Gdy babcia usłyszała, że jej wnuk czeka na jej dom – historia, która rozdarła naszą rodzinę
– Słyszałaś, co powiedział Paweł? – zapytała mnie cicho mama, kiedy wracałyśmy z kuchni do salonu. W jej głosie drżał niepokój, a ja poczułam, jak ściska mi się żołądek. Nie musiałam pytać, o co chodzi – już wcześniej słyszałam urywki rozmowy mojego szwagra z jego żoną, moją siostrą Anią. „Jak babcia umrze, to ten dom będzie nasz. W końcu ktoś musi się nim zająć” – powiedział Paweł, jakby chodziło o nowy samochód albo działkę pod miastem.
W tamtej chwili coś we mnie pękło. Przez całe życie wierzyłam, że rodzina jest najważniejsza, że możemy na siebie liczyć. Babcia Zofia była dla nas wszystkich ostoją – to u niej spędzaliśmy święta, to ona ratowała nas swoimi pierogami i dobrym słowem, kiedy świat walił się na głowę. Nigdy nie sądziłam, że ktoś z nas mógłby traktować ją jak przeszkodę do spadku.
Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie wciąż słyszałam słowa Pawła – zimne, wyrachowane. Zaczęłam się zastanawiać: czy tylko on tak myśli? Czy może wszyscy po cichu liczą na dom babci? Czy ja też jestem winna, skoro czasem myślałam o tym, jak ciężko będzie utrzymać ten stary dom po jej śmierci?
W sobotę cała rodzina zebrała się u babci na imieninach. Atmosfera była napięta, choć wszyscy udawali, że wszystko jest w porządku. Paweł śmiał się głośno, Ania krzątała się przy stole, a babcia siedziała w swoim ulubionym fotelu i patrzyła na nas z lekkim uśmiechem. Nagle podniosła głos:
– Dzieci, chciałam wam coś powiedzieć. Wiem, że nie jestem już młoda i pewnie nie zostało mi wiele czasu… Ale proszę was o jedno: nie kłóćcie się o ten dom. To tylko mury i dach. Najważniejsze jest to, co mamy w sercach.
Zapadła cisza. Wszyscy spuścili wzrok. Czułam łzy pod powiekami – wiedziałam, że babcia musiała coś usłyszeć. Może podsłuchała rozmowę Pawła? Może ktoś jej powiedział?
Po obiedzie wyszłam na ganek, żeby zaczerpnąć powietrza. Dołączyła do mnie Ania.
– Marta… – zaczęła niepewnie. – Wiem, co słyszałaś. Paweł nie powinien był tak mówić. Ale on się martwi… O przyszłość, o dzieci…
– A ja się nie martwię? – przerwałam jej ostro. – Myślisz, że dla mnie ten dom nic nie znaczy? Ale nigdy nie traktowałam babci jak przeszkody!
Ania spuściła głowę.
– Przepraszam… Po prostu… Czasem mam wrażenie, że wszystko się rozpada.
Patrzyłam na nią długo. Byłyśmy siostrami, a jednak czułam się tak daleko od niej jak nigdy wcześniej.
Wieczorem zadzwoniła do mnie babcia.
– Martuś, wiem, że coś się dzieje. Nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili. Dom to tylko rzecz. Najważniejsze jest to, żebyście byli razem.
Nie mogłam powstrzymać łez.
– Babciu… Przepraszam za wszystko. Nie chciałam…
– Wiem, kochanie. Ale pamiętaj: rodzina to nie testament ani akt własności. To miłość i zaufanie.
Po tej rozmowie długo siedziałam w ciemności. Z jednej strony czułam ulgę – babcia wiedziała i rozumiała. Z drugiej – gniew na Pawła i żal do Ani narastały we mnie z każdym dniem.
Następne tygodnie były pełne napięcia. Mama próbowała łagodzić sytuację, ale tata coraz częściej milczał przy stole. Paweł unikał mojego wzroku, a Ania stała się cicha i zamknięta w sobie. Nawet dzieci wyczuwały atmosferę – przestały biegać po ogrodzie i bawić się tak beztrosko jak dawniej.
Pewnego dnia babcia poprosiła nas wszystkich o spotkanie. Siedzieliśmy w salonie jak na przesłuchaniu.
– Chciałam wam powiedzieć, że zapisałam dom na fundację – oznajmiła spokojnie. – Nie chcę, żebyście się kłócili po mojej śmierci. Lepiej niech ten dom służy innym.
Wszyscy zamarliśmy. Paweł pobladł, Ania zaczęła płakać. Mama próbowała protestować:
– Mamo, przecież to nasz dom! Tu dorastaliśmy!
Babcia spojrzała na nią łagodnie.
– Wiem, ale nie chcę zostawiać wam ciężaru ani powodu do kłótni.
Wyszłam wtedy na dwór i długo chodziłam po ogrodzie. Czułam pustkę i smutek – straciliśmy coś więcej niż dom. Straciliśmy zaufanie do siebie nawzajem.
Od tamtej pory rzadziej się spotykamy. Każdy zamknął się w swoim świecie. Czasem myślę o tym domu – o zapachu ciasta drożdżowego, o śmiechu przy stole… I pytam siebie: czy naprawdę warto było? Czy dom może być ważniejszy od rodziny?
Może kiedyś znów będziemy potrafili ze sobą rozmawiać bez żalu i pretensji? Czy można odbudować to, co zostało złamane przez chciwość i niedopowiedzenia? Co wy byście zrobili na moim miejscu?