Jak powiedzieć mężowi, że umieściłam jego matkę w domu opieki i nie czuję się winna?
– Znowu nie podałaś mi leków na czas! – głos pani Haliny rozbrzmiał w kuchni jak alarm. Stałam przy zlewie, próbując zapanować nad drżeniem rąk. Mój mąż, Tomek, jeszcze spał na górze, a ja już od szóstej rano byłam na nogach, żeby przygotować śniadanie, posprzątać po wczorajszej kolacji i sprawdzić, czy teściowa nie wyrzuciła znowu swoich tabletek do kosza.
Nie tak wyobrażałam sobie nasze życie po ślubie. Rok temu, kiedy Tomek poprosił mnie o rękę, byłam pewna, że razem stworzymy dom pełen ciepła i wzajemnego wsparcia. Ale już miesiąc po weselu okazało się, że pani Halina nie może dłużej mieszkać sama. Upadła w łazience, złamała biodro i od tego czasu potrzebowała stałej opieki. Tomek nie miał rodzeństwa, a ja – choć nigdy nie byłam jej ulubienicą – zgodziłam się, żeby zamieszkała z nami. „To tylko na chwilę,” powtarzał Tomek. „Dopóki nie stanie na nogi.”
Minął rok. Pani Halina nie tylko nie stanęła na nogi, ale z każdym miesiącem stawała się coraz bardziej wymagająca i złośliwa. Potrafiła godzinami narzekać na wszystko: na pogodę, na jedzenie, na mnie. „Moja synowa nawet herbaty nie umie zaparzyć,” mawiała przez telefon do swojej siostry. Czułam się jak intruz we własnym domu.
Najgorsze były wieczory. Tomek wracał zmęczony z pracy i siadał przed telewizorem, a ja zostawałam sama z jego matką. Często płakałam w łazience, żeby nikt nie słyszał. Próbowałam rozmawiać z Tomkiem, ale zawsze odpowiadał: „To moja mama. Musimy jej pomóc.” A ja coraz częściej zadawałam sobie pytanie: kto pomoże mnie?
Pewnego dnia, kiedy wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle, zobaczyłam panią Halinę leżącą na podłodze w salonie. Krzyczała na mnie, że za długo jej nie było, że specjalnie ją ignoruję. Pomogłam jej wstać, ale tego wieczoru coś we mnie pękło. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie słyszałam tylko jej słowa: „Jesteś złą żoną dla mojego syna.”
Następnego dnia zadzwoniłam do ośrodka opieki społecznej. Rozmawiałam długo z panią Anią – pielęgniarką, która cierpliwie wysłuchała mojej historii. „Nie jest pani sama,” powiedziała cicho. „Wiele kobiet przechodzi przez to samo.” Umówiłyśmy się na spotkanie.
Przez kolejne tygodnie przygotowywałam się do tej decyzji. Zbierałam dokumenty, rozmawiałam z lekarzami i psychologiem. Tomek niczego się nie domyślał – był pochłonięty pracą i remontem garażu. Czułam się jak zdrajczyni, ale jednocześnie wiedziałam, że dłużej tak nie wytrzymam.
Dzień przeprowadzki był najgorszy. Pani Halina płakała i krzyczała, że jestem potworem. „Mój syn ci tego nie wybaczy!” – wrzeszczała, gdy pakowałam jej rzeczy do walizki. Pielęgniarki próbowały ją uspokoić, ale ona tylko szarpała się i przeklinała pod nosem.
Kiedy wróciłam do pustego domu, usiadłam na podłodze w kuchni i rozpłakałam się jak dziecko. Przez kilka godzin nie mogłam się ruszyć. Wiedziałam jednak, że to była jedyna słuszna decyzja.
Wieczorem Tomek wrócił wcześniej niż zwykle. Od razu zauważył ciszę.
– Gdzie jest mama?
Zebrałam się w sobie.
– Tomek… Twoja mama jest w domu opieki.
Patrzył na mnie przez długą chwilę bez słowa.
– Co ty zrobiłaś?
– Nie mogłam już dłużej… Przepraszam, ale to było ponad moje siły.
– Nawet mnie nie zapytałaś? – jego głos był cichy i zimny.
– Bałam się twojej reakcji… Ale musiałam wybrać siebie.
Przez kolejne dni Tomek prawie się do mnie nie odzywał. Spał na kanapie w salonie, wychodził z domu wcześnie rano i wracał późno w nocy. Widziałam w jego oczach żal i rozczarowanie. Ale pierwszy raz od miesięcy mogłam spokojnie zasnąć bez lęku przed kolejnym dniem.
Po tygodniu usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Bo wiedziałam, że nigdy się na to nie zgodzisz… A ja już nie dawałam rady.
– Myślisz, że to było łatwe dla mnie? – zapytał cicho.
– Wiem… Ale czy ktoś z nas pomyślał o mnie?
Długo milczeliśmy. W końcu powiedział:
– Muszę to przemyśleć.
Minęły dwa miesiące. Tomek odwiedza swoją mamę raz w tygodniu. Ja zaczęłam chodzić na terapię i powoli odzyskuję równowagę. Nasze małżeństwo jest inne – mniej beztroskie, bardziej ostrożne. Ale pierwszy raz od dawna czuję się wolna od poczucia winy.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy miałam prawo postawić siebie ponad rodzinę? Czy można kochać i jednocześnie powiedzieć „dość”? Może każda granica jest początkiem czegoś nowego…