Czy naprawdę zasłużyłam na to, by odebrano mi wnuczkę?

— Jadwiga, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie dawała Ewie tyle cukru? — głos mojego zięcia, Pawła, rozbrzmiewał w kuchni jak grzmot. Stałam przy kuchennym stole, ścierając ręce o fartuch, a moja wnuczka Ewa patrzyła na mnie wielkimi, brązowymi oczami. W jej dłoni tkwił jeszcze kawałek domowego sernika, który upiekłam specjalnie dla niej.

— Ależ Pawle, to tylko kawałeczek… — zaczęłam tłumaczyć, czując jak serce ściska mi się w piersi. — Przecież dzieciństwo bez słodkości to nie dzieciństwo.

— Mamo, lekarz mówił wyraźnie! — wtrąciła się moja córka, Ania, z przedpokoju. — Ewa ma początki insulinooporności. Musimy uważać na to, co je.

Patrzyłam na nich oboje i czułam się jak oskarżona przed sądem. Przecież nie chciałam źle. Chciałam tylko zobaczyć uśmiech na twarzy mojej wnuczki. Czy to naprawdę takie złe?

Kiedy Paweł zabrał Ewę za rękę i wyszedł z domu, zostawiając mnie samą w kuchni pełnej zapachu ciasta i pustki, poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Przez kolejne dni nie mogłam spać. Każda filiżanka herbaty smakowała goryczą. Przypominałam sobie własne dzieciństwo — jak mama piekła nam drożdżówki, jak dzieliliśmy się cukierkami na podwórku. Czy wtedy ktoś myślał o kaloriach?

Minął tydzień. Telefon milczał. Zwykle Ewa dzwoniła do mnie codziennie po szkole, opowiadała o nowych koleżankach i o tym, co narysowała na plastyce. Teraz cisza bolała bardziej niż cokolwiek innego.

Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Ani. Odebrała po kilku sygnałach.

— Mamo, nie możemy tak dalej — powiedziała zmęczonym głosem. — Paweł jest bardzo zdenerwowany. Boimy się o zdrowie Ewy.

— Ale ja ją kocham… — wyszeptałam drżącym głosem. — Nie potrafię inaczej okazywać miłości. Przecież zawsze piekłam dla was ciasta.

— Czasy się zmieniły — odpowiedziała cicho Ania. — Musisz to zrozumieć.

Odkładając słuchawkę, poczułam się jeszcze bardziej samotna. Przez okno patrzyłam na ogród, gdzie kiedyś Ewa biegała za motylami. Teraz trawa była wydeptana tylko przez moje kroki.

Następnego dnia poszłam do kościoła. Uklękłam w ławce i modliłam się o siłę. Odpowiedzi nie było, tylko echo moich myśli odbijało się od zimnych murów.

W sklepie spożywczym spotkałam sąsiadkę, panią Zofię.

— Jadwigo, co taka smutna chodzisz? — zapytała z troską.

Opowiedziałam jej wszystko, a ona pokiwała głową.

— Teraz młodzi wszystko wiedzą lepiej — westchnęła. — Ale serca babci nikt nie zrozumie.

Wieczorem usiadłam przy stole i zaczęłam pisać list do Ewy. Pisałam o tym, jak bardzo za nią tęsknię, jak bardzo ją kocham i jak trudno mi zrozumieć ten nowy świat pełen zakazów i nakazów. Włożyłam list do koperty razem z małym rysunkiem motyla — wiedziałam, że Ewa je uwielbia.

Nie wiem, czy list dotarł do rąk mojej wnuczki. Dni mijały powoli, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że rozmawiam sama ze sobą.

Któregoś popołudnia usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Anię z Ewą.

— Przyszłyśmy tylko na chwilę — powiedziała córka chłodno.

Ewa rzuciła mi się na szyję.

— Babciu! Tęskniłam!

Poczułam łzy napływające do oczu. Przytuliłam ją mocno i przez chwilę świat znów był taki jak dawniej.

— Babciu, narysowałam dla ciebie motyla! — powiedziała Ewa i wręczyła mi kolorowy rysunek.

Ania patrzyła na nas z niepokojem.

— Mamo, musisz obiecać, że nie będziesz już dawała Ewie słodyczy — powiedziała stanowczo.

Spojrzałam na wnuczkę i poczułam ciężar tej obietnicy. Czy potrafię być babcią bez ciast i cukierków? Czy moja miłość wystarczy bez tych drobnych gestów?

Przytaknęłam głową.

— Obiecuję — wyszeptałam.

Kiedy zamknęły za sobą drzwi, usiadłam przy stole i patrzyłam na rysunek motyla. Może muszę nauczyć się nowego sposobu kochania? Może świat naprawdę się zmienił?

Ale czy można być babcią bez zapachu świeżego ciasta w domu? Czy miłość wyrażona w inny sposób będzie równie silna? Czasem myślę, że największym wyzwaniem jest nauczyć się kochać na nowo w świecie, który już nie pachnie wanilią.