Boli pamiętać, trudno zapomnieć: Historia Marii

— Mamo, po co tam jedziesz? — głos Doroty był ostry, niemal rozkazujący, a przecież miała już trzydzieści lat i powinna rozumieć. Stałam w kuchni przy oknie, patrząc na mokre od śniegu trawniki. Kwiecień był ciepły, ale maj przyniósł nagłe ochłodzenie. Przez dwa dni prószył śnieg, jakby zima chciała przypomnieć o sobie. W powietrzu czuć było wilgoć i coś ciężkiego, co nie pozwalało oddychać pełną piersią.

— Dawno tam nie byłam — odpowiedziałam spokojnie, choć w środku wszystko we mnie krzyczało. — Chcę zapalić świeczkę na grobie mamy. To tylko kilka godzin jazdy pociągiem.

Dorota spojrzała na mnie z wyrzutem. — Na długo? Zatrzymasz się u rodziny?

Pokręciłam głową. — Nie wiem jeszcze. Może zostanę u ciotki Zosi na noc, jeśli pozwoli.

— Zawsze wracasz stamtąd rozbita — powiedziała cicho Dorota. — Po co rozdrapywać stare rany?

Nie odpowiedziałam. Jak wytłumaczyć córce, że są rany, które nigdy się nie goją? Że czasem trzeba wrócić do miejsc bolesnych, by móc iść dalej? Wzięłam płaszcz z wieszaka i wyszłam na klatkę schodową, zostawiając za sobą ciężkie powietrze kuchni i spojrzenie Doroty.

Pociąg był prawie pusty. Siedziałam przy oknie, patrząc na przesuwające się za szybą pola i lasy, które znałam z dzieciństwa. Każdy kilometr przybliżał mnie do domu rodzinnego, ale też do wspomnień, które bolały najbardziej. Przypomniałam sobie ostatnią rozmowę z mamą — jej zmęczony głos przez telefon: „Nie martw się o mnie, Mario. Wszystko będzie dobrze”. A potem już tylko cisza i telefon od ciotki Zosi: „Mama nie żyje”.

Wysiadłam na małej stacji. Powietrze było zimne, pachniało mokrą ziemią i dymem z kominów. Przez chwilę stałam bez ruchu, jakbym bała się zrobić krok dalej. W końcu ruszyłam w stronę cmentarza.

Grób mamy był skromny, otoczony starymi nagrobkami. Ziemia była jeszcze wilgotna po śniegu. Uklękłam i zapaliłam świeczkę. Przez chwilę milczałam, a potem zaczęłam mówić do niej szeptem:

— Mamo, przepraszam… Za wszystko. Za to, że nie byłam przy tobie wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebowałaś. Za te wszystkie kłótnie o drobiazgi, za słowa, których nie da się cofnąć.

Łzy spływały mi po policzkach. Czułam się jak dziecko, które zgubiło drogę do domu.

Nagle usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się — to była ciotka Zosia.

— Wiedziałam, że przyjedziesz — powiedziała cicho. — Zawsze wracasz tu w maju.

Przytuliła mnie mocno. Przez chwilę stałyśmy tak w milczeniu.

— Chodź do domu — zaproponowała w końcu. — Napijemy się herbaty.

W domu ciotki pachniało ciastem drożdżowym i starymi książkami. Usiadłyśmy przy stole w kuchni.

— Dorota dzwoniła do mnie — zaczęła ciotka ostrożnie. — Martwi się o ciebie.

Westchnęłam ciężko.

— Ona nie rozumie… Myśli, że powinnam już zapomnieć.

Ciotka spojrzała na mnie uważnie.

— Nie da się zapomnieć o matce. Ale trzeba nauczyć się żyć z tym bólem.

Zamilkłyśmy na chwilę. Słuchałam tykania starego zegara na ścianie i szumu wiatru za oknem.

— Pamiętasz tamten dzień? — spytałam nagle. — Kiedy mama upadła w ogrodzie…

Ciotka skinęła głową.

— Była wtedy taka słaba… Ale nie chciała nikogo martwić.

Poczułam narastającą złość — na siebie, na mamę, na cały świat.

— Gdybym wtedy przyjechała… Może wszystko potoczyłoby się inaczej!

Ciotka ujęła moją dłoń.

— Mario, nie możesz brać całej winy na siebie. Każdy z nas coś stracił tego dnia.

Wróciłam do pokoju gościnnego i długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słuchając odgłosów starego domu: skrzypienia podłogi, szumu wiatru pod dachem. Myślałam o Dorocie — czy ja też kiedyś zostawię ją z takim bólem?

Rano obudził mnie dźwięk telefonu. To była Dorota.

— Mamo? Wszystko w porządku?

Jej głos był miękki, pełen troski.

— Tak, kochanie. Zaraz wracam do domu.

— Czekam na ciebie — powiedziała cicho.

W drodze powrotnej patrzyłam przez okno pociągu na szare pola i mokre drzewa. Czułam ulgę, ale też ciężar niespełnienia. Wiedziałam już, że nie da się zapomnieć o przeszłości — można tylko nauczyć się z nią żyć.

Kiedy weszłam do mieszkania, Dorota przytuliła mnie mocno.

— Przepraszam, mamo… Nie chciałam cię zranić.

Pogłaskałam ją po włosach.

— Wiem, kochanie. Po prostu czasem boli pamiętać… Ale jeszcze trudniej zapomnieć.

Wieczorem siedziałam sama w kuchni przy kubku herbaty i patrzyłam na stare zdjęcie mamy stojące na półce. Czy kiedykolwiek przestanie boleć? Czy można pogodzić się z tym, że nie zdążyło się powiedzieć wszystkiego? Może właśnie dlatego wracamy do miejsc bolesnych — żeby spróbować jeszcze raz odnaleźć siebie.