Między ciszą a krzykiem: Historia Magdy i jej rodziny
Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż zadrżały szyby w oknie kuchennym. Stałam pośrodku naszego małego mieszkania na warszawskim Bródnie, z zaciśniętymi pięściami i łzami napływającymi do oczu. – Magda, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zostawiała butów w przedpokoju?! – wrzasnął mój ojciec, a jego głos odbił się echem od ścian. – Przepraszam… – szepnęłam, ale wiedziałam, że to nic nie zmieni.
Mama stała przy kuchence, mieszając zupę. Udawała, że nie słyszy, ale widziałam, jak jej ręka drży. Mój młodszy brat, Tomek, schował się za kanapą z telefonem w dłoni. W naszym domu od lat panowała cisza przerywana tylko wybuchami złości ojca. Każdy z nas nauczył się chodzić na palcach, byle nie sprowokować kolejnej awantury.
Pamiętam, jak miałam dziesięć lat i pierwszy raz zobaczyłam mamę płaczącą w łazience. Wtedy nie rozumiałam jeszcze, dlaczego tata potrafi być taki inny poza domem – uśmiechnięty, dowcipny, dusza towarzystwa. W domu zamieniał się w kogoś obcego. – Magda, nie płacz – mówiła mama cicho. – Musimy być silne. Dla Tomka. Dla siebie.
Ale ja nie chciałam być silna. Chciałam być wolna.
W liceum zaczęłam uciekać z domu. Najpierw na korepetycje, potem do biblioteki, w końcu do koleżanki, Karoliny. Jej rodzice byli zwyczajni – czasem się kłócili, ale potem siadali razem do kolacji i śmiali się z głupich żartów. Zazdrościłam jej tej normalności. – Magda, czemu nigdy nie zapraszasz nas do siebie? – pytała Karolina. – U nas wiecznie remont – kłamałam.
Prawda była taka, że wstydziłam się własnego domu. Wstydziłam się ojca, który potrafił rzucić talerzem o ścianę, bo ziemniaki były za słone. Wstydziłam się mamy, która nigdy nie miała siły się postawić. I siebie – bo nie umiałam nic zmienić.
Wszystko zaczęło się sypać, kiedy miałam siedemnaście lat. Pewnego wieczoru wróciłam późno z zajęć teatralnych. Ojciec czekał w kuchni. – Gdzie byłaś?! – krzyknął, a potem… pierwszy raz mnie uderzył. To nie był mocny cios, raczej policzek, ale zabolało bardziej niż wszystko, co dotąd przeżyłam. Mama wbiegła do kuchni i zaczęła go odciągać. – Zostaw ją! – krzyczała. – To jeszcze dziecko! – Dziecko?! – syknął ojciec. – Dziecko nie wraca po nocach!
Tego wieczoru po raz pierwszy zobaczyłam w oczach mamy coś nowego – gniew. – Dość! – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Albo przestaniesz, albo odchodzę.
Ojciec wybuchnął śmiechem. – I dokąd pójdziesz? Do swojej matki na wieś? Z dwójką dzieci? – Zobaczysz – odpowiedziała mama i wyszła z kuchni. Ja zostałam z ojcem. Patrzył na mnie długo, potem wyszedł trzaskając drzwiami.
Następnego dnia mama naprawdę zaczęła się pakować. – Magda, musimy być razem. Nie damy się mu więcej poniżać. – A Tomek? – zapytałam. – Zabieram was oboje. Nie pozwolę, żebyście dorastali w takim domu.
Przez kolejne dni żyliśmy jak na bombie zegarowej. Ojciec próbował nas przekonać, że przesadzamy. Przynosił kwiaty, kupował słodycze Tomkowi, nawet ugotował obiad (spalił schabowe). Ale mama była nieugięta. – Przepraszam cię, Magda – powiedziała pewnej nocy, kiedy leżałyśmy razem na łóżku w moim pokoju. – Powinnam była odejść wcześniej. Bałam się. Ale już nie chcę się bać.
