Dowiedziałam się o ślubie mojego syna od sąsiadki. Czy naprawdę zasłużyłam na takie odrzucenie?

– Pani Karolino, widziała pani już zaproszenie? – zapytała sąsiadka, podając mi przez płot kolorową kopertę. Zamarłam. Zaproszenie? Jakie zaproszenie?

Wzięłam kopertę do ręki, a serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Na froncie widniały imiona: „Katarzyna i Michał zapraszają na swój ślub”. Michał. Mój syn. Mój jedyny syn, którego wychowywałam sama po śmierci męża, którego kołysałam do snu, tuliłam po pierwszych niepowodzeniach, z którym dzieliłam każdy dzień przez dwadzieścia lat. A teraz dowiaduję się o jego ślubie od sąsiadki? Nawet nie od niego samego.

Zamknęłam drzwi i osunęłam się na kanapę. Łzy napłynęły mi do oczu, a potem popłynęły szerokim strumieniem. W głowie kłębiły się pytania: co zrobiłam źle? Dlaczego Michał nie powiedział mi o tym ważnym dniu? Czy naprawdę jestem aż tak nieważna w jego życiu?

Telefon leżał na stole, jakby kusił mnie, by zadzwonić do syna. Ale nie miałam siły. Wspomnienia wracały falami: pierwsze kroki Michała, jego szkolne występy, wspólne wakacje nad Bałtykiem, rozmowy do późna w nocy. Przecież zawsze byliśmy blisko… aż do czasu, gdy pojawiła się Katarzyna.

Katarzyna – piękna, pewna siebie dziewczyna z Warszawy. Od początku czułam, że patrzy na mnie z góry. Zawsze poprawiała Michała przy stole, wyśmiewała moje wiejskie zwyczaje. Kiedyś usłyszałam, jak mówi do niego: „Twoja mama jest taka… staroświecka”. Bolało. Ale milczałam, bo nie chciałam stracić syna.

Przez ostatni rok Michał coraz rzadziej dzwonił. Tłumaczył się pracą, obowiązkami, remontem mieszkania. Czułam, że oddala się ode mnie, ale łudziłam się, że to tylko przejściowe. Teraz już wiedziałam – straciłam go na dobre.

Wieczorem długo siedziałam w ciemności. W końcu podjęłam decyzję: muszę porozmawiać z Katarzyną. Nie mogę pozwolić, by tak po prostu wykreślili mnie ze swojego życia.

Następnego dnia pojechałam do Warszawy. Dłonie drżały mi na kierownicy przez całą drogę. W głowie układałam sobie słowa, które chciałam powiedzieć Katarzynie – spokojnie, bez pretensji, ale stanowczo.

Drzwi otworzyła mi ona – ubrana w elegancką sukienkę, z telefonem przy uchu.
– Dzień dobry, pani Karolino – powiedziała chłodno. – Michała nie ma w domu.
– Wiem – odpowiedziałam cicho. – Przyszłam porozmawiać z tobą.

Zmrużyła oczy i skinęła głową.
– Proszę wejść.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie w salonie pełnym designerskich mebli i drogich bibelotów. Przez chwilę panowała cisza.
– Katarzyno… – zaczęłam niepewnie – dowiedziałam się o waszym ślubie od sąsiadki. Nie od Michała. Nawet nie od was…

Spojrzała na mnie bez emocji.
– Michał nie chciał pani martwić. Wiedzieliśmy, że będzie pani to przeżywać.
– Jestem jego matką! – głos mi się załamał. – Mam prawo wiedzieć o takich rzeczach!
– Pani Karolino, proszę zrozumieć… Michał potrzebuje spokoju. Ostatnio każda rozmowa z panią kończyła się kłótnią.
– Bo próbowałam go chronić! – wybuchłam. – On zawsze był wrażliwy… A teraz czuję się jak intruz we własnej rodzinie!

Katarzyna westchnęła i spojrzała przez okno.
– Może powinna pani dać nam trochę przestrzeni? Michał jest dorosły.
– Przestrzeni? – powtórzyłam gorzko. – Przez całe życie byłam dla niego wszystkim! A teraz nawet nie zasłużyłam na zaproszenie?

Przez chwilę milczałyśmy. W końcu Katarzyna powiedziała:
– Zaproszenie jest dla pani oczywiste. Ale proszę nie oczekiwać, że wszystko będzie jak dawniej.

Wstałam powoli, czując jak serce pęka mi na pół.
– Chciałam tylko być częścią jego życia… – wyszeptałam i wyszłam z mieszkania.

Wracając do domu, czułam się pusta i samotna jak nigdy dotąd. Przez kolejne dni unikałam ludzi, nie odbierałam telefonów. Michał zadzwonił dopiero tydzień później.
– Mamo… słyszałem, że byłaś u Kasi.
– Byłam – odpowiedziałam chłodno.
– Przepraszam, że dowiedziałaś się o ślubie w taki sposób…
– Michał… czy ja naprawdę jestem dla ciebie tylko problemem?

Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Nie jesteś problemem… Po prostu… wszystko się zmieniło.

Zrozumiałam wtedy, że straciłam coś więcej niż tylko kontakt z synem. Straciłam poczucie bezpieczeństwa i sensu. Została pustka i pytania bez odpowiedzi.

Dziś patrzę na zdjęcie Michała z dzieciństwa i zastanawiam się: gdzie popełniłam błąd? Czy można jeszcze odbudować to, co zostało zniszczone przez niedopowiedzenia i dumę? Czy każda matka musi kiedyś pogodzić się z samotnością?