Cena miłości: Babcia żąda zapłaty za opiekę nad wnuczką
– Aniu, musimy porozmawiać – głos mamy był zimny, jakby obcy. Stała w kuchni, oparta o blat, z filiżanką kawy w dłoni. Moja córka Zosia bawiła się w salonie, układając klocki, a ja poczułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale nie spodziewałam się tego, co usłyszę.
– Oczywiście, mamo. Co się stało? – zapytałam, próbując ukryć niepokój.
Mama spojrzała na mnie z powagą, której dawno u niej nie widziałam. – Aniu, ja już nie mogę tak dłużej. Opiekuję się Zosią codziennie od rana do wieczora. Ty pracujesz, Paweł ciągle w delegacjach… Ja też mam swoje życie. Chciałabym… żebyście zaczęli mi płacić za opiekę nad wnuczką.
Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W głowie huczały mi słowa: „żebyście zaczęli mi płacić”. Czy dobrze usłyszałam? Moja własna mama? Ta sama kobieta, która zawsze powtarzała, że rodzina jest najważniejsza?
– Mamo… czy ty żartujesz? – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Nie żartuję – odpowiedziała stanowczo. – Kocham Zosię nad życie, ale to już nie są tylko wizyty raz na jakiś czas. To codzienna praca. Jestem zmęczona. Mam swoje potrzeby, rachunki do zapłacenia. Nie mogę być dłużej darmową nianią.
Wybiegłam z kuchni, zostawiając ją samą. W łazience pozwoliłam sobie na płacz. Czułam się zdradzona i upokorzona. Przecież zawsze myślałam, że babcia opiekuje się wnuczką z miłości, a nie dla pieniędzy.
Wieczorem powiedziałam o wszystkim Pawłowi. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu.
– Może mama ma rację? – odezwał się w końcu cicho. – Przecież to dla niej duży wysiłek.
– Ale to moja mama! – wybuchłam. – Jak ona może żądać pieniędzy za opiekę nad własną wnuczką?
– Aniu… czasy się zmieniły. Może powinniśmy jej zapłacić? Przynajmniej trochę…
Nie spałam całą noc. W głowie przewijały mi się obrazy z dzieciństwa: mama piekąca szarlotkę, mama tuląca mnie po upadku z roweru, mama śmiejąca się z Zosią na placu zabaw. Czy to wszystko było tylko obowiązkiem?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z mamą jeszcze raz. Zosia bawiła się w swoim pokoju, a my usiadłyśmy naprzeciwko siebie.
– Mamo… czy naprawdę chcesz pieniędzy za opiekę nad Zosią?
Mama westchnęła ciężko.
– Aniu, ja cię kocham i kocham Zosię. Ale jestem już zmęczona. Mam 62 lata, bolą mnie plecy, czasem chciałabym po prostu odpocząć albo pojechać do sanatorium. Wasze życie pędzi do przodu, a ja czuję się jak ktoś niewidzialny. Chciałabym poczuć, że moja praca jest doceniana.
Poczułam ukłucie w sercu. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Dla mnie mama była zawsze niezawodna – jakby nie miała własnych potrzeb.
– Ale przecież jesteś babcią…
– I właśnie dlatego chcę być dla Zosi babcią, a nie zmęczoną nianią na pełen etat.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Paweł próbował mnie przekonać do kompromisu: „Może zaproponujmy mamie jakieś wynagrodzenie? Albo zatrudnijmy kogoś do pomocy?” Ale ja czułam się rozdarta. Z jednej strony rozumiałam mamę – jej zmęczenie i potrzebę docenienia. Z drugiej – nie mogłam pogodzić się z myślą o pieniądzach między nami.
W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura zauważyła moje rozbicie.
– Co się dzieje, Aniu? Wyglądasz jakbyś miała zaraz wybuchnąć płaczem.
Opowiedziałam jej wszystko. Ku mojemu zdziwieniu, nie była zaskoczona.
– U mnie było podobnie – powiedziała cicho. – Moja teściowa też chciała pieniędzy za opiekę nad Kubusiem. Najpierw byłam wściekła, ale potem zrozumiałam… To ciężka praca. Może warto spojrzeć na to inaczej?
Wieczorem długo patrzyłam na śpiącą Zosię. Jej małe rączki obejmowały pluszowego misia. Pomyślałam o tym, ile mama dla nas zrobiła przez te lata: opieka po szkole, gotowanie obiadów, pomoc przy chorobach…
Następnego dnia zaprosiłam mamę na rozmowę.
– Mamo… przepraszam cię za wszystko. Za to, że traktowałam cię jak kogoś oczywistego. Chcemy ci zapłacić za opiekę nad Zosią, ale też chcemy znaleźć kogoś do pomocy, żebyś miała czas dla siebie.
Mama rozpłakała się pierwszy raz od lat.
– Bałam się ci to powiedzieć… Myślałam, że mnie znienawidzisz.
Objęłyśmy się długo i mocno.
Od tamtej pory sytuacja powoli zaczęła się układać. Mama dostaje od nas wynagrodzenie i może pozwolić sobie na drobne przyjemności – kino z koleżankami czy wyjazd do sanatorium. Zatrudniliśmy też panią Krysię na kilka godzin w tygodniu, żeby mama mogła odpocząć.
Ale coś we mnie pękło na zawsze. Już nigdy nie spojrzę na rodzinne relacje tak samo jak kiedyś. Zrozumiałam, że nawet najbliżsi mają swoje granice i potrzeby.
Czasem patrzę na mamę i zastanawiam się: czy można wycenić miłość? Czy pieniądze zawsze muszą dzielić ludzi? A może to właśnie szczera rozmowa i wzajemny szacunek są najważniejsze? Co wy o tym myślicie?