Kiedy prawda nie jest po twojej stronie: Moja walka o sprawiedliwość w rodzinie
– Nie wierzę, że to naprawdę się dzieje – powiedziałam cicho, patrząc na Darusia, który siedział przy stole z głową w dłoniach. W kuchni unosił się zapach kawy, ale wszystko wydawało się gorzkie. Właśnie wróciliśmy od notariusza. To tam dowiedzieliśmy się, że mieszkanie po teściu przypadło w całości jego bratu, Arturowi. My – po piętnastu latach małżeństwa, po latach opieki nad schorowanym ojcem Darka – dostaliśmy tylko kilka starych zdjęć i porcelanowy serwis, który nawet nie był kompletny.
Nie mogłam powstrzymać łez. Czułam się zdradzona, upokorzona. Przez tyle lat znosiłam kaprysy teściowej, pomagałam jej w domu, gotowałam obiady na święta, a kiedy zachorowała, to ja biegałam do apteki i pilnowałam, żeby brała leki. Darek był zawsze tym „mniej ważnym” synem, ale nigdy nie sądziłam, że aż tak bardzo. – Dlaczego ona to zrobiła? – zapytałam go drżącym głosem. – Przecież to niesprawiedliwe!
Darek milczał. Widziałam, jak walczy ze sobą. Zawsze był spokojny, wycofany, nie lubił konfliktów. Ale teraz jego twarz była napięta, a oczy czerwone od łez. – Nie wiem, Iwona – wyszeptał w końcu. – Może mama uważała, że Artur bardziej zasłużył? Może…
Przerwałam mu gwałtownie: – A kto siedział przy ojcu w szpitalu? Kto jeździł na rehabilitację? Artur nawet nie dzwonił! – Czułam, jak narasta we mnie gniew. Przez chwilę miałam ochotę po prostu wyjść z domu i nigdy nie wrócić. Ale wiedziałam, że muszę być silna dla nas obojga.
Wieczorem zadzwoniła teściowa. Jej głos był chłodny i oficjalny:
– Mam nadzieję, że nie będziecie robić problemów. Tak zdecydował ojciec.
– Ojciec? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Przecież on ledwo mówił pod koniec życia! Kto napisał ten testament?
– Iwona, nie zaczynaj. Wszystko jest zgodnie z prawem.
Rozłączyła się bez słowa pożegnania. Zostałam z telefonem w ręku i poczuciem bezsilności. Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy powinniśmy iść do sądu? Czy warto walczyć o sprawiedliwość, jeśli cała rodzina odwróci się od nas? Darek był coraz bardziej zamknięty w sobie. Unikał rozmów o spadku, jakby miał nadzieję, że problem sam się rozwiąże.
W pracy nie potrafiłam się skupić. Koleżanka z biura zauważyła moje rozkojarzenie:
– Coś się stało?
– Rodzinne sprawy… – odpowiedziałam wymijająco.
Ale w końcu wybuchłam płaczem i opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem powiedziała coś, co utkwiło mi w pamięci:
– Czasem rodzina potrafi najbardziej zranić. Ale musisz walczyć o siebie.
Wieczorem wróciłam do domu z nową energią. Zaczęłam szukać informacji o podważeniu testamentu. Okazało się, że nie jest to takie proste – potrzebne są dowody na to, że został sporządzony pod wpływem nacisku albo gdy ojciec był niezdolny do podejmowania decyzji. Przeglądałam stare dokumenty medyczne teścia, szukałam świadków jego stanu zdrowia.
Darek patrzył na mnie z niedowierzaniem:
– Po co to robisz? Przecież i tak nic nie wskórasz.
– Nie mogę tak po prostu odpuścić! – krzyknęłam. – To nie chodzi tylko o pieniądze czy mieszkanie. Chodzi o godność! O to, żeby ktoś w końcu zobaczył naszą wartość!
Zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. On chciał spokoju za wszelką cenę, ja – sprawiedliwości. W pewnym momencie poczułam, że oddalamy się od siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet nasze dzieci zauważyły napiętą atmosferę w domu.
Pewnego dnia Artur przyszedł do nas „porozmawiać”. Przyniósł butelkę wina i udawał przyjacielskiego:
– Słuchajcie, wiem, że jesteście rozczarowani… Ale mama miała swoje powody.
– Jakie powody? – zapytałam ostro.
– No… Ja zawsze byłem bliżej rodziców…
Parsknęłam śmiechem przez łzy:
– Bliżej? Ty nawet nie wiedziałeś, kiedy ojciec miał operację!
Artur wzruszył ramionami:
– Może po prostu mama uważała, że ty sobie poradzisz lepiej niż ja.
Po tej rozmowie poczułam się jeszcze gorzej. Zrozumiałam, że dla nich liczy się tylko własny interes. Że nikt nie widzi mojego wysiłku ani poświęcenia Darka.
W końcu zdecydowaliśmy się na konsultację z prawnikiem. Ten jednak rozłożył ręce:
– Jeśli testament został sporządzony zgodnie z prawem i nie ma dowodów na nacisk czy niepoczytalność… trudno będzie go podważyć.
Wyszliśmy z kancelarii w milczeniu. Darek objął mnie ramieniem:
– Może czas pogodzić się z tym wszystkim?
Ale ja nie potrafiłam odpuścić. Czułam się jak ktoś niewidzialny – jakby moje życie i praca nic nie znaczyły dla tej rodziny.
Minęły miesiące. Nasze relacje z teściową praktycznie przestały istnieć. Artur zamieszkał w odziedziczonym mieszkaniu i nawet nie zaprosił nas na kawę. Darek zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Ja próbowałam żyć dalej, ale wciąż czułam gorycz.
Czasami budzę się w nocy i pytam siebie: czy warto było walczyć? Czy lepiej byłoby odpuścić od razu i zachować resztki godności? A może to ja jestem winna temu wszystkiemu? Czy rodzina naprawdę potrafi tak bardzo zranić człowieka?
Może ktoś z was przeżył coś podobnego? Jak poradzić sobie z poczuciem niesprawiedliwości i zdrady przez najbliższych?