Dzień, w którym wszystko się rozpadło: Historia z warszawskiego Ursynowa
– Pani Anno, proszę przyjechać do Szpitala na Banacha. Pani mąż miał poważny wypadek – głos w słuchawce był suchy, rzeczowy, jakby mówił o pogodzie, a nie o końcu mojego świata.
Telefon wypadł mi z ręki. Przez chwilę siedziałam na podłodze kuchni, wpatrując się w kafelki, które jeszcze godzinę temu wydawały się takie zwyczajne. Michał… Mój Michał. Jeszcze rano narzekał na korki na Puławskiej i obiecywał, że wróci wcześniej, bo dzieci mają zebranie w przedszkolu. Teraz leżał gdzieś między życiem a śmiercią, a ja nie mogłam nawet zebrać myśli.
W szpitalu wszystko pachniało środkiem dezynfekującym i strachem. Lekarz – młody, zmęczony – tłumaczył mi coś o urazie głowy, o śpiączce farmakologicznej. Słowa odbijały się ode mnie jak od ściany. Patrzyłam na Michała przez szybę. Wyglądał jakby spał, tylko te wszystkie rurki i monitory zdradzały, że to nie jest zwykły sen.
– Mamo, co z tatą? – zapytała Zosia, kiedy wróciłam do domu. Miała siedem lat i oczy tak samo niebieskie jak Michał. Przytuliłam ją mocno, czując jak łzy palą mnie pod powiekami.
Pierwsze dni były jak zamglone. Rodzina Michała przyjechała z Radomia – jego matka, pani Halina, od razu przejęła dowodzenie. – Aniu, musisz być silna dla dzieci – powtarzała, ale jej spojrzenie mówiło coś innego: „To twoja wina”.
Wszystko zaczęło się sypać, kiedy zadzwoniła do mnie jakaś kobieta. Głos miała cichy, drżący:
– Przepraszam… Czy mogę porozmawiać z Anną Nowak? To ważne…
– Tak, przy telefonie.
– Ja… Nazywam się Marta Kowalczyk. Proszę mi wybaczyć, ale… ja jestem… byłam… blisko z pani mężem.
Zamarłam. Przez chwilę nie rozumiałam znaczenia tych słów.
– Co pani mówi?
– Michał… On… My się spotykaliśmy od kilku miesięcy. Nie wiedziałam, że jest żonaty. Dowiedziałam się dopiero po wypadku…
Nie pamiętam, co odpowiedziałam. Chyba się rozłączyłam. Świat nagle stał się obcy i zimny. Michał miał romans? Mój Michał?
Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Nie mogłam patrzeć na dzieci bez poczucia winy i wstydu. Zosia pytała o tatę coraz częściej, a ja nie umiałam jej odpowiedzieć. Teściowa patrzyła na mnie z coraz większą podejrzliwością.
Któregoś wieczoru znalazłam w jego laptopie folder oznaczony inicjałami „MK”. W środku były zdjęcia – Michał z Martą na spacerze nad Wisłą, Michał śmiejący się do obcej kobiety tak, jak kiedyś śmiał się do mnie. Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce.
Zadzwoniłam do mojej mamy.
– Mamo, Michał mnie zdradzał…
– Aniu, kochanie… – jej głos był ciepły i łagodny – Musisz być silna dla dzieci. Ale pamiętaj też o sobie.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć sens w tym wszystkim. Czy to moja wina? Czy byłam zbyt zajęta pracą? Czy mogłam coś zauważyć wcześniej?
Następnego dnia pojechałam do szpitala. Michał nadal leżał nieprzytomny. Usiadłam przy jego łóżku i zaczęłam mówić:
– Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś? Przecież mieliśmy być rodziną…
Łzy kapały mi na dłonie. Wtedy weszła Marta. Miała czerwone oczy i trzymała w ręku bukiet tulipanów.
– Przepraszam… Nie chciałam tego wszystkiego…
Spojrzałyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu.
– On cię kochał? – zapytałam cicho.
– Nie wiem… Myślę, że był zagubiony. Mówił o dzieciach… O tobie…
Wyszłam ze szpitala z poczuciem pustki. W domu czekała na mnie kolejna burza – teściowa krzyczała:
– To przez ciebie! Gdybyś była lepszą żoną…
Nie wytrzymałam:
– Może gdyby pani syn był lepszym mężem!
Wybiegłam na klatkę schodową i rozpłakałam się jak dziecko.
Minęły tygodnie. Michał powoli odzyskiwał przytomność, ale nie pamiętał ostatnich miesięcy. Lekarze mówili o „amnezji pourazowej”. Patrzył na mnie z ufnością dziecka.
– Aniu… Co się stało?
Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Czy mam mu wybaczyć? Czy mam udawać, że nic się nie stało?
Dzieci potrzebowały ojca. Ja potrzebowałam prawdy.
Któregoś dnia usiadłam przy jego łóżku i powiedziałam wszystko – o Marcie, o zdjęciach, o bólu i zdradzie.
Michał płakał jak dziecko.
– Przepraszam… Nie wiem dlaczego…
Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć. Ale wiem jedno: już nigdy nie będę tą samą osobą.
Czy można odbudować zaufanie po takim upadku? Czy warto próbować dla dzieci? A może lepiej zacząć wszystko od nowa?
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: „Czy jeszcze kiedyś będę umiała zaufać drugiemu człowiekowi?”