Dlaczego mój syn powiedział, że nie jestem zaproszona na jego ślub?

– Mamo, nie chcę, żebyś przyszła na mój ślub.

Te słowa rozbrzmiewają w mojej głowie już trzeci dzień. Siedzę przy kuchennym stole, patrzę na filiżankę zimnej kawy i nie mogę uwierzyć, że to naprawdę się wydarzyło. Krzysiek, mój jedyny syn, moje wszystko, powiedział mi to przez telefon. Jego głos był spokojny, nawet trochę czuły – jakby chciał mnie ochronić przed czymś jeszcze gorszym. Ale co może być gorszego od tego, że własne dziecko nie chce cię widzieć w najważniejszym dniu swojego życia?

– Mamo, proszę… To nie jest tak, że cię nie kocham. Po prostu… To dla nas ważny dzień. Dla mnie i dla Ani. Chcemy, żeby było spokojnie.

Spokojnie? Czy ja kiedykolwiek zrobiłam coś, co mogłoby zakłócić ich spokój? Przecież całe życie starałam się być dla niego wszystkim – matką, ojcem, przyjaciółką. Kiedy Krzysiu miał zaledwie sześć lat, jego ojciec po prostu zniknął z naszego życia. Jednego dnia drzwi zamknęły się za nim na zawsze. Zostałam sama z małym dzieckiem i poczuciem winy, które przez lata nie pozwalało mi spać.

Pamiętam tamten wieczór. Krzysiek siedział na podłodze w swoim pokoju i układał klocki Lego. Ja płakałam w łazience, żeby nie widział. Potem wycierałam oczy i udawałam przed nim, że wszystko jest w porządku. Pracowałam na dwa etaty – rano w sklepie spożywczym, wieczorami sprzątałam biura. Nie było łatwo. Często wracałam do domu tak zmęczona, że zasypiałam w ubraniu. Ale zawsze starałam się znaleźć czas dla Krzyśka – czytaliśmy razem książki, chodziliśmy do parku, piekliśmy ciasta.

Kiedy miał dziesięć lat, zaczął zadawać pytania o ojca. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Że tata nas zostawił? Że wybrał inną rodzinę? Zawsze mówiłam tylko: „Tata musiał wyjechać daleko do pracy”. Kłamałam dla jego dobra – tak mi się wtedy wydawało.

Z biegiem lat Krzysiek stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie. W gimnazjum zaczął przynosić gorsze oceny. Martwiłam się o niego, próbowałam rozmawiać, ale on coraz częściej zamykał się w swoim pokoju. Czasem miałam wrażenie, że jestem dla niego tylko przeszkodą.

Kiedy poznał Anię, wszystko się zmieniło. Nagle zaczął się uśmiechać, wychodzić z domu, planować przyszłość. Byłam szczęśliwa – naprawdę szczęśliwa – że znalazł kogoś, kto go rozumie i wspiera. Ania była miła, uprzejma, ale zawsze czułam między nami dystans. Nigdy nie powiedziała mi niczego złego prosto w twarz, ale jej spojrzenie mówiło wszystko: „Nie jesteś wystarczająco dobra dla naszego świata”.

Ostatnie miesiące przed ślubem były trudne. Krzysiek coraz rzadziej dzwonił, a kiedy już rozmawialiśmy, był zdenerwowany i krótki. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie chciałam naciskać. W końcu zadzwonił pewnego wieczoru.

– Mamo… Muszę ci coś powiedzieć.

Wiedziałam już wtedy. Serce mi zamarło.

– Nie chcemy… żebyś była na ślubie.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Próbowałam coś powiedzieć, zapytać dlaczego, ale głos ugrzązł mi w gardle.

– To nie twoja wina – dodał szybko. – Po prostu… Ania nie czuje się komfortowo. Jej rodzina… No wiesz…

Nie wiedziałam. Naprawdę nie wiedziałam. Czy to przez to, że jestem samotną matką? Że nie mam pieniędzy? Że nie jestem taka jak oni – wykształceni lekarze i prawnicy?

Próbował mnie pocieszyć.

– Przyjdziemy do ciebie następnego dnia po ślubie. Przyniesiemy tort i zdjęcia. Obiecuję.

Tort jako pocieszenie za to upokorzenie? Za to wykluczenie?

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o wszystkich latach poświęceń. O tym, jak rezygnowałam ze wszystkiego dla niego – z własnych marzeń, przyjemności, nawet z miłości. Nigdy nie wyszłam za mąż ponownie. Bałam się zaufać komukolwiek po tym, jak Krzysiek został zraniony przez własnego ojca.

Rano poszłam do pracy jak zwykle – automatycznie wykonywałam swoje obowiązki, ale myślami byłam gdzie indziej. Koleżanka z pracy zauważyła moje czerwone oczy.

– Co się stało? – zapytała cicho.

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wstydziłam się przyznać do tego upokorzenia.

Wieczorem zadzwoniła moja siostra Basia.

– Słyszałam od mamy Ani… To prawda?

Przytaknęłam milczeniem.

– Nie możesz mu tego wybaczyć! – krzyczała przez telefon. – Po tylu latach?!

Ale ja nie potrafię być na niego zła. On jest moim dzieckiem. Może popełnia błąd… Może kiedyś to zrozumie?

Dzień ślubu spędziłam sama w domu. Usiadłam przy oknie i patrzyłam na ludzi idących ulicą – uśmiechniętych, ubranych odświętnie. Wyobrażałam sobie Krzyśka w garniturze i Anię w białej sukni. Czy był szczęśliwy? Czy choć przez chwilę pomyślał o mnie?

Następnego dnia rzeczywiście przyszli z tortem i zdjęciami. Ania była uprzejma, ale chłodna.

– Mamo… – zaczął Krzysiek niepewnie – …wiem, że ci przykro. Ale chciałem uniknąć kłopotów…

– Jakich kłopotów? – zapytałam cicho.

Spojrzał na Anię i spuścił wzrok.

– Twoja obecność… mogłaby być niezręczna dla rodziny Ani.

Poczułam się jak intruz we własnym domu.

Zjadłam kawałek tortu z grzeczności i udawałam przed nimi silną kobietę. Ale kiedy wyszli, długo płakałam.

Teraz siedzę tu sama i zastanawiam się: gdzie popełniłam błąd? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę jestem taka niewidzialna dla własnego dziecka?

Może kiedyś Krzysiek zrozumie swój błąd… Może kiedyś znów będziemy rodziną? A może już zawsze będę tylko wspomnieniem na zdjęciach ze ślubu mojego syna?