Byłam podporą rodziny, dziś jestem tylko numerem w telefonie – czy na to zasłużyłam?

– Mamo, czy możesz zostać z Antosiem w sobotę? – głos Kasi w słuchawce był jak zawsze szybki, zadyszany, jakby już myślami była gdzie indziej.

– Oczywiście, kochanie – odpowiedziałam automatycznie, choć w środku czułam zmęczenie. Ale przecież od tego jestem, prawda? Zawsze byłam. Dla nich. Dla moich dzieci.

To było kilka lat temu. Antoś miał wtedy pięć lat, a ja jeszcze czułam się potrzebna. Każdy dzień miał sens – śniadania z wnukami, spacery do parku, rozmowy o wszystkim i o niczym. Byłam podporą tej rodziny, niewidzialnym klejem, który wszystko trzymał w całości. Nawet kiedy byłam zmęczona, nie narzekałam. Przecież matka nie narzeka.

Dziś jest środa. Siedzę przy kuchennym stole i patrzę na telefon. Milczy. Ostatni raz dzwonili dwa tygodnie temu – tylko po to, żeby zapytać, czy przyjadę na Wielkanoc. „Tylko na chwilę, mamo, bo potem jedziemy do teściów” – dodała Kasia. „Wiesz, jak jest.”

Wiem, jak jest. Wiem aż za dobrze.

Kiedyś myślałam, że starość to czas odpoczynku i wdzięczności ze strony dzieci. Że będziemy razem, śmiać się z wnukami, piec ciasta i wspominać stare czasy. Tymczasem siedzę sama w mieszkaniu na warszawskim Ursynowie i słyszę tylko tykanie zegara.

Mój syn Michał mieszka niedaleko – dwie stacje metra ode mnie. Ale widujemy się rzadko. „Mamo, praca mnie zabija, nie mam siły nawet na siebie” – tłumaczy się przez telefon. „Może w przyszłym miesiącu uda się spotkać?”

Czasem próbuję zadzwonić pierwsza. Odbiera rzadko. Zawsze coś: zebranie w szkole, delegacja, korki. „Oddzwonię później” – mówi i nie oddzwania.

Pamiętam dzień, kiedy Michał miał ospę. Siedziałam przy nim całą noc, zmieniałam kompresy, czytałam bajki szeptem, żeby nie obudzić jego młodszej siostry. Byłam wtedy zmęczona do granic możliwości, ale nawet przez chwilę nie pomyślałam, żeby go zostawić samego.

A teraz? Teraz jestem sama.

Czasem sąsiadka Zosia wpada na herbatę. Zosia też ma dzieci – dwie córki w Anglii. „Wiesz co? My chyba jesteśmy pokoleniem do wynajęcia” – śmieje się gorzko. „Potrzebni tylko wtedy, kiedy trzeba podać zupę albo odebrać wnuka z przedszkola”.

Zosia ma rację. Kiedy Antoś był mały, Kasia dzwoniła codziennie. „Mamo, możesz przyjechać? Mamo, pomóż mi z lekcjami! Mamo, Antoś chory!” Byłam zawsze pod ręką – gotowa rzucić wszystko i biec na ratunek.

A teraz? Teraz Antoś ma 15 lat i nawet nie pamięta mojego imienia na Messengerze.

W zeszłym tygodniu próbowałam zaprosić Kasię na obiad.

– Wiesz co, mamo… Nie dam rady w tym miesiącu. Może następnym razem?

– A może chociaż na kawę?

– Mamo… mam tyle spraw…

Zamilkłam. Nie chciałam być ciężarem.

Wieczorami przeglądam stare zdjęcia – dzieci na wakacjach nad Bałtykiem, pierwsze urodziny Kasi, Michał z rozbitym kolanem i moją ręką na jego ramieniu. Wtedy byliśmy rodziną. Teraz jesteśmy tylko numerami w telefonie.

Czasem myślę: może to moja wina? Może za bardzo ich przyzwyczaiłam do tego, że zawsze jestem? Że nie mam własnego życia poza nimi?

Pamiętam rozmowę z mężem sprzed lat:

– Marysiu, musisz czasem pomyśleć o sobie – mówił Janek.

– Jak mogę? Przecież dzieci mnie potrzebują!

– Ale kiedyś dorosną…

Nie słuchałam go wtedy. Teraz już go nie ma – odszedł pięć lat temu po cichu, zostawiając mnie z pustką i ciszą.

W święta spotykamy się wszyscy przy stole – przez kilka godzin udajemy rodzinę jak z reklamy majonezu. Śmiejemy się z żartów Antosia, Kasia opowiada o pracy w korporacji, Michał narzeka na politykę. Potem wszyscy wychodzą i zostaję sama z brudnymi talerzami i resztkami sałatki jarzynowej.

Czasem marzę o tym, żeby ktoś zadzwonił bez powodu. Żeby zapytał: „Mamo, jak się czujesz?” Albo: „Może pójdziemy razem do kina?”

Ale telefon milczy.

Wczoraj spotkałam sąsiada z parteru – pana Stefana. On też jest wdowcem.

– Wie pani co? Dzieci to mają teraz inne życie…

– Ale przecież my też jesteśmy ich życiem – odpowiedziałam cicho.

Uśmiechnął się smutno.

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły jak natrętne muchy: co zrobiłam źle? Czy naprawdę zasłużyłam na to, żeby być tylko numerem w telefonie?

Dziś rano zadzwoniła Kasia:

– Mamo! Zapomniałam powiedzieć – czy możesz upiec sernik na niedzielę? Antoś bardzo lubi twój sernik!

Oczywiście upiekę sernik. Bo przecież jestem matką.

Ale czy ktoś kiedyś upiecze sernik dla mnie?

Czy naprawdę tak wygląda wdzięczność po latach poświęceń? Czy tylko ja czuję ten ból samotności wśród ludzi?