miesiącach leczenia mama zaczęła dochodzić do siebie. Ja byłam wykończona psychicznie i fizycznie.
Pewnego wieczoru Majka przytuliła się do mnie mocno:
– Mamo… ja cię bardzo kocham…
Poczułam wtedy coś dziwnego – jakby moje serce znów zaczynało bić normalnie po latach bólu i strachu.
Zrozumiałam wtedy jedno: mam dla kogo żyć i walczyć.

Dziś mija dwa lata od tamtych wydarzeń. Mama żyje i czuje się dobrze. Paweł czasem dzwoni – już nie błaga o powrót, ale pyta o Majkę. Michał odszedł do innej kobiety z biura – podobno spodziewają się dziecka.
Ja? Nadal mieszkam z mamą i córką na warszawskim blokowisku. Pracuję dużo, czasem za dużo. Ale nauczyłam się być silna i ufać sobie bardziej niż komukolwiek innemu.
Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: czy jeszcze kiedyś odważę się pokochać? Czy można zaufać drugi raz po tylu ranach?
A wy? Czy wierzycie jeszcze w nowe początki?