Córka zawsze mówiła, że nie chce mieć dzieci. Teraz błaga mnie o pomoc, a ja nie wiem, czy dam radę
– Mamo, ja nie dam rady. Proszę cię, pomóż mi… – głos Kasi drżał, a jej oczy były pełne łez. Stała w moim przedpokoju z niemowlęciem na rękach, cała roztrzęsiona i blada. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Moja córka, która przez całe życie powtarzała, że dzieci to nie dla niej, teraz błaga mnie o pomoc.
Jeszcze kilka miesięcy temu Kasia mówiła: – Mamo, nie każda kobieta musi rodzić, żeby być szczęśliwa. Wiesz, że nie chcę dzieci. Nie jestem stworzona do macierzyństwa. – Przyzwyczaiłam się do tej myśli. Ba, nawet ją zaakceptowałam. Zawsze byłam dumna z jej niezależności, z tego, że potrafiła walczyć o swoje przekonania. Nawet jeśli czasem bolało mnie to, że nigdy nie zostanę babcią.
A teraz? Teraz stała przede mną z maleńką Zosią – moją wnuczką. Nie wiedziałam nawet, że jest w ciąży. Przez ostatni rok nasze kontakty były rzadsze. Kasia wyjechała do Warszawy za pracą, a ja zostałam w naszym domu w Toruniu. Dzwoniła rzadko, zawsze zabiegana, zmęczona. Myślałam, że wszystko u niej w porządku.
– Co się stało? – zapytałam cicho, próbując opanować drżenie rąk.
Kasia usiadła na kanapie i zaczęła opowiadać. O tym, jak poznała Michała – mężczyznę, który wydawał się idealny. O tym, jak niespodziewanie zaszła w ciążę i jak długo próbowała sobie wmówić, że sobie poradzi. O samotności w wielkim mieście, o lęku przed przyszłością i o tym, jak Michał odszedł zaraz po narodzinach Zosi.
– Nie wiem, co robić – szlochała. – Nie śpię po nocach. Boję się, że zrobię coś źle. Że skrzywdzę Zosię…
Patrzyłam na nią i czułam narastający żal. Do niej – za to, że tak długo mnie od siebie odsuwała. Do siebie – że nie zauważyłam jej cierpienia. I do losu – że postawił nas w tak trudnej sytuacji.
Przez pierwsze dni po ich przyjeździe dom był pełen napięcia. Kasia była rozbita nerwowo, łatwo wpadała w złość lub płacz. Zosia płakała niemal bez przerwy – kolki, gorączka, ząbkowanie… Próbowałam pomóc jak umiałam: gotowałam obiady, prałam ubranka, nosiłam małą na rękach po nocach. Ale czułam się coraz bardziej zmęczona i bezradna.
Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem w kuchni. Kasia patrzyła w okno i mówiła cicho:
– Wiesz… Czasem myślę, że gdybym mogła cofnąć czas…
– Nie mów tak – przerwałam jej ostro.
– Ale ja naprawdę nie wiem, czy jestem dobrą matką! Może Zosia byłaby szczęśliwsza z kimś innym?
Zrobiło mi się jej żal jak nigdy dotąd. Pamiętam siebie sprzed lat – młodą matkę bez wsparcia, zagubioną i zmęczoną. Wtedy obiecałam sobie, że jeśli kiedyś będę miała córkę, zrobię wszystko inaczej.
Ale życie pisze własne scenariusze.
Zaczęłyśmy się kłócić o drobiazgi: o to, jak przewijać Zosię, jak ją karmić, jak układać do snu. Kasia zarzucała mi staroświeckie metody wychowawcze; ja jej – brak cierpliwości i odpowiedzialności.
– Ty zawsze wszystko wiesz najlepiej! – krzyczała pewnego dnia Kasia.
– A ty nigdy nie słuchasz! – odparłam równie głośno.
Po tej awanturze przez dwa dni prawie ze sobą nie rozmawiałyśmy. Atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią.
W końcu przyszła sąsiadka, pani Basia. Przyniosła ciasto i usiadła z nami przy stole.
– Dziewczyny… – zaczęła łagodnie – każda z was ma rację po swojemu. Ale musicie się wspierać. Kasia potrzebuje ciebie teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Te słowa trafiły mnie prosto w serce.
Wieczorem poszłam do pokoju Kasi. Siedziała na łóżku z Zosią na rękach.
– Przepraszam – powiedziałam cicho. – Wiem, że ci ciężko. Ale ja też się boję…
Kasia spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Ja też przepraszam… Mamo…
Przytuliłyśmy się mocno. Po raz pierwszy od dawna poczułam między nami bliskość.
Od tamtej pory próbujemy razem stawiać czoła codzienności. Nie jest łatwo – czasem mam wrażenie, że jestem za stara na nocne wstawanie i bieganie za dzieckiem po całym domu. Czasem brakuje mi cierpliwości i sił. Ale widzę też, jak Kasia powoli dojrzewa do roli matki. Jak uczy się kochać Zosię na swój sposób.
Czasem zastanawiam się: czy dobrze robię? Czy powinnam była bardziej naciskać na Kasię wcześniej? Czy mogłam jej jakoś pomóc uniknąć tej sytuacji? A może to właśnie teraz jest nasza szansa na odbudowanie relacji?
Patrzę na moją wnuczkę i czuję wdzięczność za każdy wspólny dzień – mimo zmęczenia i łez.
Czy każda matka musi być idealna? Czy wystarczy po prostu być obok i kochać – nawet jeśli czasem brakuje nam sił? Może właśnie to jest najważniejsze…