Wyprowadziliśmy się do babci na Mazury. Mały domek pod Giżyckiem, ogród pełen malin i stara huśtawka na drzewie. Tam po raz pierwszy od lat spałam spokojnie. Mama znalazła pracę w sklepie spożywczym, ja pomagałam babci w ogrodzie i uczyłam się do matury. Tomek chodził do nowej szkoły i powoli przestawał się jąkać.
Ale ojciec nie odpuszczał. Pisał listy, dzwonił, groził sądem o opiekę nad Tomkiem. Babcia mówiła: – Nie bójcie się go. Tu was nie znajdzie. Ale ja wiedziałam, że prędzej czy później nas odnajdzie.
I miałam rację. Pewnego dnia zobaczyłam go przez okno – stał przy furtce, z bukietem kwiatów i torbą prezentów. – Magda! – zawołał. – Chcę tylko porozmawiać! – Mama wybiegła przed dom. – Nie masz tu czego szukać! – krzyknęła. – Odsuń się od moich dzieci!
Ojciec próbował ją przekonać, że się zmienił. – Proszę cię, Aniu… – błagał. – Daj mi jeszcze jedną szansę. – Nie ma już żadnych szans – odpowiedziała mama. – Zniszczyłeś wszystko.
Przez kolejne miesiące próbował nas przekupić – przysyłał pieniądze, prezenty, nawet listy do mnie i Tomka. – Magda, jesteś moją córką. Zawsze będziesz. – Ale ja już nie chciałam być jego córką.
W nowej szkole poznałam Michała. Był inny niż wszyscy chłopcy, których znałam – cichy, zamyślony, zaczytany w książkach Sapkowskiego i Lemie. Zaczęliśmy się spotykać. – Magda, boisz się mnie? – zapytał kiedyś, kiedy odsunęłam się od niego, gdy próbował mnie objąć. – Nie ciebie – odpowiedziałam. – Siebie. I tego, że znowu ktoś mnie zrani.
Michał był cierpliwy. Czekał, aż sama będę gotowa. – Nie musisz się spieszyć – mówił. – Masz prawo do swoich lęków.
Mama powoli odzyskiwała radość życia. Zaczęła śpiewać przy gotowaniu, śmiała się z babcią z głupich seriali. Tomek znalazł przyjaciół i zaczął grać w piłkę w lokalnym klubie. Ja zdałam maturę i dostałam się na psychologię na Uniwersytecie Warszawskim.
Ale przeszłość wracała do mnie w snach. Śniło mi się, że znowu stoję w kuchni, a ojciec krzyczy. Budziłam się zlana potem. Michał tulił mnie do siebie i szeptał: – Już jesteś bezpieczna.
Po roku mama dostała rozwód. Ojciec próbował jeszcze raz nas przekonać do powrotu. – Magda, przecież cię kocham! – płakał przez telefon. – Tato… – powiedziałam cicho. – Kocham cię, ale nie mogę ci wybaczyć tego, co nam zrobiłeś.
Wtedy po raz pierwszy usłyszałam go płaczącego. Nie wiem, czy to była skrucha, czy tylko żal za utraconą kontrolą.
Dziś mam dwadzieścia pięć lat. Studiuję psychologię i pracuję w fundacji pomagającej ofiarom przemocy domowej. Mama wyszła za mąż za spokojnego, dobrego człowieka – pana Zbyszka z sąsiedztwa. Tomek studiuje informatykę w Olsztynie.
Czasem wracam myślami do tamtych dni. Zastanawiam się, czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto cię skrzywdził. Czy można pokochać siebie po latach życia w strachu? Czy to wszystko musiało się wydarzyć?
A może właśnie dzięki temu jestem dziś silniejsza? Jak myślicie – czy warto walczyć o siebie, nawet jeśli oznacza to rozpad rodziny?