Kiedy dziadek wybrał sąsiadkę: Historia rodziny, która rozpadła się przez miłość na starość

– Dziadku, nie możesz tego zrobić! – krzyknęłam przez łzy, patrząc jak Stanisław pakuje swoje rzeczy do starej walizki. W pokoju unosił się zapach lawendy, który zawsze kojarzył mi się z babcią Haliną. To był jej ulubiony zapach, a teraz wydawał się ostatnim śladem po niej w tym domu. Dziadek nawet nie spojrzał w moją stronę. Jego twarz była kamienna, a ręce drżały lekko, gdy składał sweter, który babcia własnoręcznie dla niego zrobiła.

Jeszcze pół roku temu nasza rodzina była jak z obrazka. Niedzielne obiady, śmiech dzieci, opowieści dziadka o dawnych czasach. Dziadek Stanisław był naszym autorytetem – człowiekiem, który przeżył wojnę, odbudował dom po pożarze i zawsze wiedział, co powiedzieć w trudnej chwili. Babcia Halina była jego cieniem i światłem jednocześnie – cicha, pogodna, zawsze z herbatą i ciastem. Kiedy zmarła nagle na zawał w zeszłym roku, świat się zatrzymał. Wszyscy płakaliśmy, ale najbardziej dziadek. Przez pierwsze tygodnie chodził jak cień, nie odzywał się prawie wcale.

Potem zaczęliśmy zauważać zmiany. Dziadek coraz częściej znikał z domu na długie godziny. Mówił, że idzie na spacer albo do sklepu, ale wracał późno. Pewnego dnia zobaczyłam go przez okno – siedział na ławce przed domem sąsiadki, pani Jadwigi. Rozmawiali długo, śmiali się. Nie zwróciłam na to większej uwagi – przecież dziadek znał ją od lat, była wdową od dekady.

Ale potem zaczęły się plotki. Ciocia Basia zadzwoniła do mnie wieczorem: – Słyszałaś? Twój dziadek podobno codziennie jada u Jadwigi kolacje! – mówiła z oburzeniem. – Co ludzie powiedzą? Jeszcze nie minął rok od śmierci Haliny!

Próbowaliśmy rozmawiać z dziadkiem. Mama płakała: – Tato, nie możesz tak szybko zapomnieć o mamie! Przecież ona by tego nie chciała! Dziadek milczał. Patrzył przez okno na ogród i tylko raz powiedział cicho: – Halina nie chciałaby, żebym był sam.

Wszystko pękło pewnego marcowego popołudnia. Dziadek zaprosił nas wszystkich na obiad. Myśleliśmy, że chce porozmawiać o testamencie albo podzielić się wspomnieniami o babci. Zamiast tego oznajmił spokojnym głosem: – Postanowiłem się ożenić z Jadwigą. Kocham ją i chcę z nią spędzić resztę życia.

Zapanowała cisza tak głęboka, że słychać było tylko tykanie zegara. Wujek Marek zerwał się od stołu: – Oszalałeś? Zdradzasz pamięć mamy! Dziadek spojrzał mu prosto w oczy: – Nie zdradzam nikogo. Po prostu nie chcę być sam.

Od tamtej chwili wszystko się zmieniło. Mama przestała odbierać telefony od dziadka. Ciocia Basia napisała mu list pełen żalu i wyrzutów. Ja próbowałam go zrozumieć, ale czułam się zdradzona – jakby ktoś wyrwał mi kawałek dzieciństwa.

Dziadek wyprowadził się do Jadwigi dwa tygodnie później. Przestał przychodzić na rodzinne spotkania, nie pojawił się nawet na urodzinach prawnuczki Zosi. Kiedy próbowałam go odwiedzić, Jadwiga otworzyła drzwi i powiedziała chłodno: – Stanisław nie chce nikogo widzieć.

W domu zrobiło się cicho i pusto. Mama płakała nocami, tata przeklinał pod nosem. Nawet dzieci przestały pytać o pradziadka. Każdy dzień bez niego był jak rana, która nie chce się zagoić.

Minęły miesiące. Pewnego dnia dostałam od dziadka list – krótki, napisany drżącą ręką:

„Kochana Aniu,

Wiem, że was zawiodłem. Ale samotność jest gorsza niż śmierć. Jadwiga dała mi ciepło i spokój, których tak bardzo potrzebowałem po odejściu Haliny. Nie proszę o wybaczenie, tylko o zrozumienie.

Stanisław”

Czy mogłam go zrozumieć? Czy miał prawo do szczęścia po tylu latach poświęceń dla rodziny? Czy my mieliśmy prawo go potępiać?

Spotkałam go przypadkiem na cmentarzu przy grobie babci. Stał tam długo w milczeniu, trzymając w ręku bukiet białych róż. Podszedł do mnie powoli.

– Aniu…

Nie wiedziałam co powiedzieć. Chciałam go przytulić i jednocześnie krzyczeć ze złości.

– Dziadku… Czy ty jeszcze nas kochasz?

Spojrzał na mnie oczami pełnymi łez.

– Kocham was wszystkich… Ale czasem człowiek musi wybrać siebie.

Odwrócił się i odszedł powoli alejką między grobami.

Do dziś nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć. Czy miłość do drugiego człowieka może być winą? Czy samotność usprawiedliwia wszystko?

Może każdy z nas kiedyś stanie przed takim wyborem…