Babcia zmusza mnie do dzielenia mieszkania z bratem. Myślałam, że to żart, dopóki nie usłyszałam jej ostatniej woli.
– Nie będę z nim mieszkać, babciu! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek po herbacie, a babcia patrzyła na mnie tym swoim nieugiętym wzrokiem, który znałam od dziecka.
– Nie spocznę w grobie, dopóki nie podzielisz się mieszkaniem z bratem – powiedziała cicho, ale stanowczo. – To moja ostatnia wola.
Mój brat, Tomek, stał w progu. Wysoki, zgarbiony, z wiecznym cieniem pod oczami. Od lat był „ani tu, ani tam”. Zawsze gdzieś na obrzeżach rodziny, zawsze z problemami. Ostatnio słyszałam, że stracił pracę i mieszka kątem u kolegi. Ja – przeciwnie. Pracowałam w banku, miałam własne dwupokojowe mieszkanie na Pradze i święty spokój. Przynajmniej do tej pory.
Babcia była dla mnie wszystkim. To ona mnie wychowała po tym, jak mama wyjechała do Niemiec za pracą i już nie wróciła. Tomek został z tatą, który pił coraz więcej. Nasze drogi rozeszły się dawno temu. Spotykaliśmy się tylko na święta i wtedy zawsze coś wybuchało – a to o pieniądze, a to o wspomnienia.
Gdy babcia zachorowała, byłam przy niej codziennie. Tomek pojawił się raz – przyniósł jej kwiaty i butelkę taniego wina. Wyszłam wtedy z pokoju, bo nie mogłam patrzeć na jego zmarnowaną twarz.
A teraz babcia leżała w szpitalu i mówiła mi prosto w oczy: – Obiecaj mi to, Aniu. On nie ma nikogo.
Nie odpowiedziałam. Wyszłam na korytarz i rozpłakałam się jak dziecko.
Po pogrzebie spotkaliśmy się u notariusza. Testament był jasny: mieszkanie po babci przechodzi na mnie pod warunkiem, że pozwolę Tomkowi w nim zamieszkać przez rok. Jeśli się nie zgodzę – wszystko idzie na cele charytatywne.
– To jakiś żart? – spytałam notariusza.
– Babcia była bardzo stanowcza – odpowiedział chłodno.
Tomek milczał. Patrzył gdzieś w bok, bawiąc się kluczem od roweru.
Wróciłam do swojego mieszkania i przez dwa dni nie wychodziłam z łóżka. Próbowałam sobie wyobrazić Tomka w mojej kuchni, Tomka w mojej łazience, Tomka śpiącego na kanapie. Czułam gniew i żal do babci. Dlaczego mnie do tego zmuszasz? Przecież on zawsze wszystko psuł!
W końcu zadzwonił domofon.
– To ja – usłyszałam jego głos.
Otworzyłam drzwi bez słowa. Stał z jedną torbą sportową i reklamówką z Biedronki.
– Dzięki – mruknął.
Przez pierwsze dni unikaliśmy się jak ognia. Ja wychodziłam do pracy wcześnie rano, on wracał późno wieczorem. W kuchni zostawiał po sobie bałagan: okruchy chleba na stole, brudne kubki w zlewie. W łazience jego ręcznik zawsze leżał na podłodze.
Pewnego wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Zastałam go siedzącego przy stole z otwartym piwem.
– Możemy pogadać? – zapytał nagle.
Usiadłam naprzeciwko niego, gotowa do kłótni.
– Wiem, że mnie nie chcesz tutaj – zaczął cicho. – Ale ja też nie chcę być ciężarem. Po prostu… nie mam gdzie iść.
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w nim tego chłopca sprzed lat, który płakał po nocach, gdy tata wracał pijany do domu.
– Dlaczego zawsze wszystko musisz spieprzyć? – wyrwało mi się nagle.
Tomek spojrzał na mnie ze smutkiem.
– Nie wiem… Może dlatego, że nikt nigdy nie wierzył, że mogę coś zrobić dobrze?
Zamilkliśmy oboje. W powietrzu wisiało wszystko to, czego nigdy sobie nie powiedzieliśmy.
Kolejne tygodnie były jak pole minowe. Czasem rozmawialiśmy o pogodzie albo o tym, co kupić na obiad. Częściej jednak mijaliśmy się bez słowa. Ja zamykałam się w swoim pokoju i słuchałam muzyki na słuchawkach. On siedział przed telewizorem albo wychodził na długie spacery.
Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam go śpiącego na kanapie z otwartą książką na brzuchu. Była to powieść Remigiusza Mroza – tej samej autorki (autora), którą czytała babcia.
– Skąd masz tę książkę? – zapytałam zdziwiona.
– Z biblioteki… Babcia mi kiedyś poleciła – odpowiedział sennie.
Coś we mnie pękło. Usiadłam obok niego i zaczęliśmy rozmawiać o babci – o jej pierogach z jagodami, o tym jak śmiała się z własnych dowcipów i jak zawsze mówiła: „Rodzina to najważniejsze”.
Zaczęliśmy gotować razem obiady. Tomek okazał się świetnym kucharzem – robił najlepszą jajecznicę na świecie. Powoli zaczęliśmy się dogadywać. Czasem nawet śmialiśmy się razem przy śniadaniu.
Ale przeszłość wracała falami. Pewnego wieczoru Tomek wrócił pijany. Zbił szklankę i zaczął krzyczeć na cały blok:
– Nigdy mnie nie rozumiałaś! Zawsze byłaś tą lepszą!
Wybiegłam wtedy z mieszkania i przez godzinę chodziłam po osiedlu, próbując się uspokoić.
Następnego dnia przeprosił mnie cicho:
– Przepraszam… Nie powinienem był tak mówić.
Zrozumiałam wtedy, że on naprawdę jest zagubiony. Że całe życie czuł się gorszy ode mnie i od wszystkich innych.
Minęły miesiące. Tomek znalazł pracę jako magazynier w pobliskim sklepie budowlanym. Zaczął odkładać pieniądze na wynajem własnego pokoju. Nasze relacje powoli się poprawiały, choć nigdy nie były idealne.
Rok minął szybciej niż myślałam. Pewnego dnia Tomek spakował swoje rzeczy i stanął w drzwiach:
– Dzięki za wszystko… Może kiedyś jeszcze wypijemy razem kawę?
Patrzyłam za nim długo przez okno. Poczułam ulgę… ale też pustkę.
Czasem myślę o babci i jej ostatniej woli. Czy naprawdę chciała nas pogodzić? Czy może po prostu bała się zostawić Tomka samego?
Czy można odbudować rodzinę po tylu latach żalu? Czy warto próbować? Co wy byście zrobili na moim miejscu?