Gorzka decyzja syna: Kiedy musisz oddać mamę pod opiekę obcych

– Mamo, proszę… nie rób mi tego – mój głos drżał, kiedy próbowałem zapiąć jej płaszcz. Siedziała na brzegu łóżka, patrząc na mnie tymi samymi oczami, które kiedyś rozświetlały się na widok mojego pierwszego rysunku. Teraz były zamglone, pełne żalu i niezrozumienia.

– Nie chcę tam iść, Piotruś. Ja sobie poradzę – wyszeptała, a jej dłonie ściskały moją jakby tonęła i tylko ja mogłem ją uratować.

Wiedziałem, że nie poradzi sobie. Ostatni raz, gdy zostawiłem ją samą na noc, sąsiadka znalazła ją rano na klatce schodowej – błąkała się w nocnej koszuli, szukając mojego ojca, który odszedł dwadzieścia lat temu. Lekarz powiedział jasno: „Demencja postępuje. Potrzebuje stałej opieki.”

Ale jak mam oddać własną matkę obcym ludziom? Jak mam wymazać z pamięci jej zapach ciasta drożdżowego w niedzielne poranki, jej śmiech podczas wspólnego oglądania „Czterech pancernych”? Jak mam pogodzić się z tym, że teraz to ja muszę być dorosły?

– Piotruś… – powtórzyła cicho. – Zostaw mnie tu. Proszę.

Nie mogłem. Nie po tym, co się stało ostatnio. Zbyt wiele razy już ryzykowałem. Próbowałem tłumaczyć:

– Mamo, to tylko na chwilę. Tam będą o ciebie dbać. Ja będę przychodził codziennie.

Ale wiedziałem, że to kłamstwo. Praca, dzieci, żona – życie nie pozwalało mi być przy niej tak często, jak bym chciał. I właśnie to poczucie winy ściskało mnie za gardło najbardziej.

Kiedy w końcu udało mi się ją przekonać – a raczej złamać – zaczęliśmy pakować jej rzeczy. Każda sukienka, każdy szalik miał swoją historię. W szufladzie nocnej szafki znalazłem stary zeszyt w kratkę. Otworzyłem go z ciekawości.

„Dla Piotrusia – żeby wiedział, kim była jego mama.”

Zacząłem czytać. Pierwsze strony to wspomnienia z dzieciństwa: jak biegała po polach w rodzinnej wsi pod Radomiem, jak marzyła o studiach w Warszawie. Potem pojawiły się wpisy o mnie – o moich pierwszych krokach, chorobach, radościach i smutkach.

Ale dalej…

„Nie powiedziałam mu nigdy prawdy o ojcu. Bałam się, że mnie znienawidzi.”

Zamarłem. Przewracałem kolejne kartki jak w transie.

„Marek nie był jego biologicznym ojcem. Prawdziwy ojciec Piotrusia odszedł zanim się urodził. Marek pokochał go jak swojego, ale nigdy nie miał odwagi powiedzieć prawdy.”

Poczułem, jak świat usuwa mi się spod nóg. Przez całe życie żyłem w przekonaniu, że mój ojciec był moim ojcem. Teraz wszystko zaczęło się sypać jak domek z kart.

Wróciłem do mamy z zeszytem w ręku.

– Mamo… dlaczego mi nie powiedziałaś?

Spojrzała na mnie nieprzytomnie. Chyba nie rozumiała już pytania.

– Piotruś…? Gdzie jest Marek? – zapytała nagle z nadzieją.

Nie odpowiedziałem. Usiadłem obok niej i po raz pierwszy od lat pozwoliłem sobie na łzy.

Tego dnia zawiozłem ją do domu opieki pod Warszawą. Pielęgniarka była uprzejma, pokazała nam pokój z widokiem na ogród. Mama patrzyła przez okno i milczała.

– Będzie pani tu dobrze – zapewniała pielęgniarka.

Ale ja widziałem w oczach mamy pustkę i strach.

Przez kolejne tygodnie odwiedzałem ją regularnie. Czasem mnie poznawała, czasem myliła z własnym bratem. Za każdym razem miałem ochotę zabrać ją z powrotem do domu.

W domu opieki poznałem innych ludzi w podobnej sytuacji. Rozmawialiśmy o winie, o żalu, o tym, jak trudno pogodzić się z odwróceniem ról. Jedna z kobiet powiedziała:

– Najgorsze jest to poczucie zdrady. Że oddajemy ich obcym.

Zacząłem zastanawiać się nad swoim życiem. Czy byłem dobrym synem? Czy mogłem zrobić więcej? Czy gdybym znał prawdę wcześniej, coś by się zmieniło?

Pewnego dnia przyniosłem mamie jej zeszyt.

– Mamo, napisałaś tu wszystko…

Spojrzała na mnie i przez chwilę wydawało mi się, że rozumie.

– Piotruś… przepraszam – wyszeptała i uścisnęła moją dłoń.

To było ostatnie świadome zdanie, jakie od niej usłyszałem.

Dziś siedzę w pustym mieszkaniu mamy i przeglądam jej rzeczy po raz setny. Zastanawiam się: czy naprawdę znałem własną matkę? Czy można wybaczyć tajemnice z przeszłości? I czy kiedykolwiek przestanę czuć ten ciężar winy?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można pogodzić miłość do rodzica z koniecznością oddania go pod opiekę innych?