Czasem mam ochotę zatrzasnąć im drzwi przed nosem – ich bezczelność niszczy moje życie
— Kinga, znowu nie posprzątałaś kuchni! — głos teściowej rozległ się w progu, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć fartuch po gotowaniu obiadu dla całej rodziny. Stałam z rękami zanurzonymi w pianie, a Halina Stefanowa już rozglądała się krytycznie po blatach. — Tomasz lubi porządek, a ty chyba o tym zapominasz.
Zacisnęłam zęby. W małym miasteczku pod Łodzią, gdzie każdy zna każdego, a plotki rozchodzą się szybciej niż zapach świeżo pieczonego chleba z piekarni na rogu, bycie żoną Tomasza okazało się wyzwaniem większym niż mogłam sobie wyobrazić. Miałam 33 lata i czułam się jak nastolatka, której życie kontrolują dorośli. Tyle że ci dorośli to moi teściowie – Halina i Stefan Stefanowie.
Halina była kobietą o stalowym spojrzeniu i języku ostrym jak brzytwa. Stefan, choć milczący, zawsze stał za nią murem. Od dnia naszego ślubu nie pozwolili mi zapomnieć, że ich syn zasługuje na więcej. — Kiedyś to kobiety wiedziały, jak prowadzić dom — powtarzała Halina przy każdej okazji, a ja czułam, jak moje poczucie własnej wartości kurczy się z każdym jej słowem.
Tomasz… Mój mąż był dobrym człowiekiem, ale zawsze starał się unikać konfliktów. — Kochanie, mama się martwi… — tłumaczył mi szeptem wieczorami, kiedy próbowałam wyżalić mu się po kolejnej awanturze o nieumyte okno czy źle złożone pranie. — Ona po prostu chce dobrze.
Ale ja wiedziałam swoje. Halina nie chciała dobrze – chciała kontrolować każdy aspekt naszego życia. Nawet kiedy kupiliśmy z Tomaszem mały domek na obrzeżach miasta, teściowie pojawiali się bez zapowiedzi. — Przyniosłam ci świeże jajka od sąsiadki — mówiła Halina, wchodząc do kuchni jak do siebie. Stefan przysiadał w salonie i włączał telewizor na cały regulator.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej. Zastałam Halinę w mojej sypialni. Przeglądała moją szafę.
— Co pani tu robi? — zapytałam drżącym głosem.
— Chciałam tylko sprawdzić, czy nie trzeba czegoś wyprać — odpowiedziała bez cienia skruchy. — Tomasz mówił, że ostatnio nie masz czasu na domowe obowiązki.
Poczułam, jak narasta we mnie gniew. — To jest moja szafa! Proszę stąd wyjść!
Halina spojrzała na mnie z wyższością. — Nie musisz być taka drażliwa, Kinga. Robię to dla waszego dobra.
Tego wieczoru po raz pierwszy powiedziałam Tomaszowi wprost:
— Albo twoi rodzice przestaną tu przychodzić bez zapowiedzi, albo ja się wyprowadzam.
Patrzył na mnie długo, jakby próbował zrozumieć, czy mówię poważnie. — Przesadzasz…
— Nie! — przerwałam mu ostro. — To jest nasz dom! Chcę mieć prawo zamknąć drzwi przed ich nosem!
Następnego dnia Halina przyszła z ciastem i nową porcją rad. — Kinga, powinnaś pomyśleć o dziecku. Tomasz już nie młodnieje.
Zacisnęłam pięści pod stołem. Od miesięcy staraliśmy się o dziecko i każda taka uwaga bolała mnie bardziej niż cokolwiek innego. Ale Halina nie miała pojęcia o naszych problemach – nie pytała, tylko żądała.
Wieczorem usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko. Tomasz próbował mnie pocieszyć, ale czułam się samotna jak nigdy dotąd.
— Może powinniśmy wyjechać do Łodzi? — zaproponowałam cicho. — Zacząć wszystko od nowa, daleko od nich.
Tomasz pokręcił głową. — Przecież oni są rodziną…
Rodziną? Czy rodzina powinna sprawiać, że czuję się obca we własnym domu?
Następne tygodnie były jeszcze trudniejsze. Halina zaczęła rozpowiadać sąsiadkom, że jestem leniwa i nie dbam o męża. W sklepie ludzie patrzyli na mnie z ukosa. Nawet moja mama zaczęła pytać: — Kinga, może rzeczywiście powinnaś być bardziej uprzejma dla teściowej?
Czułam się osaczona ze wszystkich stron. Każdy dzień był walką o odrobinę prywatności i szacunku.
Pewnego popołudnia przyszli oboje – Halina i Stefan – bez pukania weszli do domu. Zatrzymałam ich w progu.
— Proszę wyjść — powiedziałam stanowczo. — To jest mój dom i nie życzę sobie takich wizyt bez zapowiedzi.
Halina spojrzała na mnie z niedowierzaniem. — Jak śmiesz tak mówić do rodziców Tomasza?
— Tak śmiem! Bo jestem jego żoną i mam prawo do własnej przestrzeni!
Stefan chrząknął nerwowo, ale Halina nie odpuszczała:
— Zobaczysz, jeszcze będziesz żałować!
Zatrzasnęłam im drzwi przed nosem po raz pierwszy w życiu. Serce waliło mi jak młotem, ręce drżały ze strachu i ulgi jednocześnie.
Tomasz wrócił wieczorem i długo milczał.
— Mama płakała przez telefon…
— A ja płaczę co noc przez nią! — wykrzyczałam mu prosto w twarz.
Nie wiem, co będzie dalej. Może Tomasz w końcu zrozumie, że jego lojalność wobec rodziców niszczy nasze małżeństwo? Może ja znajdę w sobie siłę, by walczyć o siebie?
Czasem myślę: ile jeszcze można znosić? Czy naprawdę muszę wybierać między własnym szczęściem a cudzymi oczekiwaniami? Może ktoś z was wie, jak poradzić sobie z takimi teściami? Bo ja już nie mam siły…