„Czy postanowiłaś zostać pasożytem na zawsze?” — Jak teściowa doprowadziła mnie do łez

– Czy ty na zawsze zamierzasz być darmozjadem? – głos pani Haliny przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z rękami mokrymi od wody i łzami, które już od dawna paliły mnie pod powiekami. Woda kapała z talerza, który ściskałam zbyt mocno, jakby miał mi zaraz wypaść.

Nie odpowiedziałam od razu. W mojej głowie kłębiły się myśli: „Może nie słyszałam dobrze? Może to tylko żart?” Ale spojrzenie teściowej nie pozostawiało złudzeń. Stała naprzeciwko mnie, z założonymi rękami, jej usta wykrzywione w pogardliwym grymasie.

– Kinga, ja rozumiem, że teraz modne jest 'szukanie siebie’, ale ile można? – ciągnęła dalej, nie czekając na moją reakcję. – Mój syn haruje od rana do nocy, a ty siedzisz w domu i nawet obiadu nie ugotujesz na czas.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przecież jeszcze niedawno pracowałam po dwanaście godzin dziennie w biurze rachunkowym, wracałam do domu wykończona, a mimo to starałam się być dobrą żoną i synową. Ale nikt nie widział moich łez w łazience, nikt nie słyszał, jak nocami modliłam się o choćby jeden dzień spokoju.

Odeszłam z pracy dwa miesiące temu. Nie dlatego, że byłam leniwa. Po prostu nie mogłam już dłużej znosić upokorzeń ze strony szefa i wiecznego poczucia winy, że nie jestem wystarczająco dobra. Marzyłam o chwili dla siebie, o tym, żeby złapać oddech, odnaleźć sens w codzienności. Ale zamiast wsparcia dostałam tylko kolejne wymagania.

Mój mąż, Tomek, próbował mnie pocieszać. – Kochanie, odpocznij trochę. Zasłużyłaś na to – mówił wieczorami, gdy leżeliśmy razem w łóżku. Ale kiedy tylko pojawiała się jego matka, zmieniał się nie do poznania. Milczał, spuszczał wzrok, jakby bał się stanąć po mojej stronie.

– Może powinnaś poszukać jakiejś pracy chociaż na pół etatu? – zaproponowała teściowa pewnego dnia przy obiedzie. – Albo chociaż zacznij robić coś pożytecznego w domu. Zawsze możesz pomóc mi w ogrodzie.

Czułam się jak dziecko, które nie spełniło oczekiwań dorosłych. Każde jej słowo wbijało się we mnie jak kolec. Próbowałam tłumaczyć: – Pani Halino, ja naprawdę szukam pracy. Wysłałam już kilka CV…

– Och, proszę cię! Teraz każdy może znaleźć pracę, jeśli tylko chce – przerwała mi z irytacją. – W twoim wieku ja już miałam dwójkę dzieci i własny dom na głowie.

Wtedy nie wytrzymałam. Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Łzy płynęły mi po policzkach, dławiły mnie w gardle. Słyszałam za drzwiami stłumione głosy Tomka i jego matki.

– Mamo, daj jej spokój – próbował bronić mnie Tomek.

– Ty zawsze ją bronisz! A kto zadba o ciebie? O wasz dom? – odpowiedziała podniesionym głosem.

W tamtej chwili poczułam się kompletnie sama. Nawet własny mąż nie potrafił postawić granicy swojej matce. Zaczęłam się zastanawiać: może rzeczywiście jestem pasożytem? Może powinnam wrócić do tej znienawidzonej pracy i przestać marzyć o czymkolwiek?

Przez kolejne dni unikałam teściowej jak ognia. Każda jej wizyta była dla mnie źródłem stresu i upokorzenia. Zaczęłam mieć problemy ze snem, budziłam się zlękniona na dźwięk dzwonka do drzwi.

Pewnego wieczoru Tomek wrócił późno z pracy. Usiadł obok mnie na kanapie i długo milczał.

– Kinga… Wiem, że jest ci ciężko – zaczął cicho. – Ale mama się martwi…

– Martwi się o siebie! – przerwałam mu z goryczą. – O to, co powiedzą sąsiedzi! O to, że jej synowa nie pracuje! A ja? Czy ktoś myśli o mnie?

Tomek spuścił głowę. Wiedziałam, że nie znajdzie odpowiedzi.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z teściową sama. Zaprosiłam ją na kawę.

– Pani Halino… Chciałabym coś wyjaśnić – zaczęłam niepewnie. – Nie jestem leniwa ani nie chcę być nikomu ciężarem. Po prostu… potrzebuję trochę czasu dla siebie.

Spojrzała na mnie chłodno.

– Wszyscy mamy problemy – powiedziała twardo. – Ale życie to nie bajka.

– Wiem o tym doskonale – odpowiedziałam cicho. – Ale czy naprawdę musi mi pani to codziennie przypominać?

Przez chwilę milczałyśmy obie. Potem teściowa wzruszyła ramionami i wyszła bez słowa.

Nie wiem, czy kiedykolwiek uda nam się porozumieć. Może nigdy nie będę dla niej wystarczająco dobra. Ale wiem jedno: nie pozwolę już więcej nikomu mówić mi, kim jestem i ile jestem warta.

Czasem zastanawiam się: dlaczego najbliżsi potrafią ranić najmocniej? Czy naprawdę tak trudno jest okazać trochę empatii drugiemu człowiekowi? Może każdy z nas powinien czasem postawić się w cudzych butach…